Wernisaż wystawy fotograficznej „Podróż na wschód” i prezentacja monodramu „Russkij Ostrow” w wykonaniu Łukasza Matuszka, aktora Cieszyńskiej Sceny Teatralnej, to imprezy, na których mieliśmy okazję być w sobotnie popołudnie. Poza tematyką obydwa te wydarzenia łączy miejsce zamieszkania i działalności artystów, wszyscy są z Cieszyna.
Poniżej, krótka opowieść o spektaklu, tak jak zobaczył go jeden z widzów, oraz oficjalne informacje na temat wernisażu i monodramu zaczerpnięte ze strony internetowej http://www.gorlice.art.pl .
"Kasztel w Szymbarku jest niesamowitym miejscem. Co rusz odbywają się tam wernisaże, koncerty, wykłady i spektakle teatralne. Tylko wybierać i iść, bowiem dla każdego coś się znajdzie."
W sobotę, 24 marca wystawiony został tam monodram „Russkij Ostrov” w wykonaniu Łukasza Matuszka na motywach sztuki Jewgienija Griszkowca pt. „Jak zjadłem psa”. Monodram, hasło dosyć uwznioślające, inteligenckie, czyli będzie poważnie, pomyślałem. Przeglądając zdjęcia ze spektaklu jeszcze bardziej się w tym utwierdziłem. No bo siedzi sobie facet na krześle, wewnątrz wytyczonego z taśmy kwadratu, w marynarskiej czapce na głowie. Sztuka nowoczesna, czyli coś na co reaguje alergicznie, bowiem jest dla mnie niezrozumiała i zbyt nowoczesna. Ale poszedłem. I na szczęście zawiodłem się.
Monodram ten kojarzy się ze stand-upem rodem z kabaretowych scen. Aktor opowiada zabawne rzeczy, monologuje a ludzie się śmieją.
Jednak treść z pozoru jest tylko zabawna, przedstawia trudne życie marynarzy floty rosyjskiej, ich znudzenie, gdy siedzą w garnizonie, ich chęć obrony i śmierci za ojczyznę, a także problem z odnalezieniem się po powrocie do domu.
Łukasz Matusik na wstępie powiedział, że zaraz do nas wyjdzie nie on – aktor, lecz bohater i całkowicie tę obietnicę zrealizował. Ani przez moment nie pomyślałem że ten żołnierz, to tylko kreacja. Był tak prawdziwy, że zdawać by się mogło, że oto przed nami odbywa się film dokumentalny na żywo, że przyjechał marynarz i nam opowiada jak to jest w marynarce. Bohater cały czas utrzymał kontakt wzrokowy z publicznością, dzięki temu miało się wrażenie że mówi tylko i wyłącznie do nas.
Jednym słowem było naprawdę warto. I warto zaznaczyć, że „Russkij Ostrov” był inauguracją cyklu „Międzynarodowe Szymbarskie Teatrum Międzykulturowe – Teatr w Kasztelu”. Myślę więc, że w kasztelu będzie bardzo ciekawie."
Iryt
O spektaklu:
Nie bez powodu Jewgienija Griszkowca nazywa się swoim wśród obcych. Tym, co może odróżniać to przedstawienie od innych, jest fakt pominięcia samotności publicznej. Bohater mówiąc, zawsze pamięta, że na sali są obecni ludzie. Nieustannie się do nich zwraca. Wszystko, co wydarza się na scenie, przyjmuje formę serdecznej rozmowy. Reakcje publiczności – porozumiewawczy śmiech lub pełne współczucia milczenie – są dla bohatera Griszkowca bardzo ważne. Nie ma tu żadnego monologu wewnętrznego, ani działania za czwartą ścianą.
Monodram „Russkij Ostrov” zawiera elementy biografii Griszkowca, a ściśle mówiąc czas służby wojskowej gdzieś na wschodnich krańcach Rosji, która siłą rzeczy związana jest z jej rzeczywistością. Równocześnie jednak jest to opowieść oparta na „wschodnich obserwacjach” wykonawcy monodramu.
To, co najważniejsze dla bohatera, to przede wszystkim chęć zrozumienia. Przywołuje on najbardziej intymne wspomnienia ze swego życia. Równolegle udaje się mu dotrzeć do wspólnych różnym generacjom pokładów zbiorowego doświadczenia. Tylko wówczas bowiem, gdy przywołujemy tematy czy wspomnienia, które mają aspekt uniwersalny, możliwe jest wzajemne zrozumienie ludzi. Ważne jest także to, że Griszkowiec, a także wykonawca monodramu, kładą nacisk, nie na sytuację, lecz na przeżycia ludzi, którzy się w niej znaleźli.
O wystawie:
K jak Karastan, Karabach i Kazbek
Prezentowane przez Monikę Serafin zdjęcia wykonane zostały w trakcie podróży na Kaukaz Południowy w roku 2010. Cykl składa się z trzech impresji poświęconych kolejno Armenii, Górskiemu Karabachowi oraz Gruzji. Jak pisze autorka fotografii: „Do Armenii, nazywanej przez Ormian oficjalne – Hajastanem, nieoficjalnie przez niektórych Karastanem – krajem kamieni, pojechałam przede wszystkim z dwóch powodów. Pierwszym z nich był jej otwarty, górzysty, stepowy krajobraz. Drugim – ukryte w tymże krajobrazie, rozsiane po nim – wielowiekowe ślady ludzkiej cywilizacji i kultury. (...)Po drodze pojawił się malutki i naznaczony ormiańsko-azerskim zatargiem Górski Karabach. Dopowiedzeniem wyprawy okazała się krótka, aczkolwiek wartościowa i orientująca wizyta w Gruzji." Wyprawa w ten zakątek świata nie była w przypadku autorki przypadkowa. Pociągające ją bowiem od dawna obszary to przede wszystkim przestrzeń górska, która równocześnie jest obszarem przenikania się różnych kultur (tak jak to przykładowo ma miejsce w przypadku bliskich Karpat, jak i dalszych gór Kaukazu).
Lamazi Kargi
Cykl fotografii z ostatniej podróży Konrada Dwornika do Gruzji. Znaczą one drogę, jaką autor przemierzył w gruzińskim kraju począwszy od monastyru Gergeti usytuowanego u podnóży Kazbeku po wybrzeże Morza Czarnego i na powrót - po miasto Borjomi słynące ze swojej niezwyczajnej wody oraz stolicę Gruzji - Tbilisi. Po drodze, jak to w drodze, autor spotykał mniej i bardziej znane twarze. Odkrywał mniej lub bardziej znane miejsca. Odwiedzał starych znajomych. Poznawał nowych. Mottem swego fotograficznego reportażu z podróży uczynił natomiast słowa pewnej gruzińskiej kobiety, która rzekła mu, iż „im więcej ma się przyjaciół, tym lepszym jest się człowiekiem”.
(BP)
Napisz komentarz
Komentarze