Obrona Polaków opierała się na wierze, że wkrótce wesprą ich sojusznicy angielscy i francuscy. Ale 12 września 1939 roku przedstawiciele tych państw jasno dali do zrozumienia, jak widzą swoją pomoc wobec Polski. Porozumienie francusko-brytyjskie w Abbeville mówiące o „zaniechaniu podjęcia działań ofensywnych” wobec Niemiec, skłoniło Rosjan do decyzji wkroczenia do Polski. Było to jednocześnie spełnieniem warunków tajnego porozumienia ministrów Ribbentropa i Mołotowa z 23 sierpnia 1939 roku. Związek Radziecki po prostu wywiązał się ze swojej deklaracji wystąpienia przeciw Polsce, gdyby doszło do konfliktu niemiecko-polskiego.
Armia Czerwona wkroczyła do Polski bez wypowiedzenia wojny. Nie mogło być wypowiedzenia wojny, bo z rosyjskiego punktu widzenia, nie było jej komu wypowiadać. Państwo polskie nie istniało, tak twierdziły obłudnie władze radzieckie na czele z towarzyszem Stalinem. Argumentami najeźdźców miały być paraliż polityczny na ziemiach polskich, ucieczka władz z kraju, a przede wszystkim gotowość do obrony ludności pochodzenia ukraińskiego i białoruskiego przed okupacją niemiecką.
Takie to chore argumenty zostały o godz. 3.00 nad ranem 17 września przedstawione polskiemu ambasadorowi w Moskwie Wacławowi Grzybowskiemu. Oczywiście zostały przez niego odrzucone, nie zmienia to jednak faktu, że Polska znalazła się w bardzo nietypowej sytuacji. Żołnierze polscy nie mając rozkazu, jaką postawę przyjąć wobec Rosjan, trafiali do niewoli. Niestety tysiące z nich znajdzie się wkrótce na pamiętnej liście katyńskiej.
Wkraczające wojska radzieckie łamały wszelkie normy międzynarodowe, a propagandowe hasła o domniemanej pomocy, każdy rozumny człowiek był w stanie zinterpretować we właściwy sposób. Był to zwykły napad na bezbronny naród, w chwili w której nikt się tego nie spodziewał.
Jak z perspektywy tych 75 lat patrzeć teraz należy na poczynania Putina na Ukrainie? Czy nie używa podobnych argumentów, jak jego poprzednik? Chęć pomocy ludności prorosyjskiej, rzekomo na ich własną prośbę, jest nie do przyjęcia przez cywilizowany Zachód. Ale co ten Zachód robi, by przerwać pochód Putina? Na terytorium suwerennej Ukrainy wkraczają wojska sąsiada i świat poprzestaje na apelach, straszeniu sankcjami. Czy to jednak jest wystarczające? Chyba nie, bo kilkumiesięczne poczynania Rosjan wobec niepodległej Ukrainy, stają się coraz bardziej śmiałe. Im bardziej są śmiałe, tym bardziej zdumiewa bezradność USA i krajów Europy Zachodniej.
Spora cześć Polaków wypowiada się, iż nie należy zbytnio poświęcać się na rzecz Ukraińców, bo pamięć wołyńska jest nadal świeża. Może mają słuszne obawy, że ukraińska skrajna prawica po przejęciu władzy mogłaby prowadzić wrogą Polsce politykę. Może. Ale z drugiej strony, to my Polacy chyba najlepiej wiemy, co to znaczy być w kleszczach wschodniego sąsiada. Wiemy, co znaczy liczyć na Zachód i … się przeliczyć.
Iwa
fot: www.um.warszawa.pl
Napisz komentarz
Komentarze