Tłumy na rynkach i w sklepach
Dzień 1 listopada przypada w tym roku w niedzielę. To powoduje, że nie pojawia się dodatkowy dzień wolny, ani żaden okolicznościowy długi weekend. Nie ma potrzeby robienia zapasów spożywczych czy przemysłowych większych, niż zwykle przed weekendem. W sklepach tłoczno, mimo ograniczeń.
Zakupy, chciałoby się powiedzieć, rzecz święta.
Życie toczy się swoim zwykłym torem, a jednak nie do końca.
Nie wszystkie sklepy są zobowiązane do przestrzegania tzw. godzin dla seniorów. Przed południem można więc spotkać na mieście tak osoby starsze, jak i młode, mamy z dziećmi i tych, którzy po prostu wykonują swoją pracę. Mimo ograniczeń pojawiają się miejsca, gdzie jest po prostu tłoczno. Ustawianie się w kolejce przed wejściem do sklepu nie jest na razie naszą mocną stroną. Wielu ludzi tłoczy się też na przystankach autobusowych, bo i trudno jest w pełni dostosować się do obowiązującego reżimu sanitarnego w takich miejscach.
Tłoczno jest również na cmentarzach, gdzie dziesiątki osób porządkują otoczenia grobów swoich najbliższych. Alejki przemierza dziesiątki osób, parking pomiędzy cmentarzami pęka w szwach, a stoiska ze zniczami oblegają kupujący. Tłok panuje także na placach, na których sprzedawane są wiązanki sztucznych kwiatów i chryzantemy w doniczkach.
Oficjalne uroczystości na cmentarzach zostały odwołane, a niedziela 1 listopada będzie podobna do innych niedziel w zakresie sposobu sprawowania Mszy Św.
Wszędzie ruch większy, niż zazwyczaj, a jednak wydaje się, że w przypadku nowej fali zakażeń, która może pojawić się za ok 2-3 tygodnie, wina za nią spadnie na osoby uczestniczące w strajkach związanych z wyrokiem TK...
Fala apeli i fala sprzeciwu
Bez odgórnego lockdownu wydaje się, że już nic nie da się zrobić i jesteśmy skazani na czarny scenariusz. Szpitale przepełnione osobami, które z różnych względów potrzebują pomocy, fala zakażeń, której nie sposób ująć w rzetelne statystyki. W końcu konieczność decydowania o tym, czy ważniejsza jest ekonomia czy zachowanie minimalnej wydolności systemu opieki zdrowotnej?
Apelują rządzący, apelują samorządowcy. Apele pojawiają się także ze strony instytucji związanych ze służbą zdrowia.
Handlowcy i usługodawcy milczą, starając się jednocześnie przekonać do siebie klientów walcząc o zysk.
Niektórzy podejmują ryzyko: zamiast spotkań na siłowni organizują w jej budynku spotkania wspólnot religijnych. Jedna z restauracji zaprasza na posiłki do swoich skromnych progów, mimo zakazu: na czas konsumpcji klienci stają się pracownikami lokalu. Ci zaś mogą bez przeszkód korzystać z posiłków na miejscu. Pomysłów na to, by omijać prawo pojawia się coraz więcej. To nie dziwi, ponieważ zrozumienie, jakim wykazywaliśmy się na początku roku w obliczu nieznanego zagrożenia teraz zastąpiły inne emocje. Strach? Desperacja? Obojętność?
Tylko pogoda stoi po stronie ochrony zdrowia
Część spotkań z pewnością ukróciłoby pogorszenie pogody. Wydaje się jednak, że niektórych emocji nie ochłodzi tylko zmiana pogody na gorsze. Potrzeba wyjścia „do ludzi”, a dla niektórych wyjścia „z ludźmi” wzrasta z wielu różnych przyczyn.
Czy istnieją jeszcze jakieś skuteczne hamulce?
Kto widział w ostatnich dniach otoczenie cmentarzy, ten wie, że groźba epidemii wydaje się już nie działać na wyobraźnię. Potrzeba, by być w tym miejscu i czasie właśnie na nekropolii jest silniejsza. To samo dotyczy tzw. Strajku Kobiet: potrzeba, by manifestować swój sprzeciw na ulicach powoduje, że uczestnicy tego spaceru wychodzą, mimo pełnej świadomości możliwych tego konsekwencji.
A na horyzoncie nadal brak perspektywy deszczu, po którym wszyscy uniesiemy głowy w górę i spojrzymy na rozpogadzające się niebo. Bez widma kolejnych konfliktów, bez groźby zarazy.
Coraz bardziej czekamy na niebo po burzy i słońce, które przecież zawsze w końcu wschodzi...
Napisz komentarz
Komentarze