Nie, nie szyłam od dziecka – zaprzecza Małgosia Smyka, tytułowa Margot. I dopowiada: Początek mojej przygody z szyciem jest raczej dość traumatyczny, bo wiąże się z niespodziewanym zwolnieniem z ukochanej pracy, w jasielskiej bibliotece.
Po kilku dniach bezczynnego siedzenia w domu, mama Małgosi postanowiła zmotywować córkę do działania i kupiła jej… maszynę do szycia. Taką najprostszą, którą nadal można czasami kupić w jednym z supermarketów.
Od razu rzuciłam się na głęboką wodę, bo zabrałam się za szycie królika tilda, czyli takiej maskotki-szmacianki z długimi uszami – wspomina. I zaraz dodaje: Oczywiście, że nie wyszedł idealny, ale potem był kolejny i kolejny, aż wreszcie byłam zadowolona z efektu.
Kilka tygodni później okazało się, że w Gorlicach organizowany jest kurs szycia, co prawda szycia ubrań, ale Małgosi chodziło o to, żeby nauczyć się obsługiwać maszynę i w pełni wykorzystywać jej potencjał.
Ubrań nie zaczęłam szyć, chociaż nie miałabym z tym większych problemów, ale różnica pomiędzy tym, jak szyłam przed kursem, a jak po nim, była, delikatnie mówiąc, zauważalna – mówi ze śmiechem.
Już w czasie zajęć do głowy przyszedł pomysł bloga, na którym mogłaby dzielić się swoimi pomysłami, inspirować innych. Zaczęło się poszukiwanie nazwy…
Chciałam, żeby była związana ze mną i z Beskidem Niskim i tak powstała „Chatka Margot” – mówi.
Blog działa od 2010 roku, od tego czasu pojawiło się kilkaset wpisów, nie tylko pokazujących produkty, które powstały pod szyldem „Chatki Margot”, ale również takich związanych z aktualnymi trendami w dekorowaniu wnętrz, naturalnymi kosmetykami czy przepisami na wegańskie i wegetariańskie przysmaki.
Blog zmieniał się z roku na rok, tak jak zmieniały się upodobania ludzi, z którymi współpracowałam. Pojedyncze produkty zostały zastąpione seriami – opowiada Małgosia Smyka.
Margot z uśmiechem mówi, że kiedy szyła swojego pierwszego królika nie przypuszczała, że kilka lat później będzie pracowała nad patchworkowymi narzutami czy namiotami tipi, w których mieści się kilkoro przedszkolaków.
W międzyczasie jedna prosta maszyna została zastąpiona kilkoma profesjonalnymi. Jedne służą to precyzyjnego szycia, inne świetnie sprawdzają się w pracy z ogromnymi patchworkami. Wszystko jest projektowane z największą precyzją, personalizowane, pakowane…
W jej domowej pracowni wszystko ma swoje miejsce, a od liczby kolorowych rolek z materiałami czy nićmi można dostać zawrotu głowy. Nawet wśród kilku jednocześnie „szyjących się” rzeczy panuje ład i porządek. Tu nie ma mowy o pomyłkach – jeśli ma być złota nitka, to na pewno nie pojawi się srebrna.
A Margot? Zaczęła właśnie nowy, lepszy rozdział. Nie książki, a życia. Chociaż dobrą książkę też potrafi polecić, a do niej ręcznie szytą zakładkę z ulubionym cytatem.
Najbardziej cieszę się, że gorliczanie coraz częściej wybierają ręcznie robioną lakę szmaciankę, zamiast tej plastikowej, że w swoich domach stawiają na dekoracje unikalne, ponadczasowe, trwałe – mówi na zakończenie.
Napisz komentarz
Komentarze