Jak już informowaliśmy, prokuratura postawiła mu zarzut kierowania gróźb karalnych. Teraz bierze jednak pod uwagę obciążenie go zarzutem narażenia osób na groźbę utraty zdrowia lub życia. Chociaż bomby w rzeczywisto ści nie było, to jednak trzeba było ewakuować z bloku 40 mieszkających tam rodzin. Wśród ewakuowanych były osoby obłożnie chore, które na czas trwania działań pirotechników sprawdzających budynek przewieziono do szpitala.
- Rozważamy zmianę zarzutów - przyznał wczoraj w rozmowie z "Dziennikiem Polskim" Tadeusz Cebo kierujący gorlicką prokuraturą. - Dlatego wstrzymujemy się jeszcze z badaniem podejrzanego przez biegłych psychiatrów. Te czynności będzie można przeprowadzić po ostatecznym postawieniu zarzutów mężczyźnie.
Chodzi o to, by nie dublować psychiatrycznych obserwacji, bo zawsze odnoszą się one do czynów, które miał popełnić podejrzany. Sprowadzają się do odpowiedzi na pytanie czy był poczytalny w chwili popełnienia przestępstwa. Tymczasem czym innym jest kierowanie gróźb karalnych, a czym innym narażenie na utratę życia lub zdrowia.
Przypomnijmy, że do fałszywego alarmu bombowego, który miał sprowokować 31-latek, doszło 13 kwietnia. Mężczyznę zatrzymano błyskawicznie, bo po niespełna 20 minutach od odebrania zgłoszenia. Miał 1,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Jego wybryk postawił na nogi wszystkie służby ratunkowe w mieście. Jak się wczoraj dowiedzieliśmy, podejrzany nie przyznał się do winy. Ze względu na dobro śledztwa prokuratura nie ujawnia jednak tego, jaką wersję wydarzeń przedstawił.
źródło: dziennikpolski24.pl
Napisz komentarz
Komentarze