Od sprzedawcy do niewolnika droga wydaje się być krótsza niż się wydaje. I nie chodzi tu o miejsce załogi sklepu w częstokroć korporacyjnej strukturze, ale to, w jaki sposób na sprzedawcę zaczynają patrzeć klienci.
Zwyczajne przedpołudnie w jednym z gorlickich supermarketów. Nie jest to dzień szczególnie wzmożonego ruchu w sklepach ani okres przedświąteczny. Ilość klientów przeciętna, a nawet niska. Leniwie snujący się klienci powoli i bez pośpiechu wybierają kolejne produkty, niektórzy wymieniają z uśmiechem uwagi, witają się, spotykają znajomych.
Spokojna atmosfera nie dotyczy jednak wszystkich.
Przy kasie pracująca szybko kasjerka – uprzejma, obdarzająca każdego uśmiechem i wyuczoną formułką grzecznościową z zaproszeniem na kolejne zakupy. Pozostali pracownicy sklepu uwijają się na sklepie aktualizując ceny, oferty promocyjne, dokładając towar, sprawdzając daty ważności, po prostu wykonując swoje obowiązki.
Mimo kilkuosobowej kolejki nikt nie narzeka na konieczność oczekiwania. Spokój momentalnie mąci wielki niezadowolony – człowiek, który przyszedł po przysłowiową bułkę i serek śniadaniowy. Mimo tylko dwóch produktów zmuszony jest do oczekiwania w kolejce, która stopniowo topnieje. Jego poczucie godności a jednocześnie, jak się wydaje źle rozumiana asertywność, powoduje, że już w chwili stawania w kolejce pyta o możliwość otworzenia drugiej kasy. Przecież on tu tylko przelotem, tylko 2 produkty, dlaczego miałby czekać?
Kolejka osób spogląda na niego z niedowierzaniem, a sama kasjerka – z zakłopotaniem. Szeptem tłumaczy się obsługiwanemu właśnie klientowi, że koleżanka właśnie teraz ma 5 minut przerwy – toaleta, drugie śniadanie. Wspomina nieśmiało o tym, że za chwilę i ona chciałaby się udać na chwilową chociaż przerwę. Wszyscy w kolejce to rozumieją i nikt nie pospiesza.
Poza jednym człowiekiem, który już od minuty nie może zapłacić za swoją bułkę i serek.
Niesmak pozostaje, ale kasjerka przywołuje koleżankę do pomocy. Ta przybiega, kończąc niemal w biegu swoje śniadanie. Do kasy podchodzi tylko wspomniany człowiek, kwitując całą sytuację pogardliwą wzmianką o organizacji pracy sklepu.
Pozostali klienci stoją jak wmurowani. Może i nie naruszono żadnej z reguł obsługi klienta, może wręcz mężczyzna upomniał się „słusznie o swoje” oczekując sprawnej obsługi. Mimo to wśród pozostałych klientów panowała milcząca zgoda – gdyby wiedzieli jak zareaguje ten człowiek, prawdopodobnie zgodnie pozwoliliby mu podejść do kasy od razu, ograniczając zakłopotanie własne i kasjerki.
Prawa klienta czy ludzka kultura?
Wydaje się, że przytoczona tutaj, autentyczna sytuacja pokazuje, że nasza arogancja coraz częściej powoduje, że pozorna walka o swoje prawa godzi w sytuację innych osób. Skrępowani byli wszyscy, poza mężczyzną nieco opacznie rozumiejącym swoje prawa. Nie chodzi tu jednak o odmawianie komukolwiek przysługujących mu praw, ale raczej o sposób dochodzenia ich i rzeczywisty brak empatii.
Atmosfera leniwego przedpołudnia nie oznaczała w tym przypadku braku pośpiechu – zarówno klientów jak i kasjerów. Nie było mowy o opieszałym działaniu czy celowym ograniczaniu ilości osób obsługi. Pech jednak spowodował, że pośród klientów załatwiających swoje sprawy sprawnie i kulturalnie znaleźli się niewolnicy gorączki świątecznej. Osoby zamknięte w trybie radykalnego, niewolniczego niemal podejścia dosług świadczonych przez sklepową obsługę.
Niekulturalni czy zwyczajnie proszący o swoje?
Napisz komentarz
Komentarze