Im bardziej zbliżała się godzina rozpoczęcia koncertu tym bardziej chciałem już tam być. 20:00! W końcu! Wchodzimy do Rotundy. Klubu który pewno wielu z Was może kojarzyć choćby z przeglądu kabaretów PAKA (nie wierzcie Bałtroczykowi sala wcale nie jest klimatyzowana ;) ). Co prawda klub należy do UJ-otu ale spinam tyłek i wchodzę. W końcu nie o UJ-ot tu chodzi a o Smolika. Na początku była...
KLAPA!
„Marne Szanse” nazwa zespołu była bardzo adekwatna do tego co sobą reprezentowali. Nie byli nawet laureatami PKS-u. Lipa.. Porażka.. Mi się nie podobało, publiczności zresztą też nie. Raptem z 30 osób na widowni. Na szczęście dramat nie trwał długo. Już po 30 minutach Marne Szanse wiedziały że ich szanse na porwanie publiczności są takie jak ich nazwa. Odpuścili, tłumacząc się kacem. Chwilka przerwy technicznej. Wychodzi konferansjer. W uszach i o pamięć obija mi się kawałek zapowiedzi „...bo gdzie jak nie tu mogłaby wybrzmieć ta płyta...” Przez myśl przeleciał mi gorlicki GCK. Ale chwilę później przelecieli mi też ludzie którzy pytają „Smolik? Smolik? Who the fuck is Smolik?!” Szybko porzuciłem tą myśl. Na scenę wkraczał już On.
SMOLIK
Szczerze powiedziawszy nie wiedziałem nawet jak ten człowiek wygląda... Znałem go wcześniej tylko z płyt. W pierwszej chwili myślałem, że gra na perkusji.. Wiem wiem wstyd! Nie rzucajcie we mnie pomidorami gdy spotkacie mnie na ulicy. Teraz już wiem jak wygląda :) ba! Nawet wiem na czym gra! Jestem do edukowany. Ale ale nie tylko on na mnie zrobił wrażenie. Była też ONA! Kasia Kurzewska! Szałowa dziewczyna! Piękna, a ten głos. Jeszcze dobrze nie zaczęła śpiewać a już wiedziałem, że mógłbym się zakochać. Tylko po co? Wolałem odpłynąć wraz z muzyką, jaka gdy tylko konferansjer przestał gadać wypełniła salę krakowskiego klubu Rotunda. Sala wypełniła się około setką osób. Bardzo kameralnie jak na taką gwiazdę. Ale ewidentnie ludzie wiedzieli po co przyszli i umieli dobrze się bawić. Stare hity w nowych aranżacjach? Nowe piosenki? Proszę bardzo! Smolik to wszystko nam zaserwował. Ktoś może mu zarzucić, że stary hit w nowej aranżacji to jak kotlet mamusi odgrzany przez studenta i wciśnięty w bułkę. Niby taki obiad ale to nie do końca to samo. Ale ja się z tym w zupełności nie zgadzam. Każdy kto tak twierdzi powinien spróbować sam coś takiego stworzyć. Sposób w jaki muzycy z zespołu Smolika wymiatają na swoich instrumentach jest oszałamiający! Solistka doskonale wie co zrobić ze swoim głosem i jak zahipnotyzować nim publikę. Nie będę już wspominać o Jej „kocich” ruchach na scenie. Pewno większości męskiej części widowni mocniej zabiło serducho na ten widok. Ponadto jeszcze gitarzysta i wokalista w jednym. Pewno jeden z tych z górnej półki. Przynajmniej dla mnie tak brzmiał. A dopełnienie? Genialne. Muzyk grający na wszelkiego rodzaju cymbałkach i cymbałach wyglądał jakby właśnie uciekł z orkiestry symfonicznej. Ubrany w elegancki frak i muszkę trochę odgryzał się na tle całej reszty zespołu. Byli też perkusista i spec od trąbki obaj panowie też zasługują na wielkie brawa. Ewidentnie było słychać że Smolik wie kogo wybrał do swojego zespołu. Właśnie i jeszcze On. Przy konsolecie i keyboardzie. To dzięki niemu muzyka brzmi tak świetnie i wdziera się bez problemu wprost do duszy każdego z nas. To On sprawił że pomimo od koncertu minął już prawie tydzień ciągle mam jego muzykę w głowie. Za to chciałem mu bardzo podziękować.
A dla Was Drodzy Czytelnicy jedna porada. Jeśli będziecie mieli kiedyś okazję wybrać się na koncert Smolika nie zmarnujcie jej! To po prostu majstersztyk! Poniżej dla ułatwienia daty najbliższych koncertów gdzie możecie go teraz spotkać. A dla całej reszty której pytanie „Smolik? Smolik? Who the fuck is Smolik?!” nie jest obce - link do youtuba. Zasłuchajcie się i przekonajcie bo naprawdę warto!
Velour
Najbliższe koncerty:
14.04.2011 Wrocław
17.04.2011 Katowice
Warto posłuchać:
Napisz komentarz
Komentarze