Gdy krótkie sekundy lotu moich pierwszych samolotów niezbyt satysfakcjonowały mnie zaczęliśmy robić latawce. Piękne ogromne szybujące po niebie niczym drapieżne ptaki. To było to! Choć może nie zachwycały one swoimi finezyjnymi kształtami, a za materiał służyła zwykła bibuła i parę listewek, spełniały one moje pierwsze pragnienie co do latania.
Z biegiem lat co raz bardziej wciągałem się w modelarstwo. Z wypiekami na twarzy biegałem do składnicy harcerskiej podziwiać modele do składania. Plastikowe. Kolorowe. Ile bym dał za to żeby taki model mieć! Spełnieniem choć po części tych marzeń był Mały Modelarz. Biegałem po niego jak potępieniec z każdym początkiem nowego miesiąca. Sprawdzałem czy przypadkiem już go nie ma w kiosku za rogiem mojej szkoły. Jest! To było coś! Całe wieczory spędzałem nad ożywieniem tych kilku arkuszy kolorowego kartonu. To było jak magia. Robiłem cos z niczego. Z paru płaskich kartek po żmudnych tygodniach pracy i wdychania wikolu powstawały modele samolotów o których czasami nawet nie śniłem.
Z kolegami z podwórka niejednokrotnie zadzieraliśmy głowę gdy słyszeliśmy przelatujący samolot. Jak to jest? Jak on lata? Do pewnego czasu lot samolotem wydawał się wbrew wszelkiej logice. Jak to się dzieje że on nie spada?! Niejednokrotnie zadawaliśmy sobie pytania, a potem jak zaczarowani godzinami wpatrywaliśmy się w smugę białej wstęgi smugi kondensacyjnej które przecinały błękitną płaszczyzną nieba, w czasie gdy ten lśniący punkcik z jej początku był już daleko poza naszym podwórkiem.
Teraz gdy dorosłem z pasji pozostała piwnica w której zalegają moje modelarskie skarby. Lot samolotem staje się czymś normalnym a i bez problemu jestem w stanie wytłumaczyć dzieciakom z podwórka jak to się dzieje że on lata!
Ale fascynacja tymi maszynami dalej pozostała. Gdy tylko mogę z nostalgią i zazdrością patrzę na zdjęcia takie jak te które wykonał Jancenty. Że też Jemu było dane oglądać te wszystkie samoloty z bliska a mnie nie! Na pewno na następny rok pojadę do Radomia zaklinam się i z bólem serca podziwiam te wszystkie maszyny na pięknych fotografiach..
(bod)
Kiedy byłam małą dziewczynką...
Wszystkie zabawy były podyktowane przez Brata, który nie rozstawał się ze swoim drewnianym mieczem i tekturową tarczą, a gdy był już zmęczony walką i szaloną gonitwą za wyimaginowanym wrogiem, zajmował biurko w naszym pokoju i oddawał się swoim modelarskim pasjom.
Wtedy zaglądałam mu przez ramię zafascynowana tym co robi i marzyłam, by pozwolił mi coś wyciąć, wypolerować, pomalować, lub nawet tylko dotknąć. W obawie jednak przed skaleczeniem, sklejeniem sobie palców przeze mnie, lub, zwyczajnie, przed tym, że mogłabym zepsuć efekt końcowy budowy modelu, trzymano mnie z dala od warsztatu modelarskiego.
Długo musiałam czekać na własny model, a kiedy już trzymałam go w rękach nie był to samolot plastykowy w skali 1:72, lecz szybowiec z balsy, który naprawdę latał... Niestety nie było mi dane wykonać takiego modelu samodzielnie, nigdy też nie mogłam podziwiać własnoręcznie sklejonych maszyn, ale było mi dane oglądać i cieszyć się jak wyholowany przeze mnie samolot leci... a o ile większa była ta radość, gdy wszystko szło zgodnie z planem! O tak, to wcale nie było takie łatwe...
Samoloty robił nam Tata, także zapalony modelarz. Jeździliśmy na zawody samolotów latających na uwięzi, wojewódzkie, a potem ogólnopolskie. Nasze samoloty nie odnosiły takich sukcesów, jak nasze latawce, ale wyjazdy te zawsze połączone były z wieloma atrakcjami, jak chociażby wejście do ulubionego śmigłowca, zrzuty spadochroniarzy, czy nawet przelot starą Wilgą nad miastem. To są niezapomniane wrażenia...
Dawno nie interesowałam się sportami modelarskimi. Niestety moja przygoda z samolotami skończyła się wraz z osiągnięciem pewnego wieku, który dyskwalifikował mnie jako uczestniczkę zawodów. Gdy oglądam zdjęcia z pikników, przypominają mi się czasy kiedy całe dnie spędzałam na lotniskach aeroklubowych nasłuchując warkotu nadlatujących samolotów i czekając końca rozmów o poważnym lotnictwie i „sprawach pokrewnych”. Wtedy znudzona, teraz doceniam te wspomnienia.
Jeśli macie dzieci, drodzy Czytelnicy, nie szczędźcie im lotniczych atrakcji... Jakkolwiek nudne czy niebezpieczne mogą się wydawać, mogą też dostarczyć bezcennych wrażeń. ...Także córkom.
(kos)
fot: Jacek Spyra
Napisz komentarz
Komentarze