Pochodzący z Krygu, Marcin Górka postanowił sobie zrobić prezent na 40. urodziny. Jego marzeniem było przejść cały Główny Szlak Beskidzki, wyzwaniem, jakie sobie postawił, był czas tego przejścia. Udało mu się to w ciągu zaledwie 10 dni.
Ten szklak jest naprawdę piękny – mówi Marcin Górka.
Z uwagi na to, że mój czas, jaki mogłem przeznaczyć na przejście, był ograniczony, to pokonałem go w 10 dni, ale tak naprawdę, żeby się porządnie nim delektować i skupić na wszystkich jego widokach, to na jego realizację poświęciłbym dużo więcej dni, co najmniej 16.
Przed startem planowałem, że 70% czasu przeznaczę na marsz, a 30% na bieg, co skróciłoby moją wędrówkę do około 12 godzin dziennie. Jednak przewyższenia i dużo luźnych kamieni zweryfikowały moje plany i ostatecznie przebiegłem około 10% trasy, resztę przemaszerowałem.
Na pierwszą część relacji zapraszamy do artykułu:
Dzień szósty, Krynica-Zdrój – Bartne – 50 km
Dystans 50 km wystartowałem o 5.50 z Krynicy-Zdrój, a na metę dnia doszedłem o 20.20 do Bartnego. Dzisiejszy trekking z założenia miał być bardziej spokojny, wolniejszy. Jednak przechodząc „autostradą” przez Ropki postanowiłem trochę potruchtać, i... moje kostki po dziesięciu metrach zaczęły krzyczeć i wołać – zwariowałeś, zwolnij chłopie. I tak też zrobiłem. Widziałem podczas tej podróży spory kawałek Beskidów, ale jednak nasz Beskid Niski i kraina Łemków ma w sobie coś magicznego i te górki podobają mi się najbardziej.
Ostatnie 10 km maszerowałem z innym GSB-owiczem Rafałem i razem dotarliśmy do Bartnego, choć we wstępnym planie zakładałem nocleg w Wołowcu. Padło jednak na Bartne, leżące u stóp Magury Wątkowskiej a ja lubię jeszcze rano na „śpiocha” atakować góry. Odwiedził mnie dziś po raz drugi mój osobisty support, za co im bardzo dziękuję. Jutro kolejny ciężki dzień.
Trasa/cel 305/500.
Dzień siódmy, Bartne - Magura Wątkowska - Kolanin - Kamień nad Kątami - Cergowa -Lubatowa – 55 km
Start o godz. 5.40, meta 20.20. Ciężki dzień, od samego rana bardzo ciepło, w południe i po południu gorąco, a na koniec dnia ucieczka z Cergowej przed burzą i deszczem, co się do końca nie udało – ale żyję. Rano na trasie spotkałem kolejnych GSB-owiczów, dzieci bez tabletu, z którymi zamieniłem kilka słów, pochwaliłem i pomaszerowałem dalej.
Wszystkie mijane dziś górki znałem, oprócz jednej, Kamień nad Kątami. Wejście „na lajcie”, ale zejście mega strome, gdyby ta góra była w Tatrach, to pewno łańcuchy byłyby na niej zamontowane.
To był kolejny ciężki dzień. Idę odpocząć.
Trasa/cel: 356/500.
Dzień ósmy, Lubatowa - Iwonicz Zdrój - Rymanów Zdrój - Puławy - Komańcza – 50 km
Start 5.50, meta 19. Mimo że to już 8 dzień wędrówki, to nogi same niosły mnie do przodu, a trasa pokonana z uśmiechem, bo prawie cały dystans pokonałem z Olą i Tomkiem, mega pozytywnymi ludźmi i świetnymi kompanami w wędrówce.
Nocuję w K85 w Komańczy, gdzie gospodyni Ania przygotowała mega kociołek. Najedzony i wykąpany idę spać. Jutro prognozy niezbyt sprzyjające trzymajcie kciuki Pa.
Trasa/cel: 405/500.
Dzień dziewiąty, Komańcza - Jeziorka Duszatyńskie - Chryszczata - Wołosań- Cisna - Jasło - Fereczata - Przystanek Smerek - 50 km
Kolejne 50 km i 2 000 metrów w pionie. Nogi szczególnie na zejściach pomału dają mi do zrozumienia, że mają dość, ale jak na razie wykonują swoją robotę.
Cały dzień pochmurnie i raz leciała mżawka, a raz padał deszcz, ale powiem wam, że wolę taką pogodę niż upały, które towarzyszyły w poprzednich przelotach. Jedynie na koniec dnia słońce przebiło się przez chmury i zrobiło prawdziwy spektakl na niebie.
Przez 50 km trekkingu spotkałem, uwaga zaledwie cztery osoby. Moim towarzyszem podróży było dziś radio RMF FM, z którym pośpiewałem sobie w samotności. Moje wykony, nie tylko ładnie brzmiały, ale miały za zadanie odstraszyć niedźwiedzie, których jest dużo w tej okolicy. Na szlaku naliczyłem około 26 pozostałości kup tych uroczych stworzeń. Jutro w planach zakończenie moich wygłupów, trzymajcie kciuki.
Trasa/cel 452/500.
Dzień dziesiąty, Smerek - Połonina Wetlińska - Połonina Caryńska - Halicz - Rozsypaniec - Ustrzyki Górne – 48 km
Dystans 48 km, ↗️ 2 300m pod górę. Start o godz. 5.40, meta o 20. Ostatni etap – najtrudniejszy... już od samego początku moje nogi były „ciężkie”, ale mozolnie poruszałem się do przodu, krok za krokiem... bardzo uważnie, bo meta na horyzoncie, a wejścia i zejścia strome. Na połoninach dużo turystów, ale nie ma się co dziwić, pogoda dopisuje. Widoki z kolejnych szczytów coraz ładniejsze. I tak po 14 godzinach dreptania, szczęśliwy wciskam czerwoną kropkę. Na mecie z szampanem witają mnie Tomek, Jacek i Grzesiek, z którymi w drodze powrotnej świętuję zakończenie 10-dniowej włóczęgi.
GSB 500 KM UKOŃCZONE W 10 DNI !!!
Dzięki wszystkim za trzymanie kciuków, wiadomość i telefony - motywowało mnie to do mocnego działania.
Trasa/Cel: 500/500
Zrobiłem to GSB - Główny Szlak Beskidzki, najdłuższy szlak turystyczny w Polsce jest mój. Do zobaczenia!
Napisz komentarz
Komentarze