Kiedy 4 czerwca 1989 szliśmy do urn, by oddać głos w pierwszych częściowo wolnych wyborach, wiedzieliśmy, że zaczynamy nowe lepsze życie, bierzemy sprawy w swoje ręce i żadna władza nie powstrzyma nas przed tym byśmy się urządzili po swojemu, tak jak chcemy. Niech nikt nam więcej nie mówi co mamy robić, co nam wolno, a co nie, kogo mamy lubić, a kogo nie.
Gdy w 1990 roku szliśmy do urn wybierać po raz pierwszy prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, cieszyliśmy się, że będzie to prezydent wybrany z woli większości narodu. Tak też się stało, ten pierwszy i ostatni raz jak na razie. Wynik Lecha Wałęsy 74,25% w II turze przy frekwencji 53,4% to jednoznaczny wybór większości obywateli wolnej Polski.
Cyfry cyframi, liczby liczbami, a Polacy nie wiedzą na czym polega ich demokracja! Mało który wyborca wie ile mandatów dostanie zwycięska partia, ba wielu jest przekonanych, że ilość mandatów obsadzanych jest procentowo wprost proporcjonalna do wyniku wyborczego.(sic!) Błąd! Tutaj jest fałszerstwo naszej demokracji drodzy rodacy. Według konstytucjonalistów około 5% społeczeństwa jest świadoma tego w jaki sposób dzielone są mandaty. Po burzliwych dyskusjach i sporach ostatecznie w ustawie zasadniczej z roku 1997 zapisaliśmy, że wybory do sejmu są proporcjonalne oraz powszechne, równe, bezpośrednie i odbywają się w głosowaniu tajnym.
Zaraz po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów do sejmu i senatu media błyskawicznie wyliczają magicznym sposobem kto ile oderwie z parlamentarnego tortu. Dlaczego sojusz wyborczy SLD-UP w 2001 roku przy 41,04% zdobytych głosów otrzymał 47% mandatów, a Platforma Obywatelska przy 41,51% zdobytych głosów w 2007 otrzymała 45,43% mandatów? Pies pogrzebany jest w metodach przeliczeniowych. W większości krajów europejskich stosowana jest metoda d'Hondta, która jest korzystniejsza dla dużych partii - zwycięscy dostają dodatkowy bonus. W Polsce też ta metoda jest stosowana, choć w historii zastosowano dwa razy zmodyfikowaną metodę Sainte-Lague, która jest bardziej proporcjonalna, inaczej rzecz biorąc bardziej sprawiedliwa.
Kwestia proporcjonalności wzbudzała kontrowersje, gdyż podtrzymuje stan rozdrobnienia partyjnego. Przekonaliśmy się o tym w 1991 roku, gdy do sejmu ze względu na zastosowanie niemalże w pełni proporcjonalnego przeliczenia weszło aż 24 ugrupowania!
Wprowadzenie progów wyborczych 5% dla partii i 8% dla koalicji w wyborach parlamentarnych było ruchem zapewniającym nie powtórzenie się sytuacji z 1991, jednak jest to pewna niesprawiedliwość, fałszerstwo demokracji, gdyż głosujący na partie z najmniejszym poparciem są pozbawieni swojego przedstawicielstwa w parlamencie. Można powiedzieć, że najsłabszym zamknięto usta.
Głównym źródłem finansowania partii są subwencje oraz dotacje z budżetu państwa. Subwencje mogą otrzymywać tylko partie, które w ostatnich wyborach do Sejmu przekroczyły próg 3% (jeśli samodzielnie tworzyły komitet wyborczy) lub 6% głosów (jeśli wchodziły w skład koalicyjnego komitetu wyborczego). Brak finansów skutecznie uniemożliwia prowadzenie kampanii wyborczej na szeroką skalę, co automatycznie marginalizuje ją na scenie politycznej.
Za sprawą ordynacji proporcjonalnej powstaje często wiele paradoksów, które absolutnie nie odzwierciedlają woli wyborców. Często mandat zostaje obsadzony kandydatem, który otrzymał mniej głosów niż inny kandydat w innym okręgu wyborczym. Dzieje się tak dlatego, że głosujemy na listę, a nie na pojedynczego kandydata. Z tą sytuacją spotkaliśmy się podczas ostatnich wyborów samorządowych w ubiegłym roku w naszym mieście. Tylko wybory w gminach do 20 tys. mieszkańców odbywają się na zasadzie większościowej, w pozostałych gminach oraz powiatach i województwach obowiązuje proporcjonalność.
Wybrany w bezpośrednich wyborach burmistrz, wójt czy prezydent miasta nie musi zbytnio obawiać się ogłoszenia przez radę gminy referendum w sprawie odwołania źle zarządzającego czy nie lubianego włodarza, ponieważ ustawa mówi, że w przypadku nie odwołania go w tym referendum, rada ta zostaje automatycznie rozwiązana. Jest to nic innego, jak swego rodzaju szantaż. Jednoznacznie kojarzy się ze słowami ”ręka podniesiona na władzę zostanie odrąbana”. Chociaż zdecydowano się na ten zapis, by tym sposobem wykluczyć nieuzasadnione próby odwoływania burmistrza (wójta, prezydenta), to niestety stworzono ustawę noszącą cechy i znamiona zupełnie niedemokratyczne.
W czerwcu 1989 roku rozpoczęliśmy proces budowania demokracji, w 1990 wybraliśmy swojego prezydenta, w 1992 uchwaliliśmy tzw. małą konstytucję, natomiast w kwietniu 1997 obecnie obowiązującą ustawę zasadniczą. W 2001 roku tuż przed wyborami zmieniliśmy metodę przeliczeniową po to, by po wyborach powrócić do poprzedniej.
Sami siebie oszukaliśmy i oszukujemy.
Adrian Wokurka
Napisz komentarz
Komentarze