Wyciągniętych rąk w sieci nie brakuje. Czasem są to stowarzyszenia i popularne organizacje, oferujące darmową pomoc osobom potrzebującym. Niebieska linia, Pogotowie duchowe – to dwie oferty wsparcia dla osób, które potrzebują wsparcia, a najłatwiejszą i najbardziej dostępną formą staje się dla nich wykonanie telefonu. Inni poszukują pomocy na anonimowych forach internetowych – pod nierozpoznawalnym nickiem prowadzą dyskusje, próbują opowiedzieć o swoim problemie, poszukać opinii osób z zewnątrz. Czasem znajdują ukojenie, czasem zostają zdruzgotani przez hejterów. Ci ostatni nie zdają sobie często sprawy, że rozmawiają z osobą, która w akcie rozpaczy otwiera się przed światem, który go ostatecznie wydaje się odrzucać.
Pośród wielu profesjonalnych, my znajdujemy zaś ofertę absolutnie nietypową.
Wystarczy napisać – po kilku godzinach powinniśmy się spodziewać odpowiedzi, a w niej: dobrego słowa, czasem opisu minionego dnia, komentarza związanego z naszą sytuacją. Osoba oferująca pomoc obiecuje wysłuchać, wesprzeć. W kilku słowach opowiada o emocjach, swoich przeżyciach, zachęca do kontaktu. Nie jest z wykształcenia ani terapeutą ani psychologiem, ale chce nieść ukojenie w trudnych chwilach: kiedy czasem trudno wykrzyczeć i wypłakać to co człowieka boli w środku.
Nie zgadza się na wywiad. Rola płatnego przyjaciela jest dla niej tabu, nie chce rozgłosu. Potwierdza jednak: nie brakuje jej pracy.
Coś, co na zachodzie zaczyna być normą, u nas pozostaje dziwactwem
Znajdujemy jeszcze kilka podobnych ofert – za niewielką opłatą ludzie proponują rozmowę – anonimową, na czatach lub poprzez maile. Nie są profesjonalistami, ale obiecują, że dzięki temu nie spotkamy się z formułkami wyjętymi z podręczników. Nie będą próbowali nas nawracać. Chcą wejść w rolę przyjaciół, którzy może nie rozwiążą naszych problemów za nas, ale z przyjemnością podtrzymają z nami kontakt w trudnych chwilach.
Niektórzy zamieszczają swoje krótkie biogramy, opisują problemy, z którymi sami się uporali lub od których uciekli: alkoholizm w rodzinie, przemoc, rozwód, lista jest długa. Ta rekomendacja ma być dużo lepsza od uniwersyteckiego dyplomu profesjonalisty, który o swoich problemach nie opowie, a wyuczoną empatią może wręcz odrzucać i zniechęcać.
Przyjaciel do wynajęcia wydaje się być nową nazwą dla terapeutów, asystentów, psychologów i tych, których misją jest niesienie pomocy.
Freelancerzy są jednak coraz bardziej popularni. Dlaczego?
Nadal pokutuje mit konsultacji psychologicznych i psychiatrycznych jako oznaki słabości. Tymczasem prośba o taką pomoc jest najczęściej efektem wielkiego samozaparcia, woli poprawy swojej sytuacji i odważnym krokiem. Stając twarzą w twarz z drugą osobą obnażamy się ze swoimi emocjami i problemami. To często jedyna słuszna droga radzenia sobie z problemami.
Nie wszyscy jednak są gotowi na taki krok.
Poszukują ukojenia na forach internetowych, a jeśli taki kontakt im nie wystarczy, wykupują usługę „przyjacielskiego kontaktu”. Poza zupełnie innym poziomem komunikacji, podkreśla się także niską cenę takiego kontaktu – próżno szukać pomocy u profesjonalisty za stawkę kilkunastu-kilkudziesięciu złotych.
W Japonii za niewielką opłatą można w czasie posiłku skomunikować się poprzez wideotransmisję z inną osobą. Bez rozmów, bez wymiany doświadczeń – tylko po to by mieć towarzysza. O Amerykanach mówi się, że nie potrzebują przyjaciół – mają swoich psychiatrów. W największych miastach Polski także powstają coraz dłuższe listy osób do wynajęcia: na spotkania rodzinne, na codzienne aktywności, nie na pokaz.
Czy jesteśmy aż tak osamotnionym społeczeństwem że nawet znajomość musi kosztować?
Szczycimy się mobilnością – jesteśmy gotowi rzucić z dnia na dzień swoje środowisko życia, wyjechać, zmienić pracę. Więzy międzyludzkie są jednak kosztem, którego często nie jesteśmy w stanie wkalkulować. Tracimy zaufanie do ludzi po tym jak zauważamy że życie, które prowadzą w Internecie jest tak naprawdę inne od tego, którym żyją na co dzień. Czy tylko odpłatna znajomość jest w tym momencie uczciwa?
Mając tysiące znajomych „na fejsie” nie mamy z kim porozmawiać. Uśmiechając się do setek nowych zdjęć nie mamy komu spojrzeć prosto w oczy.
Odpłatni przyjaciele chcą za pieniądze rozmawiać. Czy jednak można oczekiwać od nich prawdziwego zaangażowania emocjonalnego? I czy tego właśnie się od nich oczekuje?
Gorliczanie nie płacą (jeszcze?) za przyjaźń i wsparcie.
Mimo wielu internetowych znajomości nieustannie poszukują bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem. Nie ukrywają zamiarów, nie zasłaniają twarzy. O nich właśnie opowiemy Wam w kolejnej - ostatniej części tego minicyklu.
foto:pixabay
Napisz komentarz
Komentarze