Teresa Iwanejko-Tarczyńska ur. w 1954 r. jest absolwentką Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych i Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Studiowała w pracowni prof. Zbigniewa Grzybowskiego i w roku 1980 uzyskała dyplom z wyróżnieniem na Wydziale Malarstwa. Jej prace znajdują się w zbiorach Watykanu, w USA, Niemczech, Polsce i RPA. Jest autorką 44 wystaw indywidualnych, a także 26 wystaw zbiorowych. Jej ważniejsze realizacje to: „Droga Krzyżowa” /Kościół św. Marka w Krakowie/, Droga Krzyżowa i Obraz w Prezbiterium w kaplicy M.B. Ostrobramskiej /Kościół św. Jadwigi w Krakowie/, projekt i realizacja Ołtarza Papieskiego podczas pielgrzymki Jana Pawła II /Klinika – Kraków/ Teatr KCK w Jarosławiu, scenografie w Teatrze St. I. Witkiewicza w Zakopanem. Teresa Iwanejko-Tarczyńska uprawia malarstwo, rysunek, grafikę, a także scenografię.
Prace zgromadzone na obecnej wystawie stanowią przegląd najważniejszych etapów w wielowątkowym nurcie bogatej twórczości artystki. Są tam grafiki, rysunki, obrazy olejne a także instalacje wykonane z elementów płótna drewna i metalu. Oryginalnie przetworzone motywy górskiego pejzażu wyraźnie wskazują na powinowactwo z nurtem oddziaływań twórców, którzy wyrośli w kręgu inspiracji zakopiańskich. Odnaleźć można dalekie echa grafik Skoczylasa, ale też da się wyczuć tajemniczą aurę twórczości Hasiora. W obu wypadkach nie jest o naśladownictwo, lecz hołd składany wielkim antenatom poprzez subtelne aluzje i odkrywczo skonstruowane parafrazy. Wiele spośród prac Teresy Iwanejko-Tarczyńskiej wyrosło z zadumy nad przemijaniem i kruchością ludzkiego życia, a wyraźnie zaznaczony wątek religijny odsyła do głębokich źródeł duchowości chrześcijańskiej. Pewna surowość form jest wyrazem szacunku wobec materiału, który za każdym razem ukazuje się jako pierwotna hyle - fizyczne tworzywo rekwizytów świata, w którym rozgrywa się dramat ludzkiej egzystencji. Konieczność praw przyrody, którą ucieleśniają góry – ciężar bloków skalnych i motyw upadku, zdają się tworzyć kontrapunkt dla duchowego wymiaru ludzkiej nadziei i obietnicy zbawienia. Bo góry to wzniosłość a zarazem najprostsze uprzytomnienie ziemskiej tęsknoty za tym, co jest ponad, wyzwania nieznanego i poszukiwania transcendencji.
Wśród zgromadzonych prac wielokrotnie pojawia się motyw ukrzyżowania. Niekiedy jest on subtelnie zaszyfrowany i jak gdyby tylko zasugerowany przez kierunki linii, innym razem pojawia się jako temat centralny. Na frontowej ścianie widzimy krzyż uformowany w dramatyczne skosy - rdzawe pasma oranżu na tle zbudowanym z ochry. Ten krzyż jak gdyby ugina się pod naporem wiatru i wbrew kosmicznym siłom zdaje się sugerować wiarę w suwerenność tego co duchowe. W innym miejscu napotykamy krzyż skomponowany z elementów płótna połączonych z kawałkami stalowych konstrukcji. Żłobkowane pręty takie, którymi zbroi się beton to rekwizyty nowoczesności, śmiecie poniewierające się w pejzażu blokowisk. One sugerują ponadczasową obowiązywalność objawionej prawdy. Zdają się też pełnić podobną funkcję jak anachroniczne stroje postaci na średniowiecznych obrazach ilustrujących sceny z Ewangelii. Przy tej wielości możliwych konotacji, żelazo i tkanina kontrastują ze sobą jak ostrze i okład na ranę, jak narzędzie zbrodni i łagodny całun.
W jednej z prac Matka Boska pod krzyżem upodobniona jest do postaci Niobe. Innym razem krzyż widzimy jak gdyby przez okno, pośród miejskich dachów - zupełnie współczesnych, z perspektywy swojskości własnego mieszkania - takiego na poddaszu z kotami i włóczką. Pamiętamy jak sposób przestawiania Męki Pańskiej ewoluował w tradycji sztuki europejskiej od ujęcia centralnego, po uczynienie zeń zaledwie epizodu pośród gwaru świata. Na znanym obrazie siedemnastowiecznego malarza Herriego Met de Bles’a, na pierwszym planie widać dorodne drzewo, polne kwiaty z rozległą perspektywą miasta w tle. Dopiero w oddali ukazany jest tłum prowadzący skazańców na Golgotę. Ale widzimy też przekupniów, i takich, którzy wśród codziennej krzątaniny - jak się zdaje - słyszeli wówczas zaledwie tylko jakieś krzyki na ulicy. Kosmiczne przeoczenie? Postawa kobiety, która uciekając z płonącego domu, pomyślała, by zabrać ze sobą jedynie pogrzebacz? Zbigniew Herbert pisał: To mogło być szare.
Na szczególną uwagę zasługuje praca, która zdaje się nawiązywać do słynnych sztandarów Władysława Hasiora. Wśród pozszywanych elementów grubego płótna majaczy zarys ludzkiej postaci z rękami błagalnie wzniesionymi w górę. Sylwetka, która jest jak cień, rozpaczliwie chwyta zetlałą materię, jak tonący marności tego świata… Doczesność zostaje w palcach jak zbutwiałe płótno. Tyle znaczeń niesie ta tkanina. Śmiertelny całun spod którego wyłania się ciało Zmartwychwstałego ale też chytra zapobiegliwość Penelopy, jakaś gra na zwłokę – tak niejednoznaczny a charakterystyczny rys ludzkiej kondycji. Robimy co możemy, by zyskać jeszcze dzień dłużej, choć cel przecież nie jest z tego świata. Tak misternie tkamy dzień po dniu a na koniec i tak w rekach zostaje nam pustka. Przychodzi zwątpienie, obawa, że dusza jest zaledwie częścią sił przyrody. Przypomina się metafora tkacza i płaszcza w platońskim Fedonie...
*
Wystawa, która tak trafnie wpisała się w nastrój Wielkiego Postu posłużyła jako tło dla koncertu, który odbył się w tej sali 30 kwietnia z okazji zbliżającej się beatyfikacji Jana Pawła II.
Paweł Nowicki
Napisz komentarz
Komentarze