Wojtek Gubała kocha jazdę na rowerze. Pokonuje tysiące kilometrów, a swoimi wrażeniami z tras dzieli się na swoim bikelogu. Zdjęcia z pokonywanych przez niego terenów - niejednokrotnie bardzo malowniczych zobaczyć możecie TUTAJ.
Nam dał się namówić na rozmowę - o kolarstwie, udziale w Maratonie Rowerowym Dookoła Polski i tym, jak możemy zabiegać o rowerowego turystę.
haloGorlice: Dlaczego zdecydowałeś się na start w MRDP?
Wojtek Gubała: W Polsce widzimy w ostatnich latach spory rozkwit imprez rowerowych. Nawet w naszym rejonie, oprócz lokalnego Klasyku Beskidzkiego i Czasówek Jakich Mało, pojawiają się nowe (miejmy nadzieję cykliczne) zawody, jak Piekło Południa, Kryterium Gorlickie czy Majka Days. Ten boom nie ominął imprez typu ultra, więc jest w czym wybierać: od brevetów 200-300 kilometrowych po ultramaratony +1000 km. Jednak wciąż w powszechnym odczuciu najbardziej prestiżowymi imprezami są Bałtyk-Bieszczady Tour (odbywający się co dwa lata) i właśnie Maraton Rowerowy Dookoła Polski (co 4 lata). Startowałem w MRDP już w 2013 roku, z przygodami i 'z doskoku', kończąc go jednak w limicie czasu. Naturalną więc była chęć poprawienia wyniku, a ambicje dyktowały walkę o czołowe miejsca.
hG: Jak wyglądają przygotowania do takiego startu? Kategoria extreme wymaga od zawodnika o wiele więcej zaangażowania i umiejętności. Poza samą jazdą trzeba wykazać się umiejętnościami organizowania swojego czasu, zaplecza...
WG: Oprócz samego przygotowania kondycyjnego, potrzeba zaznajomić się ze sprzętem w konfiguracji, w której będzie się używało go na Maratonie. Trzeba też nakreślić pewien plan jazdy, dostosowany do warunków, kondycji, trasy. Jeżdżę sporo wycieczkowo na rowerze, więc do życia na trasie jestem przyzwyczajony: do planowania ile wieźć ze sobą jedzenie i picia, żeby dojechać do kolejnego sklepu czy stacji benzynowej, do przysypiania w rożnych, z pozoru dziwnych miejscach (przystanki autobusowe, wiaty turystyczne), do planowania czasu jaki powinienem spędzić w siodełku, żeby dojechać do wyznaczonego punktu. Miałem listę miejsc noclegowych na trasie, mniej więcej znałem realia aprowizacji w poszczególnych rejonach, metodą prób dobrałem ilość rzeczy, które będę wiózł ze sobą, tak żeby było komfortowo podczas jazdy w każdych warunkach, jak i żeby można awaryjnie gdzieś się przespać.
hG: Czy przystanki na całej trasie były z góry zaplanowane czy też decydowano o nich na bieżąco? Jak w takiej sytuacji wygląda transport najważniejszych rzeczy potrzebnych zawodnikowi? Jakieś miejsce lub sytuacja szczególnie utkwiła Ci w pamięci?
WG: Niby miałem wspomnianą listę noclegową i pewien plan jazdy, ale trasa weryfikuje wszystko. Po pierwszej dobie złapały mnie nieprzyjemne skurcze przepony - dolegliwość, która spowodowała wycofanie się z BBTouru rok temu - i musiałem zatrzymać się wcześniej na odpoczynek i zastanowienie się co dalej. Szybko znalazłem nocleg i przeczekałem największe deszcze (i doprowadziłem się do stanu używalności).
W tych warunkach wiezie się tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Są różne techniki. Ja miałem jedną dużą torbę podsiodłową i małą torebkę na ramie roweru. No i miejsce na trzy bidony.
W tym roku wszystko minęło tak szybko, że chyba nie zdążyłem wytypować jakiejś znaczącej sytuacji z trasy. Było kilka wyróżniających się, ale żadna nie była wyraźnie specjalna.
hG: Wielu startowało, wielu jednak nie ukończyło trasy. Wycofał się także UltraWojtek. Czy możemy poznać przyczyny?
WG: Chciałbym wykręcić się kontuzją lub awarią, ale powód był bardziej trywialny - obowiązku zawodowe. Niestety - dla sportowca-amatora są rzeczy ważne i ważniejsze.
hG: Taki ekstremalny maraton to ogromny wysiłek dla organizmu. Jak pracuje kolarz, który chce jak najszybciej się zregenerować? Jak często w ogóle można powtarzać podobne wyścigi?
WG: Wszystko zależy od tego jak szybko pokonało się dany ultramaraton. Cztery lata temu, już tydzień po zakończeniu MRDP pojechałem na dwa lokalne wyścigi szosowe (oczywiście krótsze, ale intensywniejsze). Ale wtedy nie jechałem Maratonu w zabójczym tempie. Aby powrócić do pełni sił startowych, po dobrze przejechanym wyścigu ultra, potrzeba przynajmniej miesiąca regeneracji (w moim odczuciu). Sądzę, że przy dobrej organizacji, dłuższe dystanse, w tempie wyścigowym, możne jeździć nawet 3-5 razy w sezonie.
hG: Co kolarz poświęca w swoim życiu, jeśli chce dojść do poziomu umożliwiającego mu start w takim MRDP?
WG: Najwięcej poświęca się czasu. Żeby uzyskać kwalifikację trzeba jeździć długie dystanse. Żeby potrenować - trzeba jeździć długie dystanse. Nie oznacza to 300 km dzień po dniu, przez tydzień, ale nawet zrobienie tygodniowego cyklu treningowego z dłuższymi trasami, wymaga poświęcenia 2-8h dziennie. Do tego sporo czasu na regenerację i odpoczynek - z tym mam największy problem ;)
Jeżeli chce się brać sprawę jeszcze poważniej, dochodzi do tego dbanie o sprzęt, jego uzupełnianie lub naprawa, odpowiednie odżywianie - na co trzeba zaplanować pewien budżet. Tak jak i na same starty (dojazdy, wpisowe). Trzeba znaleźć pewien balans między pasją, a życiem zawodowym i rodzinnym.
hG: Rozumiem, że wszelkie niedogodności i poświęcenia są jednak dużo mniej ważne niż to, co kolarz zyskuje dzięki temu, że trenuje, startuje... Co dla Ciebie jest tym, co Cię napędza do treningów, wyrzeczeń..?
WG: Jedyna wymierna rzecz, jaką osiąga się po dobrze zakończonym wyścigu, to satysfakcja. Dość luźno zazwyczaj podchodzę do spraw treningu, wyrzeczeń na rzecz kolarstwa czy samych startów. Stąd nie mam zbyt dużych oczekiwań odnośnie nagrody. Miło jest stanąć na podium jakiegokolwiek wyścigu, bo wtedy czuje się, że zrobiło się coś fajnego. Ale przede wszystkim czerpię frajdę z jeżdżenia, z samego siedzenia w siodełku, ze zmieniających się krajobrazów. Nawet podczas 'ścigania'.
hG: A teraz coś o naszym regionie - od lat nasz portal stara się promować nowe rozwiązania dla rowerzystów, którzy mogą być jednym z najlepszych targetów w zakresie turystyki. Mamy piękne okolice. Czekamy na coraz lepsze trasy. Jak w Twojej opinii powinna wyglądać dobra oferta dla rowerzystów? Zwiedziłeś już wiele regionów, więc wiesz doskonale co rowerzystów zachęca, a co może zrazić. Co zaproponowałbyś w naszym regionie? Czego Twoim zdaniem najbardziej potrzeba by region Gorlic i okolic był dla rowerzystów atrakcyjny?
WG: Przede wszystkim: lepsza infrastruktura i informacja o atrakcjach.
Przykładem niech będzie szlak GreenVelo na wschodzie: dobra sieć ścieżek rowerowych o świetnej nawierzchni tam, gdzie jazda ulicą byłaby niewygodna, miejsca przystankowe z wiatami i ławkami, i co pewien czas tablice z informacjami, nie tylko o lokalnych atrakcjach, ale i o noclegach czy gastronomii. Nasze lokalne ścieżki rowerowe nie dość, że nadają się tylko do jazdy bardzo rekreacyjnej, to jeszcze prowadzą 'donikąd'. Są przeznaczone dla lokalnej społeczności, nie zachęcają turystów. Mamy w okolicy doskonałe warunki dla jazdy na rowerach szosowych, świetne tereny na rowery MTB i w końcu fantastyczne miejsca dla turystyki rowerowej, np z sakwami. Ale w dużym ośrodku, z którego mogłyby zaczynać się wycieczki, brakuje informacji na temat tras, tego co zwiedzić czy gdzie spać. Powstają pojedyncze strony internetowe (np. strona kolegów "Ostrego Koła", z trasami na rower szosowy), ale to dalej mało i słabo dostępna informacja. Nie potrzeba nam wcale kilometrów ścieżek rowerowych, potrzeba odpowiedniego gospodarowania tym co mamy w tej chwili. A w przyszłości można pomyśleć nad połączeniem np. ze szlakiem Velo Małopolska czy innym szlakiem długodystansowym.
hG: Najważniejsze plany na najbliższą przyszłość UltraWojtka to...?
WG: Sezon startowy właściwie już prawie się skończył, być może uda mi się wystartować w jakiejś krótszej czasówce we wrześniu. Potem już tylko turystyka jesienna i oczekiwanie na zimę ;) Wcześniej nieśmiało planowałem w przyszłym roku wystartować w którymś z europejskich ultramaratonów i w Bałtyk-Bieszczady Tourze, ale te plany zweryfikuję w okresie zimowym.
hG: Serdecznie dziękujemy za rozmowę!
Napisz komentarz
Komentarze