Słysząc od samego początku spekulacje, że „nie ma szans”, „to nie przetrwa”, „upadnie szybciej niż powstał” zastanawiałam się czy faktycznie tak będzie, a nawet przyznam szczerze, denerwowało mnie to, że ludzie nie potrafią popatrzeć choć raz optymistycznie w przyszłość, tylko uprawiają wszędzie swoje czarnowidztwo, skoro ktoś chce robić zakupy, to dlaczego miałoby upaść?! Po co ktoś ma jechać do Sącza, skoro w naszym gorlickim Jarmarku mamy najemców, którzy oferują swoje rzeczy także w sądeckich Galeriach, po cenach na pewno zbliżonych?
Jak widać mentalność ludzi jest bardzo różna. Wyjazd na zakupy do oddalonego miasta jest już jakąś formą rozrywki, wycieczki, a skoro ktoś mieszka w Gorlicach to co to za wycieczka do Glinika? No kpina! Słysząc, że ludzie nie mają kasy, żeby robić zakupy, wierzę, że tak jest. Tylko z drugiej strony, co właśnie robi ta masa samochodów z rejestracją KGR przed sądecką Europą czy też przed Sandecją czy tarnowską Gemini? „A bo tam więcej ludzi chodzi, jakoś tak ciekawiej”- usłyszałam kiedyś. Co w tym ciekawszego? Zróbmy więc i u nas taką atmosferę zakupową, pokażmy, że w Gorlicach też można dobrze się zaopatrzyć.
Nie mam tu na celu czepiać się ludzi, bo wiem jak wygląda życie, jak każdy patrzy żeby tylko od pierwszego do pierwszego przeżyć, żeby starczyło na opłaty, wyżywienie, ale gdyby ta część, która daje zarobić innym miastom, dała zarobić najpierw nam - tutejszym - to byłoby fajnie;)
Jarmark Pogórzański nie jest jedynym obiektem, gdzie sprzedających wielu, a zainteresowanych jak na lekarstwo. To tutaj miał być główny plac targowy, tutaj handlowcy mieli rozkładać swoje towary, nie tylko we wtorek.
Pomimo prób inwestorów, nowe pomysły cieszą się marnym zainteresowaniem. Sobotnia giełda samochodowa, choć jest za darmo, nie przyciąga zmotoryzowanych, już większe wzięcie mają gokarty. Darmowa zjeżdżalnia dla dzieci po okazaniu paragonu sprawdziła się w cieplejsze dni. No i wtorki, one jedne pokazują że jednak coś tutaj jest. Pierwsze tygodnie były raczej „skąpe”, wtorek jest to jedyny dzień w tygodniu, gdzie widać ludzi, słychać sprzedających oraz targujących się kupujących. Tylko problem w tym, że wtorek jest tylko raz w tygodniu.
Co z pozostałymi dniami? Jak długo najemcom będzie się chciało dokładać do interesu? I jak długo będą mieli z czego do niego dokładać? Bo przecież czynsz, prąd, nowy towar kosztuje. Nie mówiąc o opłaceniu pracownika. Czy z miesiąca na miesiąc mają żyć złudzeniami, że coś się jednak zmieni? Ile tej wiary jeszcze im zostało?
Z moich kilkumiesięcznych obserwacji jak i rozmów wnioskuję, że niewiele. Każdy myśli i poważnie zastanawia się, co będzie dalej, jeżeli sprzedaż się nie poprawi, jeżeli obroty będą zdecydowanie mniejsze od nawet minimalnych wydatków. Czy większość najemców czeka tylko na to, by móc bez płacenia kary wycofać się z wynajmu lokalu w Jarmarku Pogórzańskim? Czas pokaże.
Jak widać czarnowidztwo udzieliło się również mi.
(amorka)
Napisz komentarz
Komentarze