Zanim wyjechała z kraju, skończyła na KUL-u studia polonistyczne, a następnie podyplomowe już w USA. Od 14 lat pracuje w stanie New Jersey, jako nauczycielka języka angielskiego.
Gorlicki etap swojego życia wspomina z rozrzewnieniem. Były to przede wszystkim lata szkolne, wypełnione odkrywaniem i poznawaniem świata przez pryzmat polskiej edukacji.
Najpierw chodziła do Szkoły Podstawowej nr 1, a potem do ogólniaka im. Marcina Kromera.
Bardzo wiele zawdzięczam moim gorlickim nauczycielom. Bez nich, nie byłabym osobą, którą jestem dzisiaj. Kilku z nich, odegrało szczególną rolę w moim życiu. Zaszczepili we mnie różne pasje, a zwłaszcza te do języków i literatury. Jeśli teraz czytają te słowa, doskonale wiedzą, że o nich mowa – mówi.
Pani Anna uczy języka angielskiego i literatury angielskiej dzieci z wielu krajów świata. Stan New Jersey, podobnie jak Nowy Jork, jest wielonarodowościowy. Ta mieszanka kulturowa i językowa jest widoczna również w szkole. Jej uczniowie pochodzą z krajów bardzo odległych od siebie. Są to między innymi Indie, Filipiny, Jemen, Nikaragua. Niektórzy reprezentują kraje Ameryki Południowej, takie jak Wenezuela, Kolumbia, Peru, Ekwador, a jeszcze inni Afrykę. Oczywiście są też Europejczycy, między innymi ze Słowacji, Polski oraz Ukrainy.
W takiej pracy jest bardzo różnorodnie i dynamicznie. Czuję się uprzywilejowana, że mogę bezpośrednio obcować z przedstawicielami tak wielu kultur i języków. To uczy pokory i jednocześnie mobilizuje do poznawania innych oraz do ciągłego otwierania się na nieznane – podkreśla.
Jest zatrudniona przez dystrykt, który obejmuje kilka szkół podstawowych, dwa gimnazja oraz jedną szkołę średnią. Kuratorium decyduje, gdzie w danym roku szkolnym będzie uczyła.
Dzisiaj jestem w szkole podstawowej, jutro mogę uczyć w szkole średniej. Zmiana taka może nastąpić nawet w trakcie roku szkolnego – wyjaśnia.
Mówi, że w amerykańskiej szkole podstawowej do ucznia podchodzi się bardzo indywidualnie, na przykład na zajęciach z nauk obejmujących przyrodę, fizykę, chemię i biologię, dzieci z bliska obserwują cykl życia motyla, od początku do końca. Są to tak zwane zajęcia „hands-on” polegające na przeprowadzaniu doświadczenia. Każde dziecko ma do tego swojego „partnera” i odpowiednie przyrządy. Dzieci opisują, rysują i zapisują swoje obserwacje, a do tego wszystkiego potrzebny jest im język.
I wtedy właśnie z pomocą przychodzi nauczyciel taki jak ja, ponieważ wielu z naszych uczniów pochodzi z innych krajów i prezentują różne poziomy znajomości angielskiego – wyjaśnia z uśmiechem.
Pani Anna zaczyna dzisiaj wakacje. Rok szkolny trwa u niej 180 dni.
W moim dystrykcie uczniowie nie mają ferii zimowych, mają natomiast przerwę wiosenną, która zazwyczaj zaczyna się po niedzieli wielkanocnej i trwa tydzień – mówi.
Inną różnicą jest fakt, że uczniowie nie mają przerw między przedmiotami. Mają natomiast długą przerwę na lunch (30 minut), a potem na zabawy na zewnątrz (25 minut).
Mówię tutaj o szkole podstawowej, w której uczę. W gimnazjum i szkole średniej wygląda to trochę inaczej – podkreśla.
Od kilku lat uczy również języka polskiego oraz historii i geografii w Polskiej Szkole przy Polskiej Fundacji Kulturalnej w Clark, do której na dodatkowe zajęcia uczęszczają także jej córki.
Jest to tak zwana „szkoła sobotnia”, w której uczymy języka, historii, geografii oraz szeroko pojętej kultury polskiej poprzez wychowanie muzyczne i taneczne. Wykorzystuję tutaj moje wykształcenie polonistyczne. Muszę się pochwalić, że szkoła ta jest największą polską szkołą na wschodnim wybrzeżu USA i liczy około 650 uczniów – dodaje.
Języka polskiego uczyła także dorosłych Amerykanów na University of New Hampshire.
Pani Anna niedługo wybiera się do Polski, do Gorlic.
Chcę jak najwięcej pomóc starzejącym się rodzicom i pozwolić im nacieszyć się dorastającymi wnukami – mówi krótko.
I dodaje na koniec: Najbardziej brakuje mi ludzi, których „zostawiłam”, a szczególnie mojej siostry, ale oczywiście tęsknie za całą naszą rodziną…
Napisz komentarz
Komentarze