Samozadowolenie, brak krytycyzmu wobec własnych zachowań, wypowiedzi, czynów stanowi często źródło niezasłużonego dobrego samopoczucia, bo tak naprawdę jedną ręką rozdajemy ciosy, drugą lukrujemy zachowania, których goryczy nie da się przebić łyżką miodu. I chociaż chcielibyśmy uchodzić za wzór cnót, jeżeli mamy odrobinę odwagi, by spojrzeć na siebie z perspektywy innych ludzi, bywa, że to, co zobaczymy, nie jest takie ładne, jakbyśmy chcieli, by było, bo bycie dobrym człowiekiem wcale nie jest łatwe i trzeba się bardzo starać, żeby sprostać wymaganiom definicji.
Powiedzenie, "jeszcze się taki nie urodził, żeby wszystkim dogodził", kryje w sobie prawdę nie do podważenia. To, co dla jednych jest dobre, innym może stworzyć podwaliny życiowej klęski. W zależności od naszego indywidualnego postrzegania rzeczywistości zdeterminowanego normami etycznymi, na których opierało się nasze wychowanie oddzielamy zło od dobra, urodę od brzydoty, sprawiedliwość od niesprawiedliwości. Nasza ocena to nic innego, jak kulturowo wypracowany światopogląd, kształtowany przez najbliższych, środowisko, w którym wyrastaliśmy, przeczytane książki, obejrzane filmy i autorytety, które uznaliśmy.
Z mieszanki doświadczeń i nauk wybieramy to, co w określonej sytuacji może być nam przydatne i drogą selekcji opowiadamy się za opcją najlepiej nam w danej sytuacji pasującą. Podobnie działamy przy określaniu tego, co jest sztuką, a co na to miano nie zasługuje. Przyklaskujemy tym, których głos góruje nad innymi i zgodnym chórem krzyczymy brawo lub z wyrazem skupienia i zadumy pochylamy się nad linią przecinającą barwne tło oprawionego w ramę nic nieprzedstawiającego dzieła, czekając podświadomie na krzyk dziecka z baśni Andersena "Król jest nagi", bo sami nie mamy odwagi powiedzieć, przecież tu nic nie ma, to tylko barwny bohomaz.
Kto nie jest z nami, ten przeciw nam, kto myśli inaczej, ten jest głupi, kto nie pije, ten donosi, no i tak dalej. Jedno jest pewne, dobrzy ludzie nie lubią inności, chociaż tolerancja to jedna z podstawowych cech dobrego człowieka, ale tolerancja nie dotyczy tych, którzy się z nami nie zgadzają, ośmielają się mieć inne zdanie. Kontrowersje budzą agresję, zacietrzewienie, złość, nienawiść, ale dobry człowiek nie postrzega tego w kategoriach wyrządzonego zła, tylko jako niewinny kontekst walki o własne racje. Gryzie, pluje, a później, później, jeżeli naprawdę jest dobrym człowiekiem leczy kaca moralnego, bo wstydzi się tego, co powiedział, napisał, zrobił w chwilach, gdy emocje wzięły górę nad rozsądkiem. Jak tu być dobrym człowiekiem, gdy tylu ma inne zdanie, a emocje podnoszą ciśnienie do granic wytrzymałości?
Bycie dobrym człowiekiem to trudna sztuka. Najłatwiej coś podarować, najlepiej pieniądze, ale to nie one stanowią o naszej dobroci, a najwyżej hojności. Dawanie czyni z nas filantropów. Dobroć, to miłość, która polega na szanowaniu i kochaniu ludzi bardziej, niż na to zasługują. Dobroć, to uprzejmości, tolerancja, elastyczne myślenie o otaczającym nas świecie, o innych ludziach. Dobroć wymaga poczucia humoru, życzliwości, ale i samokrytycyzmu, czyli ofiary, a przede wszystkim wymaga okoliczności, bo tak naprawdę dopiero ekstremalne sytuacje pozwalają nam sprawdzić siebie. Nikt z nas nie może mieć pewności czy jest dobry, czy zły, póki nie przejdzie próby, na jaką prędzej czy później wystawi nas życie. Często wychodzimy z niej poturbowani emocjonalnie, zmieniamy się diametralnie, odkrywamy swoje prawdziwe „Ja”, bywa też, że stajemy się lepsi.
Dwoistość natury ludzkiej udowodnił amerykański psycholog Philip Zimbardo, który w 1971 roku przeprowadził ciekawy eksperyment. Zebrał 24 dobrych ludzi i losowo podzielił ich na więźniów i strażników. Eksperyment przerwano. Dobrzy ludzie tak wczuli się w role, że przestali grać, stali się złymi strażnikami i stłamszonymi ofiarami.
Stanfordzki eksperyment więzienny znalazł swoje potwierdzenie kilkadziesiąt lat później. Dobrzy amerykańscy chłopcy i dziewczyny ulegli presji przydzielonych im zadań. W więzieniu Guantanamo funkcja żołnierza-strażnika zmieniła ich w bezlitosnych oprawców, z którymi rozliczyć musiały się sądy wojskowe.
Doktor Jekyll i pan Hyde to każdy z nas. W zależności od okoliczności jeden nad drugim dominuje, co w efekcie prowadzi do utrwalanie zmian osobowości i nie jest powiedziane, że to lepsza strona naszego „Ja” zwycięża. Jak pokazują statystyki ciemna strona często dominuje. Dobrzy ludzie eksplodują agresją, której pokładów nikt by u nich nie podejrzewał; piszą listy, pod którymi się nie podpisują, często „chowają głowę w piasek”, bo tak wygodniej, nie zajmują stanowiska w sprawie, bo tak bezpieczniej, moralizują, by podkreślić swą prawość, dużo mówią o miłości bliźniego, bo to się dobrze sprzedaje, aktywnie korzystają z anonimowości, bo ta nie pociąga za sobą konsekwencji.
Skarbnicą ludzkich emocji stał się Internet, źródło to tryska tysiącami obraźliwych określeń i gdyby nie netykieta, tonąłby w wulgaryzmach, jakimi obrzucają nas dobrzy ludzie, oburzeni przeczytanym artykułem, jego miernością lub komentarzami umieszczonymi pod autorskimi tekstami.
I tak, dzięki własnej aktywności i twórczości, możemy być wieloma w jednym.
Z punktu widzenia głupca możemy być geniuszami, z poziomu geniusza głupcami. W oczach wroga wrogami, przed lustrem ideałami, a w Internecie tym, kim sami się stworzymy, dodając komentarz podpisany nickiem.
Alicja Nowak
Napisz komentarz
Komentarze