Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
ReklamaHONER, okna, drzwi, bramy, rolety, plisy, moskitiery, żaluzje, roletki dzień-noc - Gorlice, ul. Biecka 72A
ReklamaZapraszamy do zakupów u wiodącego sprzedawcy rowerów elektrycznych - Iwo Bike w Gorlicach
Reklama DELIKATESY SZUBRYT – GORLICE, ul. Kościuszki 34A – Sprawdź najnowsze promocje! [od 9 do 23 września 2024]

Po roku od rejestracji Towarzystwa Literackiego im. Cypriana Norwida

Podziel się
Oceń

(…) 1.         Towarzystwo takie jak nasze jest miejscem spotkania osób, które – w przewadze – wcześniej się nie znały. Spostrzegamy świat dookolny rozmaicie i niejednakowe też stawiamy mu pytania. Jedne stowarzyszenia koncentrują się na pomocy bliźnim, na opiece nad słabszymi lub niedorosłymi. Inne grupują hobbystów uprawiających taniec, sport, fotografię czy zbierających podstawki pod kufle od piwa. W tej okolicy, odwiedzanej przez CZYTAJĄCYCH, gdzieś pomiędzy filozofami a miłośnikami („amatorami”) pieśni czy gawędy oberżysty mieści się i nasza konfraternia.

Określone w statucie cele i tryb działania sytuują Towarzystwo Literackie wśród stowarzyszeń bezinteresownych. Na pewno zaś bezinteresowni są ci nasi członkowie, którzy przebywają z dala od Sącza i nie mają przyjemności spotkania innych nawet raz w roku (aczkolwiek wierchomlańska „Chata u źródła” zaprasza każdą i każdego z nich, gdyby chcieli zakosztować wody mineralnej niekoniecznie z butelki). Mamy też zamiar w tym roku spotkać się w gronie osób mieszkających w Warszawie.

Oczywiście, możemy – naciągając znaczenie słów – i w naszym działaniu odnaleźć pewne korzyści dla członków Towarzystwa. Byłyby to na przykład: poznawanie się wzajemne i zdarzająca się nam wymiana poglądów lub smakołyków, a w szczególności poznawanie twórców, prowadzące do bardziej intymnego kontaktu z dziełem literackim, i w efekcie lepsza orientacja w zjawiskach literackich, może chwilami zaskoczenie w przestrzeni literackiej jak gdy klucz zaskakuje w zamku.

 

Parę słów o nieodległej okolicy. Gdy rozglądać się po sąsiednich powiatach, za wzór Sączowi tak w perspektywie historycznego „wczoraj”, jak i współczesnej, można by postawić Gorlice, miasteczko dziś trzydziestotysięczne, i cały ten region, gdzie ongiś krzyżowały się szlaki handlowe i tropy reformacji (co dla jakości myślenia było nieprzecenione). Za argument wystarczy krótka lista: biskup warmiński Marcin Kromer z Biecza, Wacław Potocki, podstarości biecki[1], młodo zmarły poeta języka łemkowskiego Bohdan Ihor Antonycz, umkniony z Warszawy Andrzej Stasiuk – a też Wydawnictwo Czarne pod kierunkiem Moniki Sznajderman i do tego znakomicie prowadzona przez Magdalenę Miller Miejska Biblioteka Publiczna…  Czego chcieć więcej? Na czasopismo literackie region Sącza i Gorlic nie może sobie pozwolić.

Co prawda, z różnych stron dochodzą głosy, że kultury wysokiej dziś nie ma nawet i w Paryżu. I że są na to silne dowody. Jednak już starożytni wiedzieli, iż niebycia w przyrodzie trudno dowieść, trzeba by Ziemię całą przepatrzyć. Więc na razie zakładać mamy prawo, że jeszcze jakieś cyprysy wystają ponad przydrożne grochole. Zarazem projektodawcy programów szkolnych przekonują Polaków, że można nie czytać prawie nic, a ostatecznie – w znikomych fragmentach. Niełatwo tej inwazji przeciętniactwa stawić opór.

 

Zanurzeni w swój czas, nie całkiem wiemy, co jest cyprysem, a co ma się ku grocholi. Próbujemy rozpoznać, czym się różni rzeczywista dykcja poety od zręcznej imitacji. Nie demonizujmy jednak: podglebie literackie (dzisiejszy pop) istniało zawsze, zawęźlone z twórczością naiwną i ludową. „Dla każdego coś miłego”, niezgorsza to dewiza (choć należy ostrożnie zapraszać sadystów na pokoje).

Co fascynujące w sztuce, także literackiej, to uporczywość, z jaką wypuszcza ona pędy wokół całkiem, zdawałoby się, zdrewniałego pnia – wokół tak zwanego rynku sztuki. W uprawie roślin takie niekontrolowane pędy byłyby niepożądane – jednak właśnie tą skrytą drogą, bez pytania o zgodę, przepływa rym i rytm, i gest rebeliancki. Dam przykład dość wyrazisty, choć nie rodzimy: proza Vedrany Rudan.

 

Oliwka – drzewo najbardziej dla Śródziemnomorza znamienne – potrafi trwać i owocować tysiąc lat, pozór tylko śmiertelnego zdrewnienia oczom przedkładając. Naszą krainę, nieco już północną, oliwka omija, ale razem z Grecją i Troją znajdujemy się w krainie lasu bukowego:

 

O białoskrzydła morska pławaczko,

Wychowanico Idy wysokiej,

Łodzi bukowa…

Zatem jesteśmy zabłąkani na terytorium wspólnym, choć o splątanych ścieżkach. Komu do Aten, komu do Sparty, a komu do Koryntu?

 

Kontrapunkt. Może wszyscy piszący wiersze i nowelki są już tylko ginącymi dinozaurami, a rozumiejący Norwida – szczątkową mutacją, która wkrótce ustąpi miejsca nowym cybergatunkom? Jest w tym jakaś idea. W gruncie rzeczy nie musi nas obchodzić, że świat, jaki znamy, z Cervantesem i Goethem, Kafką i Coetzee’m zatonie już wkrótce, po kolejnej reformie oświaty. Zatańczymy trepaka na bagnie.

 

Wszystko to piszę, kreśląc zygzaki wokół naszej sądeckiej mizerii. Teraz, gdy przyszedł kryzys, jest jeszcze śmieszniej. Czytamy, że w Krakowie obcięto fundusze na festiwale. A Towarzystwu Literackiemu niczego zabrać nie mogą – oto przewaga ludzi wolnych, jak w znanej lwowskiej piosence. I bankructwo nam nie grozi. Ktoś powie: marna pociecha, ale ja, rozmaicie przez minione pół wieku wabiony, odrzekę: niebiedna wcale ta potrawa. Epikurejska. Na chleb i wodę, i ser w święto – mamy. Co ponad to? rozmowy pod bukami? w Bacówce nad Wierchomlą? zresztą rozmaicie, bo Beskid szeptem przywołuje. Od Łemków, od Pogórzan, od Lachów i Słowaków.

 

2.         Dawno temu w Nowym Sączu, może na wzór Krakowa, a podobnie do wielu miast polskich, istniało bractwo literackie, czyli chrześcijańska elita: umiejących czytać. Podobno członkowie bractwa nosili (a w każdym razie niektóre bractwa tak czyniły) kaptury na głowach. Pomagać to mogło na samopoczucie, bo czasem wstyd przyznać się, co kto naskrobie, więc kaptur przydatny; ale literatura tym nie rosła. Można się zastanowić nad jakąś częścią garderoby lub rekwizytem jako wyrazem upodobań. Aulos lub flet? Sandały?

 

3.         Ortega y Gasset przestrzega: stowarzyszenie jest przeciwieństwem społeczeństwa. To ostatnie (a więc społeczeństwo) możemy opisywać przez zmianę obyczaju, instytucji prawnych czy dziejów walk o władzę. Z kolei w stowarzyszeniu znajdujemy tylko podstawowe struktury porządkujące, zwane niedokładnie zarządem i komisją rewizyjną. Oczywiście, w „zarządzie” mamy – znowu dla zaspokojenia oczekiwań wokół nas – osoby o przydzielonych funkcjach: skarbnika, przewodniczącego itd. Jednak rola zarządu w stowarzyszeniu jest czymś innym niż w spółce prawa handlowego czy w organizacji samorządowej. Zarząd Towarzystwa Literackiego ani jego przewodniczący niemal niczym nie zarządzają. To raczej każdy członek stowarzyszenia przewodniczy swemu działaniu na rzecz stowarzyszenia. Zaś „zarząd” jest prędzej… czym?... sekretariatem? radą plemienia?

 

4.         To, jakie działania podejmujemy, znajduje swój oschły wyraz w corocznych sprawozdaniach podczas wiosennych walnych zebrań Towarzystwa. Zapewne warto jednak wskazać explicite, jaki proponujemy tryb inicjowania i podejmowania zadań w Towarzystwie.

Otóż zarząd stara się wesprzeć każde zgodne ze statutem Towarzystwa przedsięwzięcie, które zostanie zainicjowane przez dowolnego z członków. Najczęściej jednak zarząd liczy na to, że równocześnie ktoś z członków podejmie się realizacji; nie jest bowiem – sądzimy – rolą zarządu przydzielać zadania jak w instytucjach publicznych.

W ten sposób nasze Towarzystwo pozostaje emanacją tych skłonności jego członków, które łączą myśl o poezji (i o innych, mniej subtelnych rodzajach sztuki słowa) z upodobaniem raczej do pikniku niż akademii, raczej do ulotności niż zmarmurzenia. Zapewne, powoduje to mniejszą energię Towarzystwa Literackiego, przejawianą w inicjatywach, niż zacna aktywność niektórych innych stowarzyszeń, jednak opisaną tu drogą zmierzamy niespiesznie ku mglistej krainie    w o l n y c h    g e s t ó w.

Zachęcamy do podejmowania działań w różnej skali, zawsze takich, które uczestnikom przyniosą jakiś rodzaj przyjemności, a związanych z szeroko pojętym oddziaływaniem słowa. Raczej nie będzie to słowo perswazji, nacisku, przemocy. Intencja jest przeciwna. Z drugiej strony sam język, a zapewne i ludzka ułomność, spowodować mogą napięcie tam, gdzie pojawia się dyskurs. Dopowiedzmy: rzecz nie polega na unikaniu dialogu czy zgoła sporu, ale na utrzymaniu go w przestrzeni podobnej do greckiego agonu i jego szlachetnych przygód, z dala od podszytej pychą perswazji.

Dodam jeszcze do już powiedzianego, że inicjatywy, proponowane przez członków Towarzystwa, wcale nie muszą mieć szerokiego audytorium. Zależnie od spodziewanego rezonansu, możemy się spotykać w miejscach pojemnych (Sokół, Miasteczko Galicyjskie), pośrednich (choćby Mała Galeria Sądecka) lub swoiście intymnych (kawiarnia, izba muzealna czy szkolna, a nawet dom prywatny). Nie ma to implikować ekskluzywności, ta bowiem wynika już z naszych zainteresowań, a jedynie pozwalać na użycie właściwego naczynia dla płynu, jaki w nie wlewamy. Najchętniej – śródziemnomorskie wino, choć rozumiem zwolenników „rytu szkockiego”.

 

5.         Czternaścioro członków Towarzystwa ma adres warszawski, co po części wynika z roli stolicy, skupiającej energię licznych sądeczan. Jeszcze trochę, a warto będzie zmodyfikować statut, dopuszczając istnienie oddziałów Towarzystwa. Najpierw jednak powinien pojawić się ktoś, kto by taki oddział (na przykład warszawski) miał skłonność prowadzić. Może ktoś z członków się zadeklaruje lub odnajdzie? Byłoby i miło, i pożytecznie. Ale i tu nie ma pośpiechu, nie wiemy też, czy ujawni się  skłonność.

Niemniej zaczniemy od spotkania w Warszawie, zapewne jesienią, w Muzeum Literatury na Starym Mieście. Zaproszeni są oczywiście wszyscy członkowie Towarzystwa, im dalej mieszkający, tym oklaski gorętsze. Co najmniej obejrzymy tam wystawę, poświęconą Brunonowi Schulzowi.

 

6. Ruszyła (powoli… po szynach ospale…) podstrona naszej strony (www.towarzystwoliterackie.pl./sadeccy-tworcy), która ma zawierać coraz to liczniejsze i bogatsze materiały o pisarzach od ściany Gorców poza Biecz. Tym bardziej zapraszamy do wzbogacania tej strony notami o autorach, esejami, dokumentacją. Inne pomysły, dalej idące, mile widziane.

Czynimy to nie bez niepokoju, pamiętni, że wokół nas rozpościera się Abdera, której mieszkańcy wystosowali do Hipokratesa taki oto list o mieszkającym wśród nich filozofie:

 

Oszalał ziomek nasz – z płaczem pisali –

ciągle tylko czyta i czyta

i to zepsuło rozum Demokryta.

Przywołuję ową anegdotę za śp. Andrzejem Szczeklikiem z jego ostatniego dzieła „Nieśmiertelność” (strona 17.) Polecam je tutaj, a razem z nim – dokonania naszych członków już na rynku obecne (liczne. Nie wymieniam nazwisk i tytułów, bo ufam, że je znacie) lub dopiero zapowiedziane (jak „Pasja według Hanki” Anny Janko – ma być w księgarniach 16 czerwca, a że to dziełko też i erotyczne, doradzam kupić je nie tylko najbliższym, ale i na nagrody dla gimnazjalistów. Na zasłużone wakacje).

 

7.         Z małych wykroczeń powstawały zarówno niewielkie przygody, jak i prawdziwe imperia. Ktoś tam przekroczył jakąś rzeczkę, ktoś inny miał nauczyciela-filozofa, pewnemu panu za ciasna była Korsyka, a może nawet nie cała wyspa, lecz ciągłe napominanie ojca. A co powiedzieć o badaczach Arktyki? o Magellanie, którego nazwisko utkane jest całe z mgły?

Jak z pierwszego zdania opowieści wysnuł pan Sienkiewicz dzieje walecznego Kmicica? Kto poległ w nierównej walce z wiatrakami? Kiedy pan Samsa przemienił się w owada? Wszystkie te niepokojące pytania – i wiele innych – wciągamy jak biały proszek przez papierową tutkę. A chociaż pojawiają się e-booki, narkotyk działa. Z sennego dnia budzimy się do jawy opowieści.

(…)

 

 

Witold Kaliński, Wierchomla, 29 maja 2012 roku

 


[1] Nie dziwi nas literacka ranga Biecza. To tutaj warunkiem uzyskania w XVI wieku funkcji kierownika szkoły była znajomość greki, łaciny i języka niemieckiego, a wszystkie te języki skutecznie praktykowano w szkole.

Dodajmy, że kaci z Biecza też mieli więcej roboty niż oprawcy sądeccy i byli wypożyczani sąsiednim miastom, od Tarnowa i Rzeszowa po Muszynę i Krosno, w razie gardłowej potrzeby. W samym roku 1616 podobno ścięto w Bieczu 114 zbójów (zob. praca magisterska Anny Tryszczyło, WSP Kraków 1958.) Ilu było zbójów wśród prawników, dysponujących ścinanie, kroniki milczą.

 


Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaSądecka Jesień Kulturalna 2024 - 6 września - 6 października 2024
ReklamaAkademia Nauk Stosowanych w Nowym Sączu - aplikuj na studia
ReklamaAkademia Humanistyczno-Ekonomiczna w Jaśle - studiuj administrację blisko siebie - studia licencjackie i magisterskie, podyplomowe, on-line - zapisz się teraz i skorzystaj z aktualnych promocji
AKTUALNOŚCI
Reklama
ReklamaSądecka Jesień Kulturalna 2024 - 6 września - 6 października 2024
ReklamaAgencja Detektywistyczna „Biuro Bezpieczeństwa SPECTRUM – detektyw NOWICKI” zaprasza! GORLICE, ul. Michalusa 22
Reklama
Reklama ENERGO ELECTRIC – GORLICE ul. 11 Listopada 16 – Dzięki połączeniu doświadczeń i potencjału grupy możemy zagwarantować naszym klientom atrakcyjne warunki handlowe.