Jedna kotka padła kilka dni temu, w niedzielę cudem uratowano drugą
To był trudny tydzień dla jednej z mieszkanek naszego miasta. W ubiegłym tygodniu straciła jedną kotkę, a w niedzielę ruszyła do lecznicy weterynaryjnej w Nowym Sączu, by uratować życie drugiej.
Kotka maści tricolor, rasy mieszanej, w wieku ok. półtora roku, w niedzielny poranek obudziła się pełna wigoru i chęci do życia. Po zjedzeniu śniadania, tak jak co dzień, wyszła na zewnątrz. Była aktywna i nic nie wskazywało na jakikolwiek problem zdrowotny. Po powrocie właścicielka była jednak zaalarmowana stanem zwierzęcia.
Jej nos poszarzał, a język stał się czarny. Kotka zaczęła wymiotować. Właściciele nie czekali na rozwój wypadków, tylko znaleźli lecznicę, w której szybko udzielono pomocy kotce. Przeżyła.
Tego szczęścia nie miała druga kotka kobiety mieszkającej przy ul. Zielonej.
Jak opowiada nam właścicielka:
W ubiegłym tygodniu straciliśmy drugą, 6-letnią kotkę. Wyszła przed dom, do ogrodu, tam, gdzie spędzała dużo czasu. Po powrocie z pracy zauważyłam, że kotka lezy w ogrodzie. Podeszłam do niej, ponieważ zwykle wychodziła mi na spotkanie. Tym razem leżała nieruchomo. Jak się okazało, już nie żyła.
Właścicielka kotki opowiada, że ciało zwierzęcia było czyste. Nie nosiło śladów poturbowania, czy jakiejkolwiek krzywdy, do której mógłby przyczynić się człowiek. Nie było na przykład podstaw, by twierdzić, że kotka zdechła po potrąceniu przez samochód. Jednocześnie leżała na tyle daleko od ogrodzenia, że trudno wyobrazić sobie to, że ktoś ją najpierw zabił, a potem podrzucił pod dom.
Niestety, wtedy nie sprawdzono dokładnie pyszczka, ani nosa zwierzęcia. To zaś powoduje, że trudno określić, czy nosiłoby podobne ślady, jak te odkryte u kotki, która podtruła się w niedzielę. Kobieta nie wyklucza jednak, że i tamto zwierzę zatruło się. Więcej szczęścia miała druga kotka:
Kotka, w której sprawie interweniowaliśmy w niedzielę, przeżyła. To taki tadek-niejadek. Przypuszczam więc, że może po prostu polizała coś i dlatego zatrucie przebiegło u niej nieco łagodniej, niż u tej pierwszej.
Jednocześnie kobieta podkreśla to, co opowiedziała także weterynarzom: w wymiocinach kotki nie znalazła niczego nietypowego. Był to tylko pokarm, który kotka wcześniej dostała od właściciela. Nic, co wskazywałoby na to, że kotka stołowała się gdzie indziej. Od chwili ostatniego posiłku do momentu zaobserwowania objawów w postaci wymiotów, zaczernienia języka i poszarzenia noska minęło około 2 godziny.
To właśnie w tym czasie kotka, którą uratowano, musiała spotkać na swojej drodze coś co bardzo jej zaszkodziło.
Czym się zatem zatruła?
Kobieta niezwłocznie odnalazła lecznicę, która pozwoliłaby jej udzielić pomocy zwierzęciu, mimo niedzieli. W Nowym Sączu przebadano zwierzę.
Zasinienie błon śluzowych i nosa. Oddech miarowy, tony serca czyste, brak wolnego płynu w jamie opłucnej i otrzewnej (...)
Jak wykazały też badania:
W teście kropli krwi wykazano methemoglobinemię >10%.
Podano tlen i leki.
Diagnoza?
Methemoglobinemia wskutek zatrucia.
Nasza rozmówczyni podkreśla, że weterynarze, z którymi się spotkała (w niedzielę w Nowym Sączu, w poniedziałek w Gorlicach, w jednej z naszych lecznic wykonano kolejne badania krwi kota) byli zaskoczeni i przyznali, że nigdy wcześniej nie spotkali się z takim przypadkiem. Trucizny sprzedawane w sklepach, np. przeciwko szkodnikom, nie działają w ten sposób.
Problem ten może pojawić się też po podaniu dużej dawki paracetamolu, ale i tego kotce nie podawano w jej domu. Pełne badanie pierwiastkowe, dzięki któremu można by ustalić pełen skład substancji, która prawdopodobnie doprowadziła do śmierci jednego i poważnego zatrucia drugiego kota, kosztowałoby wiele tysięcy złotych.
Ktoś celowo podtruwa zwierzęta?
Na razie nie sposób określić dokładnie substancji, która spowodowała zatrucie kotki. Czy ktoś celowo podkłada jakąś substancję, przy pomocy której stara się wytępić nielubiane przez siebie zwierzęta? A może ktoś po prostu porzucił w okolicy jakąś substancję, która w sposób przez niego niezamierzony powoduje takie szkody?
Rozmawiająca z nami kobieta obstawia tę pierwszą wersję.
To nie pierwsza tego typu sytuacja. Kilka lat temu w podobnych okolicznościach kilka sąsiadek straciło zwierzęta. Jedna z sąsiadek straciła dwa koty, inna jednego, jeszcze innej padły dwa koty i pies.
To burzyło krew i powodowało, że ludzie zastanawiali się nad tym, dlaczego ktoś miałby krzywdzić zwierzęta w taki sposób? Wtedy sprawa jednak ucichła, a zwierzęta, które pojawiły się w okolicy mogły do niedawna znów cieszyć się spokojem. Teraz to się zmieniło.
Moje koty to znajdy. Nie prowadzę hodowli rasowych kotów: jeden trafił do mnie po tym, jak znaleziono go wrzuconego do kosza na śmieci.
Inny trafił do niej prawdopodobnie po kolizji. Wszystkie otrzymują dobrą opiekę, dużo miłości i zawsze czeka na nie miska pełna jedzenia. Kobieta, która w ubiegłym tygodniu straciła pierwsze zwierzę, a w niedzielę zawalczyła o życie drugiego nie rozumie, jak można je krzywdzić. Teraz się boi i nie wypuszcza swojego czworonoga nawet do ogrodu, gdzie kotka zwykła przebywać.
Problem może być jednak szerszy.
Jeśli zwierzęta są podtruwane celowo, to jak daleko jest gotowy posunąć się sprawca? Jeśli to nie świadome działanie osoby, to jakie jest źródło zatruć: obecnych i tych, które prawdopodobnie doprowadziły do śmierci zwierząt sprzed kilku lat? Czy zwierzęta znalazły jakąś toksyczną substancję porzuconą gdzieś w okolicy? Jeśli tak, to dlaczego - mimo, ze są znane ze swojej wybredności - spożyły ją? Czy substancja mogłaby równie poważnie zaszkodzić człowiekowi dorosłemu? A dziecku?
Pytań jest wiele.
Nasza rozmówczyni zapewnia, że sprawy tak nie zostawi. Sprawą mają zająć się mundurowi.
AKTUALIZACJA (KPP w Gorlicach, 21 marca godz. 12.36)
Formalnie zawiadomienie nie wpłynęło, ale właściwy dzielnicowy został powiadomiony o tym zdarzeniu i będzie przyglądał się sytuacji przy ulicy Zielonej w Gorlicach.
Napisz komentarz
Komentarze