Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
ReklamaAUTO-GAZ Nikodem Groń - montaż i serwis samochodowych instalacji LPG - benzyna, diesel
ReklamaZapraszamy do zakupów u wiodącego sprzedawcy rowerów elektrycznych - Iwo Bike w Gorlicach
Reklama Zapraszamy na zakupy do Delikatesów Szubryt w Gorlicach przy ul. Kościuszki

Mega sensacja ubiegłego roku

Podziel się
Oceń

 Zaprosiliśmy Państwa do dwóch głosowań, na „wydarzenie” i „na gniot roku”. Bardzo dziękujemy za liczny udział w naszych ankietach. W pierwszym z tych głosowań, jako najważniejsze wydarzenie roku wskazaliście Państwo grę siatkarek Ekstremu w II lidze, a tuż za wydarzeniem sportowym uplasowało się wielkie wydarzenie kulturalne, czyli Festiwal muzyki "Się Dzieje Fest". W dziedzinie „gniotów” bezapelacyjnie wygrały ciągłe porewitalizacyjne poprawki w obrębie gorlickiego rynku. Na podium znalazło się jeszcze nasze gorlickie lodowisko oraz fakt zakorkowania miasta w godzinach szczytu komunikacyjnego.

 

Tymczasem, chciałbym Państwu przedstawić największą, moim zdaniem, „sensację” ubiegłego roku. To wielkie wydarzenie nie znalazło się w żadnym z zestawień, jednak jego siła jest ogromna.

W przedświątecznym wydaniu krakowskiego dodatku do jednej z centralnych gazet, ukazał się poradnik, gdzie w Małopolsce jeździć na nartach.

W poradniku tym wymieniono wiele stacji narciarskich, wiele stoków. Z wielkim zainteresowaniem analizowałem ten spis narciarskich atrakcji. W pewnym jednak momencie -zamarłem. Czytając tą bardzo poważną gazetę, nagle dotarłem do takiego oto fragmentu: „Gorlice. Wyciąg na Górze Cmentarnej. Wyciąg usytuowany na obrzeżach Gorlic przy ul. Hallera, o długości 300 metrów. Trasa narciarska oświetlona. Czynny do godziny 20 (przy wystarczającej liczbie osób)”.

Z drżeniem rąk jeszcze raz przyjrzałem się stronie tytułowej tej gazety, by sprawdzić datę wydania. Wszystko było aktualne, data jak nic - grudzień 2013. Dziennikarska rzetelność kazała mi potwierdzić informacje w co najmniej trzech źródłach.

Miałem jedno źródło, ogólnopolska gazeta, sięgnąłem więc do kolejnego, którym był portal skistacja.pl. Powiem Państwu, że oniemiałem z wrażenia. Pięknie zaprezentowany stok w Gorlicach, z cennikiem i godzinami otwarcia, dodatkowo, numer telefonu, gdzie można uzyskać informacje o stanie stoku, (dla ludzi małej wiary link).

Dwa źródła to sporo, ale jak już pisałem, potrzebne są trzy. Uznałem, że mogę sam podejść na opisywany stok i stać się źródłem, bo to blisko, a drogę pamiętam z dawnych czasów, gdy jeszcze „dzieckiem będąc” jeździłem na nartach. Rankiem udałem się więc ku podnóża Góry Cmentarnej, nową, piękną gorlicka arterią komunikacyjną. Szybko dotarłem w miejsce, w którym, po wcześniejszej lekturze spodziewałem się widoku przygotowanej do jazdy trasy i zobaczyłem ślicznie zarośnięty stok, chaszcze i brzozy. Po świetności „północnego” (tak ten stok był nazywany) pozostały jedynie nieczynne latarnie. Gdy tak tam stałem i patrzyłem, w zakamarkach mojej pamięci zaczęły pojawiać się obrazy. Obrazy z dawnych lat z czasów, gdy na Korczaku nie było jeszcze bloków, a wyciąg na Cmentarnej to była „klasyczna” wyrwirączka. Dla młodszych czytelników wyjaśnienie, wyrwirączka to stalowa lina swobodnie płożąca w terenie i kawał metalowego pręta, jak duży otwieracz do konserw, zaopatrzony w pętlę z liny do wczepiania się w linę. Rolę ratraków” na tym stoku pełniły osoby chcące jeździć. Po prostu, ubijaliśmy stok podchodząc na nartach w górę. To były czasy, gdy w zasadzie wszyscy jeździli na długich nartach, nartach które niespecjalnie chciały skręcać, ale dzięki temu każdy z nas musiał (chcąc nie chcąc) opanować choć podstawowe umiejętności skręcania. Na stoku odbywały się nawet zawody narciarskie.

Zjazd spod muru cmentarza, na wprost, w tak zwaną dolinkę, kończyliśmy efektownym skokiem. Znane są przypadki, że mało rozważny skoczek lądował głową w dół, a nawet na linie wyciągu. Zjazdy normalne, pełne były gracji, narciarze starali się jeździć jak najwężej, czyli praktycznie ze złączonymi nartami.

Powrót do miasta, to oddzielna historia. Mało kto pokonywał tę drogę ulicą, większość z nas zjeżdżała poprzez wtedy puste połacie (dzisiejsze osiedle Korczak). Gdy tak stałem sobie i wspominałem przypomniał mi się mój najbardziej ekstremalny zjazd powrotny.

Było już ciemno, narciarze powoli znikali ze stoku, więc i ja również uznałem, że czas wracać do domu. Ostatni raz wyjechałem na górę, potem z „szatni” pod cmentarnym murem, zabrałem swój plecak (praktycznie wszyscy przychodzili na stok z plecakami, w czymś trzeba było przynieść buty narciarskie) i skierowałam się w dół, nie stokiem ale właśnie przez pola w stronę „spalonej stodoły” (to mniej więcej miejsce, gdzie teraz stoi pomnik). Jak każdy, zacząłem od kilku odbić krokiem łyżwowym, by po chwili przyjąć pozycję zjazdową i szusować w dół. Kto pamięta tamtą trasę ten wie, że były tam dwa uskoki, pierwszy pokonałem bezproblemowo. Drugi również nie nastręczył mi trudności, ale tuż za nim zaczęły się „schody”. Z rosnącym przerażeniem uświadomiłem sobie, że oto znalazłem się na przewianym zaoranym polu, a te ciemne, liczne fragmenty, to nie brudny śnieg, ale wystające spod śniegu bruzdy. Natychmiast wyprostowałem sylwetkę, niestety, o kilka chwil za późno. Pierwsze szarpnięcie jeszcze zneutralizowałem podnosząc nartę, drugie też, zmieniając podniesioną nartę ale trzecie sprawiło, że nie mając czego podnieść, poleciałem po oranisku organizmem.

Gdy jakoś doszedłem do siebie, mniej więcej na wysokości dzisiejszej szkoły, uświadomiłem sobie, że przeżyłem. Aczkolwiek nie zdawałem sobie sprawy, gdzie są moje narty.

Dla wyjaśnienia, nie stosowano wtedy powszechnie stoperów, a jako zabezpieczenie przed ucieczką narty po upadku, używano pasków, z jednej strony przypiętych do wiązań, a z drugiej opasujących nogę powyżej buta. Młodzi i ambitni narciarze z pogardą odrzucali te paski.

Wracając do nart. Po pozbieraniu się z przelotu przez oranisko rozpocząłem powolne poszukiwanie moich wielgachnych desek, wielgachnych, bo w tamtych czasach przyjmowało się, że narta powinna mieć długość taką, by narciarz stojąc nakrywał jej czub ugiętą dłonią wyciągniętej w górę ręki. W moim konkretnym przypadku było to 2 metry 15 centymetrów. Kuśtykając i rozcierając bolące miejsca szukałem nart. Po dość długim czasie odnalazłem je w nurcie potoku Stróżowianka, mniej więcej w miejscu, które teraz przykrywa nowy most.

Po powrocie do domu stwierdziłem, że jeszcze tak wielkiego siniaka, to nigdy nie miałem. Sięgał on bowiem od kolana, poprzez biodro, aż w okolice żeber. Na plecach miałem pięknie odbity wzór butów przewożonych w plecaku. Zasadniczo były to ciężkie rany, ale na drugi dzień i tak musiałem iść do szkoły, gdyż wielkość siniaka nie zrobiła na mojej mamie wrażenia. Co więcej, późnym popołudniem byłem znów na „północnym” , by spod muru cmentarnego „walić na krechę w dolinkę” albo „kręcić” normalnie po stoku.

Mam teraz w rodzinie kilku młodzieńców w wieku podobnym, w jakim ja byłem wtedy i tak sobie pomyślałem, że dziś każdy z nich po takim „zaliczeniu” upadku, (tylko gdzie znaleźli by taki stok jak „północny”) spędziłby co najmniej tydzień w domu, jęcząc i narzekając, a ich rodzice skakaliby wokół ciężko rannych dzieci.

I to by było na tyle, tych moich, w sumie nie stanowiących żadnej sensacji wspominek. Bo prawdziwą sensacją jest fakt, że nadal w prasie, czy też na specjalistycznych portalach, można znaleźć informację, że w Gorlicach, na północnym stoku Góry Cmentarnej, działa w najlepsze wyciąg narciarski. Choć wszyscy wiemy, że wyciąg, już nie wyrwirączka, ale talerzykowy, przeniesiony został do Małastowa, gdzie również w tej chwili nie działa, bo zimę tego roku mamy bardzo wiosenną. Nic to, jak widać, legenda „północnego” jest wiecznie żywa, a narciarze żyją nią tak, jak kibice sławetnym meczem na Wembley.

 Lek

P.S.

Drodzy czytelnicy, dając upust moim nostalgicznym wspomnieniom z "północnego", pozwolę sobie na prośbę pod Waszym adresem. Może ktoś z Was, oprócz podobnych historii, posiada równie cenne, bo archiwalne zdjęcia z tamtych czasów? Jeśli tak, nie wahajcie się ani chwili dłużej i nadsyłajcie je na [email protected]

 

 

 

Powiązane galerie zdjęć:

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaSądecka Jesień Kulturalna 2024 - 6 września - 6 października 2024
AKTUALNOŚCI
Reklama
ReklamaSądecka Jesień Kulturalna 2024 - 6 września - 6 października 2024
ReklamaAgencja Detektywistyczna „Biuro Bezpieczeństwa SPECTRUM – detektyw NOWICKI” zaprasza! GORLICE, ul. Michalusa 22
Reklama
Reklama SANTANDER PARTNER - placówka partnerska nr 1 | Kredyty: gotówkowe, konsolidacyjne, hipoteczne, dla firm, leasing | GORLICE, ul. Legionów 12