Podjeżdżamy po kontenery umieszczone przy jednym z osiedli: większość śmieci posegregowana w odpowiednich miejscach. Kilka worków ułożonych obok. Niektórzy już teraz przynoszą do kontenerów zepsute krzesła ogrodowe, inne – całkiem dobre, ale wyblakłe stawiają wyżej. Tu i ówdzie fragmenty sof, pojedyncze, pogięte panele, drzwi, które niedawno wymieniono na nowe. Buble.
W kącie, z dala od śmierci „brudnych” złożony, schludny wózek dziecięcy. Materiał jest czysty, kółka kompletne. Całość osłonięta lekko folią. Żadnych widocznych wad. Wyrzucony, ale… nie do końca. W innym miejscu na pudełku złożone równo ubrania. Posegregowane, także bez śladów zniszczeń. Kilka torebek, stara lampa, obraz, niewielkie oprawione lustro…
Rzeczy bezwartościowe, ale jednak mogą znaleźć jeszcze nowych właścicieli. Takich, którzy na nowo odkryją ich potencjał i wykorzystają.
„Nie będę zbierać śmieci” kontra „Świetnie, można to znowu wykorzystać!”
Targi staroci to impreza cykliczna dedykowana jednak przedmiotom z nieco wyższej półki, takim, które mogą być sprzedane, ale jednak na pewno nie zostaną wyrzucone. Co innego drobiazgi ze strychów i przedmioty, dla których po remoncie nie ma już miejsca w mieszkaniach.
Można je wystawić na serwisach z lokalnymi ogłoszeniami, ale cena takich drobiazgów byłaby śmiesznie niska. Nie warte zachodu. Pozostawienie ich przy koszach na śmieci powoduje, że mogą znaleźć nowego właściciela. Doskonale wiedzą to Ci, którzy je pozostawiają.
Miejsce ich pozostawienia może jednak odrzucać – nie będę zbierać śmieci! Co z tego, że za darmo?
Tymczasem w mieście brak miejsca, by w legalny sposób, za choćby kilka groszy oddać niepotrzebne już rzeczy. Stragany? Bazarki? Może po prostu półeczka zlokalizowana przy kontenerach, na których można by pozostawiać rzeczy do oddania: w dobrym stanie, niepotrzebne, ale nadal zbyt dobre, by po prostu wrzucić w kosz.
Za granicą wielu z Was spotkało się z pewnością z „pchlimi targami”, na których nie tylko przedsiębiorcy, ale także osoby prywatne pozbywają się niepotrzebnych rzeczy. Oddają za niewielkie pieniądze lub oddają rzeczy, które stają się dla innych prawdziwymi skarbami. W ramach „wyprzedaży garażowej” czy lokalnego SWAPu pozwalają „pobuszować” w swoich rzeczach, które można wymienić lub tanio kupić.
Czy Waszym zdaniem takie wydarzenia są potrzebne? Czy chcielibyście dorocznego, gorlickiego pchlego targu?
A może cyklicznych imprez, na które każdy mógłby przynieść swoje „śmieci”, które staną się na nowo „skarbami”?
Napisz komentarz
Komentarze