Relacja dziewczyny zszokowała strażaków i postawiła na nogi całą gorlicką policję. Do miasta skierowano dodatkowo funkcjonariuszy z Krakowa, którzy mieli pomóc w rozwikłaniu zagadki brutalnego napadu. Zadawano sobie pytania, dlaczego złodzieje podpalili mieszkanie, licząc się z tym, że uwięziona tam 14-latka może zginąć. Gdyby potencjalnym sprawcom postawiono zarzut usiłowania zabójstwa, to mogliby zostać skazani nawet na dożywocie. Kiedy dziewczyna wyszła z szoku, zdecydowano się ją przesłuchać w obecności psychologa. Jak się wczoraj dowiedział "Dziennik Polski", podczas tej rozmowy plątała się w zeznaniach, które były pełne niekonsekwencji. Ostatecznie przyznała, że żadnego napadu nie było.
Potwierdził to wczoraj w rozmowie z nami Tadeusz Cebo, prokurator rejonowy w Gorlicach. Zastrzegł, że nie może ujawnić przyczyny, która pchnęła 14-latkę do sfingowania włamania i sprowokowania pożaru, w którym mogła zginąć. Doprowadziła do tego, że jej rodzice stracili dobytek (straty wstępnie szacowano na 150 tys. zł - przyp. red.), nie mogą też liczyć na pieniądze z ubezpieczenia mieszkania.
- Sprawą zajmie się sąd dla nieletnich - mówi Tadeusz Cebo. - To on oceni sytuację i orzeknie, jakie środki wychowawcze zastosować.
Niezależnie od tego koledzy poszkodowanego strażaka, który niespodziewanie wraz z rodziną został bez dachu nad głową, zorganizowali zbiórkę pieniędzy, by mu pomóc. Ze wsparciem pospieszyła też gorlicka komenda PSP, występując do komendanta wojewódzkiego z wnioskiem o zapomogę finansową dla strażaka.
Niespodziewany obrót wydarzeń zaskoczył też nauczycieli 14-latki uczącej się w jednym z gorlickich gimnazjów. Twierdzą, że choć nie była wyróżniającą się uczennicą, to jednak nigdy nie sprawiała problemów wychowawczych, nie miała też poważniejszych kłopotów w szkole. Dyrekcja gimnazjum określiła ją jako osobę wyciszoną, ale aktywną, o czym świadczy m.in. praca w szkolnych kółkach zainteresowań.
Paweł Szeliga
źródło: dziennikpolski24.pl
Napisz komentarz
Komentarze