Sala Gorlickiego Centrum Kultury pękała w szwach, był to trzeci koncert tej znanej warszawskiej formacji w naszym miasteczku.
Wszyscy, którzy dobrze znają repertuar „Grupy MoCarta” wiedzieli, że oprócz klasycznej muzyki Mozarta, Chopina usłyszą ciekawe interpretacje znanych współczesnych utworów. Tak też się stało: melodie polskich szlagierów, mieszały się z amerykańskim i brytyjskimi hitami. Nie sama jednak muzyka absorbowała zgromadzoną publiczność, ale także dowcipne, z polotem zagrane scenki rodzajowe parodiujące program „ You can dance” i filmy szpiegowskie o Bondzie. Co ciekawe zespół udowodnił, że wykonując muzykę klasyczną, można wykorzystać do akompaniamentu nie tylko skrzypce i wiolonczelę, ale również bardzo praktyczny w zastosowaniu worek nylonowy, rakietkę i piłeczkę do tenisa stołowego. Najbardziej zapamiętamy jednak tą część programu, która odbywała się w całkowitych ciemnościach (na szczęście nie była to awaria, bo to byłby dopiero wstyd), a jedynymi widocznymi punktami, były świecące diody, przymocowane do smyczków. Wrażenie było niesamowite dla oczu i uszu zgromadzonych. „Grupa MoCarta” promując prorodziną tematykę, pochwaliła się swoimi pociechami, które za pośrednictwem środków multimedialnych, wyraziły swoje subiektywne opinie o tatusiach muzykach.
Gorlicka publiczność dała się porwać muzyce i dowcipowi artystów, dlatego też pozostając pod wielkim wrażeniem całego występu, zmusiła „Grupę MoCarta” do półgodzinnego bisowania. Dopiero nawiązując do wypowiedzi zaprzyjaźnionego z kabaretem Artura Andrusa, by „mężowie poszukali swoich żon, a żony swoich mężów i poszli wreszcie do domu”, wszyscy zebrani wstali i udali się do swoich domów.
Iwa
fot: Sławomir Tokarski
Napisz komentarz
Komentarze