Najbardziej lubię, gdy „ląduję” w nowym miejscu, w kraju, w którym do tej pory nie byłam i wiem, że zobaczę coś, co wcześniej mogłam obejrzeć tylko na zdjęciach. Chętnie wracam również do moich ulubionych miejsc: Australii, Kapsztadu w RPA, Singapuru, USA i Brazylii (zwłaszcza do mojego ukochanego Rio de Janeiro) oraz Japonii – mówi gorliczanka Ania Klimkowicz.
Przyznaje, że dzięki pracy mogła spróbować rzeczy, o których wielu może tylko pomarzyć.
W Rio latałam na paralotni, nurkowałam na Bali, pojechałam na safari w Kenii, wspinałam się po Wielkim Murze Chińskim i odpoczywałam na rajskich plażach na Seszelach i Mauritiusie.
Ale od początku...
Kiedy była kilkuletnią dziewczynką, w jej głowie pierwszy raz pojawił się pomysł, że w przyszłości zostanie stewardesą. Z uśmiechem wspomina fakt, że tę decyzję podjęła dużo wcześniej, nim pierwszy raz poleciała samolotem i to, jako pasażer.
Nie będę ukrywała, że najbardziej pociągało mnie to, że można jednocześnie podróżować i pracować – mówi. I dodaje: Potem przyszły studia, jakieś perturbacje zdrowotne i zamiast w liniach lotniczych wylądowałam za biurkiem.
Praca od 9 do 17 zaczęła ją dość szybko frustrować, więc kiedy dubajskie linie lotnicze szukały stewardes, od razu postanowiła spróbować swoich sił.
Kilkuetapowa rekrutacja
Rekrutacja trwała trzy dni. Sprawdzano między innymi moją umiejętność pracy w grupie, zdolność rozwiązywania konfliktów, a także znajomość języka angielskiego.
Stewardesy muszą mieć również miłą aparycję i przyjazny uśmiech. Liczy się naturalność, ale stewardesa musi mieć przynajmniej 160 centymetrów wzrostu. Nie może mieć za to tatuaży w widocznych miejscach. No i oczywiście musi być zdrowa, bo niektóre choroby całkowicie wykluczają pracę w lotnictwie.
Dostałam się!
Pierwszy tydzień w Dubaju spędziła na przyzwyczajaniu się do nowej sytuacji i aklimatyzacji. Później zaczęły się szkolenia...
Z procedur awaryjnych, pierwszej pomocy, bezpieczeństwa oraz serwisu. Przez kolejne trzy tygodnie wstawałam o 3 nad ranem, bo szkolenia zaczynały się o 5 – wspomina.
Czas po szkole spędzała na wkuwaniu, bo już następnego dnia miała egzaminy z tego, czego nauczyła się dnia poprzedniego.
Na zajęciach w ruchomych symulatorach ćwiczyliśmy procedury w przypadku dekompresji i turbulencji – siedzieliśmy przypięci pasami do foteli, a symulator trząsł się i wypuszczał dym, a my musieliśmy odpowiednio zareagować. Było też praktyczne szkolenie z gaszenia pożaru, bo to jedna z najgorszych rzeczy, jaka może wydarzyć się w powietrzu.
Na szczęście tylko z zajęć zna lądowanie na wodzie, podczas którego każdy z kursantów musiał włożyć kamizelkę ratunkową i wskoczyć do lodowatej wody.
Uczyliśmy się również, jak obezwładnić agresywnego pasażera czy jak odebrać poród – dodaje.
Ania odbyła też specjalne szkolenie, podczas którego uczono ją, jak ma się malować, układać włosy, dbać o skórę.
Każdy detal jest dokładnie określony – kolor i długość paznokci, makijaż czy biżuteria, jaką możemy nosić w pracy.
Wyjątkowy pierwszy lot
Szkoliła się na samolocie Boeing777, który mieści ponad 400 pasażerów oraz Airbus380, który jest największym samolotem pasażerskim na świecie – może pomieścić ponad 600 pasażerów.
Mój pierwszy lot (start i lądowanie) na obu maszynach odbywały się w kabinie pilota – dostałam słuchawki i mogłam „podsłuchiwać” ich rozmów z wieżą kontroli lotów – niesamowite przeżycie – podkreśla.
Briefing przed każdym lotem
Przed każdym lotem załoga spotyka się dwie godziny wcześniej, na tak zwany briefing, w czasie którego sprawdzane są dokumenty – bez nich stewardessa nie może lecieć. Każdy członek załogi musi również odpowiedzieć na pytanie z zakresu procedur bezpieczeństwa lub udzielania pierwszej pomocy.
Potem rozmawiamy z pilotami i omawiamy szczegóły lotu, a następnie cała załoga sprawdza samolot czy przypadkiem nie znajdują się w nim jakieś przedmioty, których nie chcemy zabrać.
Zaraz po starcie stewardesy przygotowują jedzenie dla podróżujących, czasem jest to jeden posiłek a czasem aż trzy – wszystko zależy od długości lotu.
Po wylądowaniu, gdy pasażerowie opuszczą pokład, załoga sprawdza, czy żaden z nich nie zostawił jakiejś rzeczy.
Najdłuższy lot trwa 17 godzin
Gdy lot jest długi, możemy w wolnej chwili wejść do kabiny pilota – widoki z tego miejsca zapierają dech w piersiach, zwłaszcza gdy wymija nas inny samolot – mówi Ania Klimkowicz. I dodaje: Pamiętam piękny widok na Himalaje, Malediwy i piramidy w Egipcie.
Samoloty latające w wielogodzinne trasy są wyposażone w specjalny pokój, w którym znajduje się od 9 do 12 łóżek, na których załoga może spać przez kilka godzin.
Pasażerowie często nie zdają sobie z tego sprawy, a my mamy nawet specjalne piżamy. Taki odpoczynek jest niezbędny podczas długich lotów, na przykład do Australii czy USA. Najdłuższy lot – do Auckland w Nowej Zelandii – trwa aż 17 godzin w jedną stronę – wyjaśnia.
Polacy
W liniach lotniczych Dubaju pracuje około 700 Polaków, przeważnie kobiety, ale są również mężczyźni.
Z niektórymi Polkami utrzymuję kontakty również prywatne – zawsze fajnie porozmawiać z kimś po polsku.
Ania spotyka Polaków także na pokładzie samolotów.
Zawsze staram się zamienić z nimi kilka słów. Często są to babcie i dziadkowie lecący do Australii, aby pierwszy raz zobaczyć swoje wnuki, ale również młodzi Polacy lecący na wakacje – opowiada.
Awaryjne lądowanie?
Jedyną stresującą sytuację, którą do tej pory przeżyła na pokładzie samolotu, były silne turbulencje podczas lotu do Pekinu.
Chciałam szybko gdzieś usiąść, ale podłoga „uciekła" mi spod nóg. Pasażerowi jedli wtedy posiłek i w tylnej części samolotu, gdzie zawsze turbulencje są najmocniejsze, wszystko wylądowało na podłodze – mówi.
Natomiast moje koleżanki „po fachu” musiały na przykład odebrać poród w czasie lotu. Zdarza się również śmierć na pokładzie oraz awaryjne lądowania, najczęściej z powodu złego stanu zdrowia pasażera.
Nieustający jet lag
Najtrudniejsze w tej pracy są na pewno zmiany stref czasowych. Często budzę się w środku nocy, ponieważ dla mojego organizmu jest już rano, mimo że nadal jestem zmęczona – dodaje.
24 godziny na regenerację
Po wylądowaniu w miejscu docelowym Ania ma czas na odpoczynek. Najczęściej jest to 24 godziny, czasem 48 godzin.
Wtedy najchętniej idę zwiedzać, spróbować lokalnego jedzenia, albo korzystam z wycieczek jednodniowych, które oferuje hotel. Wydawać by się mogło, że 24 godziny to bardzo mało, ale nauczyłam się takiej organizacji, że w tym czasie jestem w stanie wyspać się, zjeść i dużo zwiedzić.
Kiedy ma parę dni wolnego, stara się wykorzystać przysługujące jej zniżki na przeloty i w ten sposób odwiedziła Nowy Jork, Jordanie, Bali oraz Maderę.
Najlepsze w tej pracy jest właśnie zwiedzanie i możliwość rozmowy z bardzo ciekawymi ludźmi. Miałam okazje rozmawiać z Polakiem, który leciał do pracy, jako kucharz na statku badawczym pływającym w okolicach Antarktydy, z mężczyzną, który odwiedził prawie wszystkie kraje na świecie czy z amerykańskimi żołnierzami lecącymi do Afganistanu – wspomina.
Przyznaje, że często ma takie poczucie, że cały świat jest na wyciągniecie jej ręki – wystarczy poprosić o konkretny lot lub się z kimś zamienić albo lecieć w wymarzone miejsce w dzień wolny od pracy.
Napisz komentarz
Komentarze