Wojciech Naczelnik – malarz, rysownik jest absolwentem Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Kielcach. Studia na Uniwersytecie Świętokrzyskim w Kielcach, na kierunku edukacja artystyczna w zakresie sztuk plastycznych, o specjalności malarstwo sztalugowe odbywał w latach 2000-2005 w pracowni prof. Ewy Pełki. Jest autorem kilku wystaw indywidualnych prezentowanych m.in. w Opatowie, Staszowie, Kielcach oraz wystaw zbiorowych w kieleckim BWA.
Prace Wojciecha Naczelnika zaprezentowane na gorlickiej wystawie układają się w dwa odrębne cykle, z których jeden stanowi wyraźne uogólnienie, syntezę poprzedniego. Nawiązanie do surrealizmu widoczne na początku ekspozycji, jest oczywistą trawestacją dobrze znanych wzorów. Kto pamięta obrazy René Magritte’a, Giorgio de Chirico, czy Salvadora Dali, ten bez trudu rozpozna właściwy układ odniesienia. Jednak motywy zaczerpnięte ze znanej tradycji, ulegają dalekiemu przetworzeniu i są przez artystę wykorzystane zaledwie jako punkt wyjścia drogi wiodącej ku nowej oryginalnej wizji. Patrząc na zgromadzone płótna można odnieść wrażenie, że zachodzi nawet pewna sprzeczność pomiędzy treścią „przedmiotową” tych prac a ich właściwą malarską intencją. Poszarpane materie, jakieś szwy, pogięte blachy, agresywne elementy nieorganicznych struktur, zdają się tylko pretekstem do czysto malarskich studiów, które zdradzają niezwykłą wrażliwość i głębię spostrzeżeń. Właściwym tematem tych prac wydaje się kolor, którym artysta posługuje się w sposób naprawdę mistrzowski. Rozpoznając zatem wszystkie oczywiste tropy wiodące ku tradycji współczesnego malarstwa widzimy, że znane tematy zostały przywołane i przetworzone w sposób oryginalny. Motyw pękającej płaszczyzny, jakiejś zaburzonej (może rozkwitającej) powierzchni, z której wyłania się jednak tylko pustka - wszystko to skądś znamy, jednak artysta eksploatuje wszystkie te elementy, nadając im zupełnie nowy i odkrywczy kontekst.
Prace zgromadzone na wystawie pokonkursowej znamionuje daleka różnorodność i trudno jest mówić o jednolitym charakterze całej ekspozycji, szukając dlań jakiegoś wspólnego mianownika. Mamy przegląd koncepcji artystycznych, od abstrakcyjnych kompozycji takich, jak Zwiastun Jerzego Dobrzynieckiego czy Dwiostości Zigniewa Belkiewicza, po zainspirowany literaturą Krystyny Pachulskiej-Wiekiery Po tańcu sen. Artyści reprezentują odmienne temperamenty i style, zaś tytułowe odwołanie do chopinowskich motywów pejzażu jest zaledwie ramą pozwalającą uzasadnić, dlaczego wszystkie te obrazy znalazły się obok siebie razem. Gombrowicz w swych Dziennikach przestrzegał przed spiętrzeniem indywidualności - bazarem geniuszu. Sztuka, nawet ta nieco słabsza, jest z natury swej arystokratyczna, to znaczy nie znosi „kolektywu”. Wielość takich, z których każdy aspiruje, by być tym jedynym, rodzi paradoks - swoisty błąd kategorialny. I nie jest to problem etyczny, jakaś kwestia pychy na tle współzawodnictwa lecz, jak się wydaje, chodzi tu o fundamentalny sposób istnienia dzieła sztuki, które jeśli dzisiaj coś w ogóle może naśladować, to właśnie unikatowość perspektywy ludzkiego istnienia poszczególnego.
Mimo wszystko, takie malarskie omnium po trochum, jakie znajdujemy w małej sali Kunza, potrafi dać rzetelne wyobrażenie o pracach konkursu i pozwala odbiorcy na zapoznanie się z szerokim zakresem wielu artystycznych możliwości.
Obie ekspozycje zwiedzać można do 23 lutego.
Paweł Nowicki
Napisz komentarz
Komentarze