500 km długości i wznios 22 000 metrów – to główne cechy jednej z największych atrakcji południowej Polski. W taką trasę, pieszo w ostatni tydzień sierpnia wyruszył pochodzący z Krygu, Marcin Górka. Pan Marcin Jest pracownikiem służb mundurowych i pracuje na terenie powiatu gorlickiego.
O Głównym Szlaku Beskidzkim usłyszałem kilka lat temu – mówi w rozmowie z nami Marcin Górka.
Szczegółowe przygotowania i planowanie wdrożyłem pół roku temu. Impulsem do tego jest fakt, iż w tym roku w listopadzie będę obchodził okrągłą rocznicę urodzin.
Wiadomo, że opuszczenie domu na 10 dni, gdy ma się rodzinę, dzieci, nie jest takie proste ale wszystko udało się poskładać w taki sposób, że 23 sierpnia wyruszyłem na swój wymarzony szlak.
Co do trudności, jakie mnie spotkały, to oczywiście byłem przygotowany na to, że będzie „bolało”, i tak też było. O ile mięśnie nóg, płuca wytrzymały o tyle pięty i przyczep ścięgna Achillesa od drugiego dnia dość mocno dawały o sobie znać. Na trasie mimo, że spotykałem wiele osób, to dokuczała mi samotność i zawsze, gdy kogoś spotkałem, to zamieniałem z nim przynajmniej kilka zdań.
A jak to wyglądało z mojej perspektywy, można przeczytać w opowieści o szlaku GSB.
O tym jak było na trasie tej wyprawy możecie przekonać się z relacji p. Marcina, który dokumentował każdy etap swojego marszu.
Dzień pierwszy. Ustroń - Węgierska Górka – 53 km
Zaczynam swoją przygodę na początku Głównego Szlaku Beskidzkiego. Przede mną 500 km, 22 km wzniosu. Witaj przygodo, włączam kropa. Trzymajcie kciuki, bo całość planuje przejść w 10 dni. GSB 1/10. Dziś Ustroń - Wegierska Górka - 53 km.
Trasa/cel: 53/500 km
Dzień drugi. Węgierska Górka - Rysianka - Hala Miziowa - Schronisko Markowe Szczawiny – 50 km
Wystartowałem o godzinie 6, mając w planie 12 godzin wędrówki, ale cóż, życie weryfikuje moje możliwości i docieram do mety dzisiejszego etapu po 13,5 godziach marszu.
Niestety są pierwsze ofiary GSB tzn. zegarek, który nie zlicza mi już kilometrów z GPS i telefon, który sam robi zdjęcia, wycisza się, włącza, i wyłącza kiedy chce.
Moje ciało, jak na razie współpracuje, choć czwórki i rejon kostek od czasu do czasu przypominają o sobie, szczególnie na zejściach. Jutro Babia Góra, Polica, Wysoka i nocleg w Bacówce na Maciejowej. Trzymajcie dalej kciuki. Hej ku górom!
Trasa/cel: 103/500km.
Dzień trzeci, Schronisko Markowe Szczawiny - Babia Góra - Police- Wysoka- Rabka Zdrój - Schronisko Stare Wierchy – 57 km.
Najdłuższy trekking w moim życiu. W trasę wyruszyłem o 5.20, na miejscu byłem o 20.30, już przy świetle czołówki. Pierwotny plan to Bacówka na Maciejowej, ale niestety brak miejsc noclegowych wyznaczał kolejną opcję odpoczynku na Wierchach, co oznaczało dodatkowe 3 km trasy, ale nie ma co marudzić, bo przyjęli mnie tam po królewsku.
Serce, płuca, mięśnie pracują, jak mercedes, ale niestety pięty i Achillesy działają jak dacia logan, tzn. zaczynają skrzypieć. Rano zobaczę, czy dacia się nie rozwala... i pozwoli jechać dalej.
Trasa/cel: 160/500 km
Dzień czwarty, Schronisko Stare Wierchy - Turbacz - Lubań- Krościenko - Dzwonkowa -Schronisko na Przehybie – 50 km
50 km wędrówki w czasie 14 godzin. Dzień zapowiadał się ciężko. Rano żona zamówiła mi nocleg w schronisku na Przehybie, choć ja wahałem się i sugerowałem, żeby nocować w Krościenku, bo bliżej. Żony wiedzą lepiej i musiałem lecieć wg wstępnego planu czyli 50 km - nie ma lipy. Początek dnia mega ciężki przez bolące pięty.
Podbudowany tym, że przez pierwsze 25 km miałem kompana, droga „leciała” mi szybko. Później Luboń i pierwszy deszcz oraz burza na trasie nie były miłym doznaniem. Tu wdzięczność dla szefowej bazy namiotowej pod Lubaniem, która pozwoliła mi uzupełnić bidony, dzięki czemu nie musiałem nadkładać trasy.
Poczęstowała mnie racuchem z borówkami, po których nabrałem tyle siły, że mogłem zbiegać do Krościenka.
Ps. moim kompanem był mój ulubiony brat (nie żebym miał coś do reszty rodzeństwa, bo Renata, Krzysiek i Adam są ok) ale Mariusz, ma podobną pasję do mojej, pracuje w tej samej „firmie” i też tak, jak ja, ma żonę, która podobnie jak ,,moja'' lubi sport i szybkie samochody.
Dzięki bracie, że dziś byłeś za mną.
Trasa/cel: 210/500 km
Dzień piąty, Schronisko na Przehybie- Radziejowa - Niemcowa- Rytro - Hala Łabowska - Jaworzyna Krynicka – 50 km
Nocowałem w schronisku GOPR Krynica-Zdrój, gdzie odwiedzili mnie moi najwierniejsi kibice, czyli żona i trzech muszkieterów.
Podsumowanie – 50 km wędrówki, czas przejścia 13 godz. 40 minut. Dzień pod znakiem piekącego słońca, przez co wypiłem chyba z 20 litrów płynów i tak sobie pomyślałem, że czołg mniej spala na 100. Na trasie nieoczekiwanie w rejonie Hali Łabowskiej przybiłem „piątki” z GorliceBike, którzy robili trening w okolicy.
Jutro wg. planu „tylko” 40 km, Krynica – Wołowie. Dalej mocno trzymajcie kciuki, bo nie ukrywam, że robi się coraz trudniej.
Trasa/cel 260/500 km
Druga część relacji wkrótce.
Napisz komentarz
Komentarze