Zadbany, dobrze ubrany. Mężczyzna zmierzał w kierunku urzędu pracy. Niestety, nigdy się tam nie pojawił. Upadł tracąc przytomność. Leżącego przy chodniku mężczyznę mijało wiele osób - nie pomógł nikt. Dopiero po chwili podeszła do niego osoba, która sprawdzając podstawowe czynności życiowe wezwała pomoc i podjęła akcję resuscytacyjną.
Standard znany wszystkim, nawet najmłodszym, nie wymaga wiele siły ani umiejętności. Niestety, potrzebujący pomocy nie wysyłają zaproszeń, ani nie są specjalnie oznakowani - z inicjatywą niesienia pomocy musimy wyjść intuicyjnie. Szokujący jest fakt, że osoba nieprzytomna leżąca na chodniku dla wielu takim sygnałem nie była.
Mimo wysiłku udzielenia pomocy było już za późno - mężczyzna zmarł.
Szkolenia z pierwszej pomocy są powszechne, znajomością zasad postępowania może pochwalić się niemal każdy. Co jednak z tego, skoro dzisiejsze zdarzenie wystawia nam jako społeczeństwu smutna wizytówkę - pozbawieni empatii nie reagujemy wtedy kiedy trzeba. Na znieczulicę wpływa z pewnością wiele faktów: strach, brak pewności siebie, zniechęcenie do niesienia pomocy w związku zbyt często spotykanymi osobami nieprzytomnymi po spożyciu alkoholu.
Nic jednak nie tłumaczy tego, że w dobie powszechnie dostępnych telefonów, przy często uczęszczanej ulicy ma miejsce podobne wydarzenie jak to dzisiaj.
Pozbawiony szansy na pomoc człowiek umiera, ponieważ cichy bohater, który zdecydował się przyjść z pomocą przybył zbyt późno. Nie wiemy jak potoczyłoby się dalsze jego losy, gdyby ktokolwiek od razu zareagował. Z pomocą przychodzą nam jednak nieubłagane statystyki - szansa na powrót do pełni sił po epizodzie nagłego zatrzymania krążenia są ogromne. Warunek jest jednak jeden - szybko udzielona pierwsza pomoc.
Dziś tego zabrakło.
Napisz komentarz
Komentarze