Link do pierwszej części naszej kryminalnej zabawy >>>Zbrodnia w redakcji. Część 1: wskaż tropy! [WSKAZÓWKI]
Część 2.
(...) W ten upalny poniedziałek, w redakcji haloGorlice trzeba było zamknąć okna, włączyć klimatyzację i… ułożyć dzień od nowa. A przecież wydawało się, że ostatnie godziny ciągnęły się całe wieki.
Najpierw artykuł na stronę. Pierwsza informacja już została opublikowana. Nela z pewnością by się nie sprzeciwiła: w końcu mieli umowę. Śmiali się, gdy stwierdzali, że w razie wypadku mają wykorzystać newsa do cna: to ma być ich news. I był. Statystyki portalu szalały, ale komentarzy na razie nie publikowali. W większości były to wyrazy współczucia dla rodziny i członków redakcji oraz słowa wsparcia. Wiedzieli, że to kurtuazja nieznajomych: Nelka nie miała rodziny. Ale były to bardzo pokrzepiające słowa ludzi, którzy zwykle pozostawali dla nich anonimowi. Ale to właśnie dla nich tworzyli portal.
Na razie Nela ich nie usłyszy ani nie zobaczy. Nieprzytomną i po dużej utracie krwi zabrano bardzo szybko do gorlickiego szpitala.
Żyła, ale jej stan był ciężki.
Co się stało? Tego chcieli się dowiedzieć.
Za cicho jak na morderstwo?
Policjanci byli wyrozumiali. Zbierali zeznania szybko i rzeczowo, pozostawiając redakcję z pewnym poczuciem niedosytu. Jeszcze w czasie zeznań ustalili z policjantami szybko, o czym mogą napisać na portalu, a co powinni przemilczeć. Wszystko po to, żeby informacja pojawiła się jak najszybciej, a jednocześnie nie utrudniła śledczym pracy. Dzisiaj i tak wiedzieli najwięcej. Od dawna jednak wiedzieli, że w pracy dziennikarza, nawet w tak małym mieście, milczenie bywa równie ważne co mówienie pewnych rzeczy na głos.
Ale dziś nic nie składało się w całość. Dawid także oderwał się dziś od swojej pracy: czasem są ważniejsze sprawy: czuł się w obowiązku dotrzymać redakcji towarzystwa. W końcu to za cienką ścianą, która dzieli jego kancelarię od biura haloGorlice mogło dojść do zbrodni, a on? Nic nie słyszał. Jak to możliwe?
Zeznania składali szybko i konkretnie, właśnie na terenie użyczonego pomieszczenia w kancelarii ubezpieczeniowej. Pozostali siedzieli w tym czasie po drugiej stronie ściany, w redakcji. Mogli spokojnie słuchać, o czym mówili poszczególni członkowie redakcji policjantom. Historię ostatnich kilku dni mogli łatwo i szybko zrekonstruować z przygotowanych relacji fotograficznych. Pamiętali, gdzie razem byli, co jedli, o czym rozmawiali. Niczyje zeznania nie były zaskoczeniem. Wszystkie układały się w spójną całość pod tytułem wspólnego celebrowania Dni Gorlic. Z pracą na pełnych obrotach, ale jednak w tle wspólnej zabawy. Lubili swoją pracę i swój zespół: w niedzielę rozstali się około 18 pod ratuszem i każdy poszedł w swoją stronę. Następnego dnia mieli rozpocząć na spokojnie, kiedy będą czuć się na siłach. Nelka zakomunikowała, że pewnie pojawi się wcześniej, ale bez żadnych konkretów. Nic nie zapowiadało takiego poniedziałku.
Zeznania Dawida słuchali także w skupieniu. Tego dnia Dawid był w kancelarii od rana sam. Opowiadał policjantom głośno i zdecydowanym tonem.
– Do pracy przyszedłem przed 9, może za piętnaście. Tak jak zawsze, podszedłem do redakcji przywitać się, bo dziewczyny zwykle uwijają się tam od rana. Czasem przychodzę tam wypić kawę i posłuchać plotek z miasta. Dzień jak co dzień. Nelka wyglądała rano świetnie - normalnie się tak nie ubiera. Solidne buty, spodnie, zawsze może gdzieś pobiec i nie ma zbyt trudnego terenu na pracę. No ale wiadomo, lato, to dziewczyny korzystają. Dzisiaj była jednak jakaś taka... entuzjastyczna? Bardziej niż wesoła, ot. – przez cienką ścianę słychać było każde słowo Dawida.
– Nie widział Pan nikogo więcej wchodzącego lub wychodzącego tego dnia w redakcji? – policjant oczekiwał zdecydowanie szerszej wypowiedzi
– Nie. Tam do redakcji przychodzą różni ludzie, ale nie widzę, kto się u nich pojawia. Mamy wspólny korytarz, a większość osób osobiście przychodzi tylko do mnie. Mam od rana umówionych kilka spotkań i właśnie dlatego musiałem szybko zakończyć wizytę w halo. Przyszedł klient do mnie: jego kroki na drewnianych schodach słyszałem dobrze. Drzwi od redakcji są zwykle rano uchylone, a potem dziewczyny zamykają, bo zwykle dużo dzwonią. Dźwięk się tutaj mocno niesie, więc po prostu na czas rozmów szczelnie się zamykają.
– I mimo to, niczego Pan nie słyszał? - policjant dopytywał, teraz już niemal wprost. Dawid chwilę milczał. Powoli dochodziło do niego to, że jego sytuacja w całym tym zdarzeniu jest nader niepewna...
– Kancelaria składa się z kilku pomieszczeń. Normalnie siedzę w innej części, o tam – redaktorzy podsłuchujący rozmowę zza ściany wyobrażali sobie właśnie, jak Dawid gestem pokazuje policjantom odległy skrawek biura, gdzie skryty w kącie, pod stosem papierów normalnie przyjmował klientów i wypełniał z nimi umowy. A ubezpieczyciel opowiadał dalej:
– Dzisiaj jest niesamowicie upalnie, więc po prostu włączyłem sobie wiatrak, a on szumi cały czas. No i te śmieciarki. Od rana nie można było normalnie pracować – Podsłuchujący za ścianą dziennikarze uśmiechnęli się do siebie. Właśnie dzisiaj spod ich redakcji zniknęła kolejna, ogromna sofa, którą ktoś podrzucił pod kosz na śmieci. Jak i dlaczego ktoś decydował się na podrzucanie takich wielkogabarytowych odpadów w to miejsce, nadal było zagadką. Prawdą było jednak także to, że odbiór śmieci z pobliskich koszy, pakowanie odpadów gabarytowych i każda inna wizyta śmieciarki pod ich biurem były czasem, kiedy w redakcji dosłownie wszystko dudniało. Budynek usytuowany jest tak, że od strony parkingu niosą się intensywnie wszystkie dźwięki. Hałas śmieciarki, który zagłusza szamotaninę, czy nawet krzyk w redakcji? Tak, byli w stanie w to bez problemu uwierzyć.
Po kilku mniej istotnych pytaniach i pełnych odpowiedziach policjant odpuścił Dawidowi, kończąc standardową prośbą o kontakt. Gdyby tylko Dawid cokolwiek sobie przypomniał.
***
– No, w końcu spokój. Zaraz zaczną do mnie klienci dzwonić, bo przecież policjanci wzięli do nich kontakty i zaczną ich dopytywać o wszystko. Ehhh, co za sytuacja. – Dawid odetchnął głęboko, wchodząc znowu do pomieszczenia redakcji – No i co, wiecie już coś więcej? – zapytał, jakby nieświadomy tego, że wszyscy doskonale słyszeli, o czym opowiadał policjantom.
– Musimy to sobie wszystko jeszcze raz poukładać. – Andżela wyciągnęła papierosa i zanim Szef zdążył się zorientować, wzięła pierwsze, solidne pociągnięcie wydychając ostry dym gdzieś obok siebie.
– Endżi, tyle razy Cię prosiłem – Szef spiorunował ją spojrzeniem. Spryskiwacze od alarmu przeciwpożarowego dawno już wyłączyli. Nikt nie udawał, że w redakcji się nie pali.
– Szefie, dzisiaj zrób wyjątek – Andżelika szybko wylogowała się z zaplecza strony i z cichym kliknięciem zamknęła komputer.
– Nie mów do mnie sze...
– Szefie, nie dziś. – Z podłogi odezwała się Mira, jednocześnie próbując wytrzeć do końca lepką czerwoną plamę, która nijak nie dawała się zmyć. – Jeśli policjanci niczego nie znajdą, to do nas wrócą, a my powinniśmy się uspokoić i po prostu ułożyć jeszcze raz wszystko po kolei. – Mira zasłaniała nadal oczy ciemnymi okularami. Miała ku temu swoje powody. Chociaż mówiła spokojnie, to nie ona zachowała dzisiaj chłodną głowę. Jedynie, za co mogła się zabrać, to sprzątanie miejsca, w którym ktoś próbował zamordować jej koleżankę z pracy.
Kiedy tylko zorientowali się, co się stało w redakcji, to Andżela skoczyła w stronę Nelki i sprawdziła, czy żyje. Krew ciekła powoli – szyja Nelki przebita małym, jelenim rogiem nadal pozwalała wyczuć delikatne bicie serca: dziewczyna żyła! Była jednak nieprzytomna, a wyciąganie narzędzia niedoszłej zbrodni mogło mieć fatalne skutki. Nie miały znaczenia ślady, które sprawca mógł zostawić na miejscu. Szybko przystąpili do udzielenia pomocy, przesunęli fotele, zrobili miejsce dla ratowników. W kilka chwil na miejscu pojawiły się służby. Ratownicy medyczni szybko opatrzyli dziewczynę i przygotowali ją do transportu. Niczego nie obiecywali. Dopytali tylko czy Rebeka też nie potrzebuje pomocy.
Beki - praktykantka, nie była przygotowana na takie rozpoczęcie studenckiej nauki dziennikarskiego fachu. Po odblokowaniu drzwi i wejściu do redakcji osunęła się na ziemię. Mira, kiedy zorientowała się co się stało, krzyknęła – sama nie pamiętała już dokładnie jakich słów użyła. Wystarczało, by Szef błyskawicznie zadzwonił pod 112. Mira, po upewnieniu się, że pozostała dwójka czuwa przy Neli, z poczuciem ulgi odsunęła się na bok, cucąc Rebekę. Dziewczyna, kiedy tylko odzyskała świadomość, zamknęła się w redakcyjnej toalecie. Nie musiała się nikomu tłumaczyć. Rozumieli.
W tym samym czasie na schodach redakcji rozpoczął się prawdziwy wyścig z czasem. W wąskim pomieszczeniu nie było szans na to, żeby uniknąć przypadkowego zacierania śladów. W przejściu mieściła się tylko jedna osoba naraz, więc szybka wizyta policjantów i zespołu ratownictwa medycznego wprowadziła ogromny chaos. W międzyczasie pojawiali się kolejni klienci biura ubezpieczeniowego, a pod wejściem głównym już czekali znajomi z innych redakcji. Każdy chciał zrobić chociaż jedno zdjęcie. Jednak tylko Andżela miała czas, by szybko przejść w tryb reportera i zanim policjanci wygonili ich z pomieszczenia, zdążyła zrobić kilka zdjęć.
Dla innych redakcji w mieście sprawa była już jasna: usiłowanie zabójstwa młodej dziennikarki. Hasło doskonałe, chwytliwe i takie, którym sprzedadzą cały nakład gazety. Spodziewali się, że dosłownie za kilka chwil pojawią się ważniejsze media. Można powiedzieć, że znajomi po fachu równie mocno współczuli teraz ekipie haloGorlice, co im zazdrościli. W końcu zza zasłoniętych rolet nie mogli zajrzeć do wnętrza i wiedzieli, że dowiedzą się wszystkiego tylko wtedy, gdy sami redaktorzy zdecydują się im powiedzieć. Na razie mogli tylko odczytać to, co już zostało opublikowane. Bez dodatkowego komentarza oficera prasowego policji. Zostali z niczym.
– Co się tam u Was kuźwa stało?! – w telefonie prywatnym telefonie Endżi dudnił głos Rocha, zaprzyjaźnionego redaktora.
– No, tak jak widziałeś. Nie wiemy nic więcej, niż Ty. Serio. Rochu, daj nam chwilę – próbowała go spławić pół-prawdą, ale wiedziała, że nie odpuści tak łatwo.
– No dobra, nie gadaj, co tam macie. Podeślij jakieś zdjęcie, żebym miał na główną. – Roch doskonale wiedział jak z nimi rozmawiać. Znali się od lat i podobnymi uprzejmościami wymieniali się regularnie. Nigdy wcześniej sprawa nie miała jednak takiego kalibru. – Nooo, Endżi, nie daj się prosić.
– Ehhh. Poczekaj chwilę. Zaraz Ci coś podeślę. – Endżi odpuściła. Sprawa i tak była ich. Zrobiła kilka dodatkowych fotek i wysłała komunikatorem Rochowi. Szybko oddzwonił:
– Kuźwa, ale jaja! Jakbyście czegoś potrzebowali, dzwońcie też w każdej chwili. Dam Wam znać, co mi moi powiedzą. – Roch wiedział, co mówi. Oficjalne kanały informowania to tylko powierzchnia, oficjały. On już dawno wrósł także w gorlicki półświatek. Wszyscy wiedzieli, że dysponuje kontaktami, o których inni mogli tylko pomarzyć. Korzystał z tego, hojnie dzieląc się wiadomościami z innymi. Nawet jeśli miał tylko trop, potrafił z niego złożyć świetną historię i odkryć fakty, które czasem były wprost niewiarygodne. Robił to znakomicie i dlatego budził szacunek i ogromną sympatię. Nie mieli nic przeciwko jego telefonom i prośbom – działali wspólnie.
– Słuchajcie. – Mira wstała od biurka, przy którym kończyła sprzątać rzeczy pozostawione przez Nelkę. – Zniknęły jej klucze do redakcji.
Tu trzeba było działać także szybko.
***
Policjanci zabrali komputer i telefon Nelki: chcieli poszukać w nich tropów. Dość szybko pozwolili jednak dzienniakarzom wrócić do redakcji. Teraz czekało ich sprzątanie i wielka narada.
– Nic tam nie znajdą – powiedziała Mira, próbując przykryć emocje rzeczową, merytoryczną rozmową. Fakt, że plama krwi zniknęła, a pozostałe przedmioty powróciły na miejsce, nie zmieniał tego, co podpowiadała wyobraźnia. A tam nadal widziała koleżankę z tkwiącym w szyi parostkiem.
– Przecież wiecie, że jeśli cokolwiek jest na rzeczy, to właśnie my to znajdziemy. Dla niej. – Mira uśmiechnęła się, ale jej oczy, które w końcu zdecydowała się pokazać, nadal zdobił smutny błysk. Ich koleżanka żyła, a to dawało nadzieję. Każda kolejna godzina była jednak niepewna.
Nelka często pracowała pod wpływem emocji. Nie zapisywała żadnych spotkań: zwykle w ogóle ich nie planowała. Po prostu: jeśli coś wpadło jej do głowy, wykonywała telefon albo od razu jechała na miejsce: natychmiast, już, bez czekania. Nawet jeśli przewertują jej kalendarze i zapiski w komputerze mogą niczego nie znaleźć.
Zaczęli jednak od tego, o czym już wiedzieli: o poranku Nelka miała pojechać na jakąś rozmowę.
Yerba mate
Już przed 9 Nelka była w redakcji. Jeśli cokolwiek planowała na później, to spotkanie musiało być zaplanowane właśnie w redakcji. Dobry, bezpieczny teren. A przynajmniej takim był do dnia dzisiejszego. Policjanci zabezpieczali już monitoring z pobliskich sklepów, ale niczego nie można było być pewnym. Tak samo tego, że Nelka mogła przyjechać do redakcji już po spotkaniu...
– Widzieliście, że miała strasznie brudne buty? – Mira wertowała w telefonie zdjęcia. To była prawda. Nie tylko buty, ale i sukienka były nie tylko ubrudzone błotem, ale i mokre.
– Przecież jest upał. Gdzie ona zdążyła..? – Endżi zawiesiła głos...
Natychmiast zaczęli przeglądać strony z prognozami pogody i raportami z minionej doby. To, że nie kapało im na głowę, nie oznaczało, że w okolicy było spokojnie. Rzeczywiście! Na terenie jednej z pobliskich gmin w nocy burza zrobiła ogromne straty. Blisko Biecza... Chociaż w regionie wszyscy marzyli o deszczu, tam gwałtowna burza spowodowała liczne podtopienia i przewróciła jedno drzewo na drogę. Ten trop wydawał się nie tylko sensowny, ale w pełni logiczny.
– No dobra, więc wiemy mniej więcej, gdzie mogła być. Może chciała zrobić jakąś relację po burzy, czy coś? – Endżi próbowała złapać się jakiegokolwiek pewnego punktu odniesienia.
– Na razie mamy powód, żeby sądzić, że tam właśnie była. – Szef nie snuł domysłów. Czego wiec mogli być pewni? – Część wody na sukience mogła się też na nią wylać z tego tego... . No, z tego, z czego piła te swoje ziółka.
- Matero...Tyle razy ci mówiłyśmy... – Mira zdecydowanie wracała na swoje tory –. Ale błoto? – Szybko dodała – Tak, zdecydowanie mogła być właśnie w okolicy Korczyny. Nie sądzę jednak, żeby się tam wybrała na oglądanie jednego, powalonego drzewa.
Na sukience poza plamą wilgoci na dole była też większa, rozpływająca się od pasa w dół. To mógł być równie dobrze mocz, ale sukienka usiana była drobinkami yerby, więc i to nie mogło zostać wykluczone. Policjanci pobrali próbki: ta zagadka zostanie rozwiązana bez udziału dziennikarzy.
Faktem było jednak to, że Nelka miała zwyczaj rozpoczynania dnia właśnie yerbą, a potem przez cały dzień podkradała wszystkim gorącą wodę z czajnika. W redakcji mogło braknąć kawy, herbaty, a nawet długopisów. Yerby musiało być zawsze pod dostatkiem: dużo, w różnych smakach, pachnącej w całym biurze.
Książka
Policjanci zabrali wszystkie dowody ze sobą, ale redakcja miała wystarczająco dużo czasu, żeby wszystko zarejestrować. Obiecali nie publikować fotografii, dopóki policjanci im nie pozwolą. Na razie mogli jednak spokojnie sami wszystko przemyśleć. Teraz książka. Była wypożyczona z Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gorlicach. Zanotowali szybko numer woluminu: 796/799. W sieci szybko znaleźli tytuł... „Farba znaczy krew” Zenona Kuczyńskiego.
– Co? – Beki absolutnie nie nadążała za tempem tego dnia. Jak na praktykantkę czuła, że daje z siebie wszystko. Tego jednak się absolutnie nie mogła spodziewać. Siedziała więc z boku ze szklanką wody i po prostu słuchała, jak wygląda kontrolowany chaos.
– Słuchajcie tego! – Endżi zaczęła czytać na głos opis książki znaleziony na szybko w sieci, wyraźnie podekscytowana – „Książka napisana przez człowieka, który po kilkudziesięciu latach uprawiania myślistwa stał się obrońcą przyrody i praw zwierząt. Autor próbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego mężczyźni polują i skąd biorą się w nas mordercze instynkty oraz chęć niszczenia natury".
– No i..? – Beki jeszcze nie rozumiała.
– Przecież Nelka nie wypożycza zwykle książek z biblioteki. Jak coś ją interesuje, książki kupuje na wyprzedażach.– to była prawda. Paczuszki z mniejszymi i bardziej okazałymi egzemplarzami regularnie przewijały się przez redakcję. Nelka często chwaliła się upolowanymi okazjami – Tę jednak wypożyczyła. To mogło oznaczać tylko jedno: musiała ją dostać możliwie szybko. – Mira powoli zaczynała nadążać za tokiem myślenia Andżeliki.
– To może być to... Jesteśmy w stanie sprawdzić kiedy książka została wypożyczona? – Szef kroczył drogą domysłów powoli i stabilnie.
– Daj mi minutę – Mirka wyciągnęła telefon i wybrała zapisany numer do znajomej bibliotekarki z gorlickiej MBP – Kasia? Tak, straszna sprawa... Słuchaj, mamy do Ciebie nietypową prośbę... – w napięciu oczekiwali na informację o książce. Data zwrotu książki nie była żadną tajemnicą. Sprawdzili też, czy w bibliotece nie ma przypadkiem innych wypożyczonych egzemplarzy tego dzieła. Były. Ten konkretny, który znaleziono w redakcji, był jedynym wypożyczonym od trzech miesięcy. Szybko udało się też ustalić, że to właśnie Nelka wypożyczyła książkę w miniony piątek. Policjanci pewnie za chwilę dowiedzą się tego samego. To, czego nie będą wiedzieli, to po co Nelce taka książka?
– No właśnie...po co? – Rebeka powoli zaczynała wskakiwać na właściwe tory. Przynajmniej tak jej się wydawało. – No i dlaczego ten kwiatek stoi na fotelu?!
Na razie pytań było więcej niż odpowiedzi.
Temat
Redaktorzy nadal nie wiedzieli, na jakie spotkanie miała rano wyjść ich koleżanka. Z kim chciała rozmawiać? Na jaki temat? Szybko sprawdzili ostatnie maile i wiadomości oraz smsy redakcyjne. Większość tematów była już zrealizowana. Nic kontrowersyjnego: remonty, budowy, ostrzeżenia pogodowe, parkowanie na zakazach i lawina narzekania na koronawirusa i urzędników każdego możliwego szczebla. Pozostało kilka spraw drogowych, jakieś ciekawostki przyrodnicze i jakieś drobnostki: zaginął pies, oddam kotka, czy można wykupić u Państwa reklamę...?
Po dłuższej chwili przeczesywania redakcyjnej poczty znaleźli krótką informację przeznaczoną już raczej do kosza. Wiadomość za niedługo zostałaby automatycznie usunięta. Dotarła nieco ponad dwa tygodnie wcześniej. To był jedyny mail, który nie został od razu obgadany i przepracowany. Czasem takie maile to były nieistotne drobiazgi, czasem sąsiedzkie pomówienia, ale właśnie z takich strzępków informacji czasami wychodziły bardzo ciekawe tematy.
Znaleziony mail z formularza kontaktowego haloGorlice brzmiał tak:
W ostatnim czasie na terenie miejscowości K. wieczorami i przed świtem słychać jakby wystrzały z broni. Niektórzy podobno znaleźli w elewacjach swoich domów ślady po strzałach. Możecie sprawdzić czy to prawda?
Mail nie zawierał żadnej informacji kontaktowej, a próba wysłania maila pod adres podany w kwestionariuszu kontaktowym skutkowała odrzuceniem żądania. Adres mailowy z formularza był zmyślony. Temat jednak był Nelkowy do szpiku kości. Bieżące tematy pisały się same, ale takie sprawy rozbudzały wyobraźnię. Czy w regionie odbywają się nielegalne polowania? Ktoś urządza sobie zabawę? Każdy taki temat był dla Nelki ważny i ciekawy, szczególnie dlatego, że lubiła mundurowych, a kolor munduru nie miał znaczenia. Policjanci, leśnicy, strażacy... dowolny pretekst do spotkania z nimi był dla niej wystarczający, by podjąć temat.
– Tak, to zdecydowanie to – Endżi się uśmiechnęła. – Z resztą widzieliście? Ona się nie ubrała do pracy... Ona się...wystroiła.
Minorowe nastroje w redakcji jakby zelżały. Tak... to mogło być to...przytaknęli z uśmiechem, czując, że są o krok bliżej prawdy.
Spotkanie
– Szefie... – Rebeka dopiero od kilku dni pracowała w redakcji. Wcześniej współpracowali zdalnie. W ramach praktyk studenckich zgodzili się ją przyjąć do zespołu stacjonarnego. Szybko znalazła tu swoje miejsce – bo widzi Szef... Ja sobie chyba tego nie mogę wpisać w harmonogram praktyk.
– Jakoś to ogarniemy. I nie mów do mnie sze...– jego spokojną wypowiedź przerwał podniesiony głos Mirki:
– Oddzwaniają! Cicho! – szybko odebrała telefon znaną im od dawna formułką.
– Nadleśnictwo Biecz, prosiliście Państwo o kontakt. – dźwięk aparatu głośnomówiącego rozległ się w całej redakcji. Było już dobrze po południu, ale sprawa była wyjątkowa. Obiecano im oddzwonić.
– Mamy pytanie: czy ktoś z Państwa rozmawiał może ostatnio z naszą redakcyjną koleżanką na temat jakichś... nielegalnych polowań, albo kłusownictwa? – to był czysty strzał. Nie mieli jednak żadnego innego punktu zaczepienia. Musieli więc próbować w ciemno.
– Hmmm. Proszę mi dać chwilę. Zapytam. – aparat głośnomówiący szumiał cicho, nie pozwalał usłyszeć słów, które właśnie były wypowiadane na terenie nadleśnictwa. Po chwili wszyscy usłyszeli w aparacie dźwięk otwierających się drzwi, a następnie kroki. Więcej niż jednej osoby. – Przekazuję Państwu naszego leśniczego, Andrzeja, z którym Pani Kornelia spotkała się dziś o poranku.
Redaktorzy nie mogli w to uwierzyć. To było zbyt proste! Przecież..
– Dzień dobry Panie Andrzeju! – Endżi szybko przysunęła się do aparatu. Zamknęła oczy, by się lepiej skoncentrować. To było bardzo ważne pytanie, które właśnie musiała zadać. – Panie Andrzeju, zapewne słyszał Pan o tym, co się stało w naszej redakcji. Prosimy o pomoc. Może nam Pan zdradzić, o czym rozmawiał Pan z naszą koleżanką?
– Oczywiście. Pani Kornelia poprosiła mnie o rozmowę o kłusownikach, którzy ostatnio mieli uaktywnić się w naszych lasach. Wiecie Państwo... Sprawa jest dość skomplikowana, dlatego zaproponowałem jej spotkanie w cztery oczy. My tu w Nadleśnictwie staramy się nad tym spokojnie pracować, ale sprawa jest nader delikatna. – Głos leśniczego był spokojny i łagodny. – Już od dłuższego czasu pojawiały się pogłoski o tym, że w okolicznych lasach i na polach kłusują. Sprawa jest o tyle trudna, że to prawdopodobnie po prostu normalni myśliwi, którzy mają pełne uprawnienia, a po prostu... powiem to delikatnie: naginają reguły i są w tym coraz bardziej bezczelni.– redaktorzy słuchali bardzo uważnie każdego słowa. Skupienie na twarzy Endżi przybrało nieco łagodniejszy wyraz. Nie otwierała nadal oczu. Musiała zapytać o coś jeszcze.
– Panie Andrzeju, proszę mi powiedzieć, gdzie rozmawialiście z Kornelią? – odpowiedź przyszła bardzo szybko.
– Pozwoliłem sobie zaproponować Pani Neli krótki spacer o poranku po okolicznych lasach. Była u nas już po 7 rano. Chciała punktualnie wrócić do redakcji, więc nie odchodziliśmy daleko. W ogóle, to okazało się, że miała mnóstwo szczęścia! Szliśmy błotnistą drogą, którą niedawno wykorzystywano do przewozu drewna. Pani Nela zeszła na chwilę ze ścieżki i znalazła piękny, mały parostek. Na początku sierpnia takie rzeczy zwykle są już wysprzątanej, ale jej się udało. Miała nosa!
– Że co znalazła? - Mira nie wytrzymała.
– No, takie małe poroże, parostek inaczej. Prawdopodobnie należał do młodego jelenia, który stracił go dość późno w tym roku. Dlatego udało się go znaleźć blisko dość uczęszczanej trasy tak późno tego roku. – Leśniczy cierpliwie wyjaśniał sprawę, a wszyscy obecni w redakcji haloGorlice otwierali coraz szerzej usta ze zdziwienia.
– Panie Andrzeju, będziemy się z Panem jeszcze kontaktować. Bardzo dziękujemy za informacje. Od razu uprzedzamy: przekażemy kontakt do Pana policjantom. Niech nie tracą czasu na zgadywanie, z kim dziś rano widziała się Nelka.
– Oczywiście, służę pomocą. Jeśli jednak mogę coś dodać już teraz. Pani Kornelia bardzo się spieszyła. Mówiła, że w redakcji ktoś ma na nią czekać... – w tej chwili Endżi wykrztusiła z siebie słowo podziękowania i szybko się rozłączyła. Stagnację w redakcji przerwał dźwięk kolejnych dziś kroków na schodach.
Dawid, siedzący nadal w milczeniu obok nich siedział najbliżej. Uchylił drzwi redakcji, by sprawdzić, czy jakaś osoba nie oczekuje pod jego drzwiami. Niemal zderzył się ze stojącym już pod drzwiami redakcji wysokim mężczyzną.
– Panie Dawidzie, czy mogę jeszcze na słowo do Pana? Zapomniałem zapytać rano. – Nieznajomy omiótł wzrokiem całą redakcję, szybko wycofując się pod uchylone kancelarii ubezpieczeniowej.
– Oczywiście Panie aspirancie. Proszę za mną. – Dawid wyprostował się i przybrał bardziej formalny ton. – Zapraszam...
***
Kiedy tylko zamknęły się drzwi, Mira nie miała zamiaru dłużej czekać z oświadczeniem, na które czekali chyba wszyscy:
– Szefie, żądam dostępu do półeczki pod zlewem. Natychmiast.
– Nie mów do mnie... Dobra, czego się napijecie? Rozwiozę was wszystkie do domów. – Szef doskonale wiedział, że to nie był dzień, który powinien się skończyć na trzeźwo.
***
Już za tydzień rozwiązanie zagadki! Co mogło się wydarzyć? Jak wyjaśnić to, co się stało? Komentujcie!
Przypominamy też, że jeszcze do końca sierpnia możecie przesyłać swoje zgłoszenia w konkursie Książka Ukryta w Kadrze, który organizuje Miejska Biblioteka Publiczna w Gorlicach!
Napisz komentarz
Komentarze