Henry Moore
11 marca w piątek w Ośrodku Konferencyjno-Wystawienniczym „Kasztel w Szymbarku” odbyło się uroczyste otwarcie wystawy rzeźby i malarstwa zatytułowanej WOKÓŁ FIGURY. Ekspozycja ta obejmuje prace artystów związanych z warszawską Akademią Sztuk Pięknych: Macieja Aleksandrowicza, Stanisława Bracha, Piotra Gawrona, Zofii Glazer-Rudzińskiej, Małgorzaty Gurowskiej, Hanny Jelonek, Andrzeja Kokoszy, Marka Kowalskiego, Mieczysława Kozłowskiego, Zbigniewa Piotra Lorka, Jakuba Łęckiego, Andrzeja Łopińskiego, Antoniego Janusza Pastwy, Romana Pietrzaka, Rafała Rychtera, Jarosława Skoczylasa, Krzysztofa Sokoła, Grzegorza Witka, Mariusza Woszczyńskiego i Romualda Woźniaka.
Zebranych powitał Zdzisław Tohl, dyrektor Muzeum Dwory Karwacjanów i Gładyszów w Gorlicach. Pośród honorowych gości znalazł się Wicestarosta Powiatu Gorlickiego, Karol Górski.
***
W wiosennym zmierzchu jasna bryła kasztelu ukazuje swą sylwetkę na tle górskiego horyzontu. Wilgotne powietrze pachnie topniejącym śniegiem. Od rzeki ciągnie dokuczliwy chłód. Przy wejściu do zamku posadzono jakieś niskie krzaczki, z których pewnie wyrośnie kiedyś renesansowy żywopłot. Krople na gałązkach stoją nieruchomo. Myśląc o renesansie zwykle miałem przed oczyma letnie popołudnie, kiedy brzęczą pszczoły, szczęśliwe dzieciństwo, drogę w stronę zachodzącego słońca. Teraz próbuję sobie wyobrazić lipę Kochanowskiego, ale taką zimową, bez liści, gdy zacina rozpaczliwy deszcz. Na czas, w którym żyjemy także patrzymy przez zdradliwe klisze. Borges pisał o Awerroesie, który będąc muzułmaninem nie mógł pojąć istoty teatru.
Jesteśmy w Szymbarku, w nowo otwartym oddziale muzeum, w ośrodku wystaw artystycznych. Wiele lat trwała rekonstrukcja dworu wraz z jego obejściem. To co udało się konserwatorom i budowniczym zdaje się imponujące. Wystawa mieści się w dworskiej oficynie, bo tak nazwano przestronny budynek, który niegdyś mógł być wozownią, stodołą? W każdym razie wchodzi się doń przez wjazdowe wrota, a brak ogrzewania świadczy o tym, że na pewno nikt tu nigdy nie mieszkał. Tak przynajmniej wynika z rekonstrukcji. Jest moda, aby galerie sztuki, koncerty urządzać w surowych sceneriach. Nie koniecznie musi to być postindustrial. W każdym razie chodzi o to, by prace artystów prezentować w przestrzeniach kontrastujących z tradycyjnym pojmowaniem sztuki. Jest w tym jakaś autoironia, coś w duchu Herberta. By myśląc o sprawach na prawdę ważnych nie zapominać o cenach wina, i widząc jasny kształt nie wypierać się jego mrocznej strony, trochę ku przestrodze ale też w poszukiwaniu pełni. Mamy świadomość, że to, co potrafimy sobie wyspekulować, wyrasta z niezgłębianego morza oddziaływań szerszych niż samo myślenie a ludzka wrażliwość i wyobraźnia pną się jak bluszcz po skorupach minionego życia.
Wewnątrz w łagodnym świetle z plazmowego telewizora, który stoi pod ścianą, słychać śpiew flamenco. Telewizor w galerii? Nowoczesny gadżet mówi nam, że prawdą dzisiejszego świata jest medialna chwilowość. Skądś przychodzi wspomnienie martwej natury Jana D. de Heema – świeże brzoskwinie, nieukończony list z krucyfiksem i czaszką, na błękitnej tasiemce zegarek (wówczas cud techniki), bukiet świeżych kwiatów, nawet kropla rosy… Ale dla ulotności dzisiejszego świata alternatywą nie jest boska wieczność lecz nieskończona multiplikacja, chaos, kakofonia.
Bryły geometryczne zawsze wyrażały idealny ład. Greckie słowo eidos, od którego pochodzi termin idea, oznacza po prostu wygład, kształt. Matematyczna idealizacja wiąże się nieodłącznie z wizualną oczywistością. Każdy, kto po dłuższym namyśle zdołał rozwikłać trudny problem wie, że zrozumieć to znaczy „zobaczyć”. Cud rozumienia polega na tym, że pośród chaosu w końcu udaje się nam ujrzeć porządek, model, kształt. W pojęciach zawsze zawiera się element ogólności. Grecka rzeźba starała się uchwycić to co powszechne, wieczną prawdę rzeczy. Tak więc to, co jednostkowe, konkretne zarazem niepowtarzalne nie mieściło się w kanonie sztuki. Tak było przez stulecia, choć różnie pojmowano status tego, co ogólne. Zadaniem dzieła było odzwierciedlać porządek istotowy, czyli to co zawiera się w pojęciu. Ale dziś mamy świadomość, że ludzkie życie, nie da się ustalić, zdefiniować ani wyłożyć za pomocą abstrakcyjnych pojęć. Egzystencjalizm znalazł swe odzwierciedlenie również w kreacjach rzeźbiarzy. Za jednego z najwybitniejszych artystów zaliczanych do tego nurtu zwykło się uważać Adama Myjaka. Wśród prac zaprezentowanych na wystawie w Szymbarku da się odnaleźć wiele, którym bardzo bliski zadaje się duch jego twórczości. Stąd okaleczone materie, surowe struktury, tworzywo potraktowane „dosłownie” w swoim tu i teraz, kreacje przemawiające przez swą bezpośrednią, wręcz magiczną obecność. Rzeźba – uformowany materiał nie jest znakiem, za którym kryje się jakaś abstrakcyjna prawda – znaczenie. Rzeźba jest faktem, który krzyczy, milczy „uporczywie jest” i swoją obecnością kokietuje, intryguje to znaczy wikła nas w metafizyczną intrygę z innymi rzeczami. Do tego nurtu twórczości należy zaliczyć prace Grzegorza Witka - cykl zatytułowany Dialog oraz usytuowaną w centralnej części sali Tożsamość.
Widzimy drewniany element - zarys ludzkiej stopy umieszczony wewnątrz metalowej klatki. Drewno i metal mieszają się ze sobą, jak gdyby wyrosły razem na wspólnym podłożu i były przejawem pierwotnej kosmicznej arche. Czy są parą przeciwieństw, która istnieje od zawsze? Drewno ze swą „ciepłą” fakturą, miękkie, niegdyś żywe stoi w opozycji do metalu, który zdaje się wyrażać zimny ład i dyscyplinę. Drewno „niezdarnie” ociosane, wydaje się ludzkie wobec przemyślnej konstrukcji tworów intelektu. Życie spętane przez cywilizację, bierna materia (hyle czyli drewno) nienadążająca za wymaganiem formy? Ale przecież człowiek jest twórcą formy.
Nie jest rzeczą interpretatora ustalanie sensu dzieła tak, jak gdyby stanowiło ono rebus do rozszyfrowania. Dzieło ma promieniować wielością odniesień tak, jak diament obracany w dłoni, połyskuje wielobarwnymi refleksami światła. Zresztą nawet takie „literackie” próby odczytania rzeźby nigdy nie powinny przesłonić widzialnego tworzywa, jej faktury – prawdy materiału.
Z głębi wyłania się praca Andrzeja Kokoszy zatytułowana Pamięć przestrzeni. Z pewnej odległości wygląda jak dwa białe żagle poruszające się z wolna wokół wspólnej osi. Podchodząc bliżej, widzimy że jest to stelaż zbudowany z metalowych pałąków, na których rozpięte są dwa białe ekrany. Z przeciwległych rzutników podpiętych wewnątrz tej konstrukcji wyświetla się film. Całość obraca się w powolnym rytmie a na ekranach przesuwa się zwolna odchodzący obraz. To, co wyświetla się na dwóch płaszczyznach, to perspektywa jaka rozpościera się w polu widzenia obserwatora, który idzie pieszo. Widzimy cmentarny, mur drzewa pozbawione liści. Jest martwa pora roku – późna jesień, a może przedwiośnie. Świeci słońce lecz jego blask podkreśla tylko obcość wszystkich rzeczy. Jest jak w powieściach Kafki - minimum scenografii, znaki jak w algebrze, a przyroda ze swym cyklicznym kwitnieniem i wzrostem zdawałaby się tylko zbędnym pustosłowiem, przedrzeźnianiem bytu.
Jest coś z barokowej gry zwierciadeł w konstrukcji Kokoszy. Ten zagadkowy mechanizm stara się „imitować” ludzki sposób bycia - pewien aspekt doświadczenia, jego strukturę, dynamizm, narracyjność. Prawdą nas samych jest to, co widzimy „idąc przez życie” i co odkłada się w naszej pamięci. Zawsze znajdujemy się przecież w środku swego ruchomego horyzontu – od narodzin po śmierć. Jednak praca Kokoszy jest przede wszystkim rzeźbą, na którą trzeba patrzeć pod kątem tworzywa, kształtu i aranżacji przestrzeni. „Literackie” przesłanie obrazu, problem gnozeologiczny (prawda widzenia jako temat sztuki) - tak błyskotliwie uwikłane w zamysł konstrukcyjny, nie powinny przesłaniać czysto rzeźbiarskich walorów tej kreacji.
Indeks haseł Hanny Jelonek daje się odczytać jako pewien koncept, który ma sugerować daremność naszej wiedzy, jałową uczoność. Ludzka głowa sklejona z setek warstw papieru sprawia wrażenie martwej, ślepej, jakby owrzodziałej. Jest odpychająca i jakaś tępa bezwzględność da się wyczytać w jej rozmytych rysach. Wielki Biurokrata? Tyran? Duża jest ta głowa, ale podejrzanie lekka, zbyt lekka by udźwignąć ciężar odpowiedzialności, za to dość pojemna by przyjąć pokrętne sofizmaty, złą kazuistykę. Czy wywodzi się z kancelarii kafkowskiego Procesu? A może mogłaby być głową Eichmana z „banalności zła”? Ale może autorka chce nam tylko oznajmić, że życie jest tekstem do interpretacji, że wszystkie listy, zapiski, kartki pamiętników zaschną w nas na koniec… Ile możliwych życiorysów mieści ludzki los; ile wersji zdarzeń?
Na uwagę zasługuje również Dal Macieja Aleksandrowicza. Widzimy postać żołnierza, który przez lornetkę spogląda na mur wyrastający przed nim na odległość ręki. Żołnierz i mur są wykonani z tego samego tworzywa i stanowią nierozdzielną całość. Gładka powierzchnia w kolorze ochronnym, nowoczesna schludność, banalność postaci pogłębiają tylko poczucie absurdu. To czego się domyślamy, to fiasko ludzkich dążeń, dramat osaczenia, niemożność przedarcia się poza krąg własnych projekcji i złudzeń. Przypominają się wersy Eliota: Każdy w więzieniu swym myśli o kluczu myśląc o kluczu potwierdza więzienie… Wszyscy też pamiętamy Paragraf 22 a z Księgi Hioba pochodzi ukazanie życia ludzkiego jako wojny.
W podobnym duchu da się odczytać Andrzeja Łopińskiego pracę Bez tytułu. Ostry cios kamienia o surowym kształcie, długi niczym odwrócone ostrze sprawia wrażenie, że jest tworem naturalnym, niemal nie tkniętym inwencją rzeźbiarza. Skraj urwiska a może kamienny „negatyw” skalnej rozpadliny z sylwetką człowieka, który stoi na krawędzi. Cóż więcej dodać, by nie popaść w jałowy komentarz…
Nie jest moją intencją opis wszystkich rzeźb i obrazów zgromadzonych na wystawie. Piszę o tym, co pozostało w mojej pamięci. Mijajmy w życiu tyle miejsc, przedmiotów i gromadzimy wspomnienia równie wyrywkowe, które składają się potem na naszą tożsamość.
Dzieło sztuki jest zawsze pewną kondensacja sensu, która jest nam dana jako pewien dar. Coś do nas mówi, sugeruje tajemnicę, stawia pytania i oczekuje odpowiedzi. Pisząc o sztuce, próbuję nazwać to, co zobaczyłem, by w ten sposób odwdzięczyć się, nie pozostać głuchym…
Wystaw czynna jest do końca marca.
Paweł Nowicki
Napisz komentarz
Komentarze