Spokojne przedpołudnie w mieście: targ na Maślanym Rynku kolorowy i zachęcający, ale kupujących niewielu. Życie toczy się właściwym sobie, leniwym rytmem. Kupujący wchodzą do niektórych sklepów, ale kolejek brak.
To, co rzuca się w oczy i budzi smutek to fakt, że z coraz liczniejszych witryn znika towar, a zastępują go wielkie banery: „sprzedam”, „wynajmę”, „likwidacja”.
Biznes się nie kręci
Czy to wina przeszacowanej opłacalności przedsięwzięcia? A może sklep był potrzebny i przynosił zysk, ale nowe obciążenia dla przedsiębiorców uniemożliwiły jego rozwój? Nie ma już sklepu z poduszkami i kołderkami, zniknął lubiany przez wielu sklep z niedrogą bielizną i odzieżą codzienną. Nie ma już sklepu popularnej sieciówki, a tylko starsi mogą próbować sobie przypomnieć, jakie biznesy zamknęły się kilka lat temu w lokalach w rynku. Lokale czekają na nowych najemców, ale ci od dawna się nie pojawili. Witryny sklepów są od dawna puste, a zewnętrzne szyby oraz bardziej brudne. Na niektórych pojawiają się plakaty reklamowe różnych instytucji: nikt ich nie usuwa, bo i po co?
Statystyki, które co miesiąc pojawiają się na stronie gorlickiego magistratu nie wyglądają tak alarmująco. W lutym 2022 roku założono 9 nowych działalności, a 8 zamknięto. Miesiąc zakończono więc na plusie.
Jeśli jednak spojrzymy na dane dla całej Polski rozumiemy, że problem jest ogromny. Jak podaje Business Insider za Centralną Ewidencją i Informacją o Działalności Gospodarczej,
W lutym 2022 r. zamknięto 17 110 firm, a 24 433 firmy zawiesiły działalność.
Nasze puste witryny sklepowe mogą być efektem właśnie tych problemów. Nie ważne, gdzie zarejestrowana była firma, ważne, że funkcjonowała na rzecz naszych mieszkańców i właśnie oni odczuwają najwcześniej efekty wszelkich ograniczeń. Redukcja etatów, zamykanie nierentownych placówek, ograniczenie produkcji: to tylko niektóre efekty pogarszającej się sytuacji politycznej i gospodarczej.
Winą za te złe wyniki obarczane są przede wszystkim: rosnące koszty energii, utrzymania lokalów, wysokie podatki i nietrafione rozwiązania z Polskiego Ładu, które mocno uderzyły w najmniejsze biznesy. To, co w dużych miastach może być traktowane jako normalna zmiana i efekt ekonomicznej rywalizacji podmiotów na większym rynku, u nas wydaje się być gwoździem do trumny lokalnej przedsiębiorczości.
Coś się kończy, coś się zaczyna
Obserwujemy kolejne pustoszejące lokale, a start nowego, małego biznesu oznacza zawsze wkroczenie na grząski i niepewny grunt. Wielu z nas z ciekawością odwiedza nowe sklepy, ale ilu z nas powraca?
Patriotyczny wybór lokalnego sprzedawcy czasem przegrywa rywalizację o zasobność portfela z korzystniejszymi cenami w sklepach wielkopowierzchniowych.
Gorlice to tylko przykład miejsca, w którym centrum i najważniejsze uliczki wypełnione są propozycjami: wynajmij, kup.
Nawet jeśli znikają, to po wybuchu ciekawości wokół nowego biznesu, niestety często wracają. Czy czeka nas w końcu zmiana?
Być może nadzieję może w nas tchnąć ulica Kościuszki, o której pisaliśmy niemal dokładnie rok temu >>>Klątwa ulicy Kościuszki? Coś się kończy, coś się zaczyna
Wtedy opustoszała, dziś zapełniła się nowymi punktami, w których różni ludzie próbują swoich sił. Za każdego z nich i za wszystkich razem trzymamy kciuki.
Bycie przedsiębiorcą wymaga odwagi, a pomyślność gorlickich biznesów leży w interesie nas wszystkich.
Napisz komentarz
Komentarze