Epidemia COVID-19 zastała ją podczas podróży po Ameryce Środkowej, a konkretnie w jednym z najniebezpieczniejszych krajów świata, Salwadorze. Przebywa tam już od kilku miesięcy, a końcem maja miała zorganizować kolejny, siódmy festiwal podróżujących kobiet, o nazwie „Trampki”. Wydarzenie, które zaplanowano w Gdańsku, ma odbyć się jesienią.
O Anicie pisaliśmy w wielu artykułach na naszym portalu, min: Na fali wznoszącej: Anita Demianowicz
Jak się czujesz tam na miejscu?
Czuję się ok, choć zaraz miną trzy miesiące na kwarantannie i miesiąc na specjalnej, praktycznie bez możliwości wyjścia z domu, więc to niełatwa sprawa - odpowiada Anita Demianowicz.
Epidemia pokrzyżowała Twoje plany na ten rok. Kiedy będzie szansa wrócić do Polski?No cóż, jest ciężko. A do Polski miałam wrócić w maju, ale odwołano loty. Czekam na otwarcie granic i lotniska.
Trzymamy kciuki za bezpieczny powrót do kraju.Dziękuję, pozdrawiam wszystkich - pisze Anita.
Tak Anita relacjonuje swoją kwarantannę:
Od dwóch miesięcy jesteśmy zamknięci w domach, a od dwóch tygodni trwa specjalna kwarantanna, co oznacza, że na zakupy czy do apteki lub nawet lekarza można wyjść tylko w dzień wyznaczony przez rząd. Poradzono sobie w ten sposób, że wyznaczono te dni w zależności od ostatniego nr w dowodzie lub paszporcie. Mój nr w paszporcie kończy się nr 0. I wczoraj (17 maja) przypadał mój dzień na zakupy, na których nie byłam od trzech tygodni.
Kwarantanna specjalna oznacza jeszcze jedno: zlikwidowano transport miejski, w związku z czym do najbliższego większego sklepu musiałam wybrać się na piechotę, licząc, że weźmie mnie ktoś „na stopa”.
Udało mi się do sklepu dotrzeć. Cała szczęśliwa. I wtedy spotkała mnie niespodzianka. Okazało się, że nie wpuszczą mnie do sklepu, twierdząc, że to nie jest mój dzień. Pokazałam tabelkę z numerami i dniami, gdzie ewidentnie było napisane, że mam prawo zrobić zakupy tego dnia. Ale ochroniarz swoje. Nie chciał zawołać menadżera. Nie pomagały ani prośby ani groźby. No więc postanowiłam sama na tę policję pójść.
Spotkałam jednak wojskowych i w ich obstawie wróciłam do sklepu. Wezwano tym razem menadżera. I co się okazało? Że w nocy prezydent pozmieniał dekrety i co komu wolno i tym samym zmienił pozwolenie dla osób z nr 0, 1 i 2 na zrobienie zakupów.
Wściekła postanowiłam spróbować szczęścia w innym sklepie. I wiecie co? Gdy ochroniarz przy podawaniu przeze mnie paszportu zapytał, gdzie jest jego nr, dostałam olśnienia i wskazałam na nr pesel, który kończył się numerem 5, a to ten numer wczoraj miał prawo do zakupów.
Podsumowując. Wiele osób skarży się, że w Polsce jest źle. Niektórzy piszą do mnie, że w Polsce jest podobnie. I fakt, nie dzieje się w Polsce dobrze, ale mimo pewnych podobieństw, nie można porównywać Polski z Salwadorem.
Cieszcie się i doceniajcie proszę to, co macie. Przynajmniej te trochę wolności, która pozwala Wam zrobić zakupy w sklepie, nie mówiąc już o wyjściu na spacer, do lasu czy w góry. Tutaj nie możemy nic z tego. Cieszcie się i doceniajcie. Zróbcie to dla mnie.
Jeśli chcecie śledzić wydarzenia związane z podróżami gorliczanki, Anity Demianowicz zapraszamy na stronę: banita.travel.pl
Oto ostatni wpis:
Napisz komentarz
Komentarze