Odpowiedź na pytanie o sens i bezsens udzielania korepetycji nie jest łatwa. Z jednej strony bowiem widzimy ucznia: osobę młodą, która ma swoje aspiracje, chęci i marzenia. Nauka jest dla niego często nie tylko realizowaniem się w swojej ulubionej dziedzinie, ale też zmaganiem się z trudnościami i przeszkodami. Najczęściej kierunek edukacji wybierany jest tak, by stawać się pomostem do przyszłej, wymarzonej kariery zawodowej.
Z drugiej strony stoi zaś nauczyciel - pomocnik i mentor, który powinien ucznia prowadzić na drogę wiedzy i świadomego rozwoju. Nauczyciel ten jednak coraz rzadziej jest ceniony za pracę, jaką wykonuje w ramach godzin lekcyjnych. To prywatne lekcje stają się punktem odniesienia dla uczniów i rodziców i tylko one wydają się być dla wielu gwarancją sukcesu w przyszłości.
Machina korepetycji przybrała dziś niezwykle duże rozmiary. Dodatkowe lekcje biorą już nie tylko uczniowie najsłabsi, którzy potrzebują jednorazowej pomocy w przyswojeniu sobie trudniejszego materiału (lub nadrobienia zaległości, które nie wiadomo kiedy powstały). Korepetycje biorą także ci najlepsi, którzy aspirują do bycia w przyszłości studentami najlepszych uniwersytetów: polskich i zagranicznych.
Nie mówimy tu o wydumanej sytuacji z ogromnej metropolii, ale właśnie sytuacji, jaka ma miejsce w Gorlicach.
Oto miejscowość, w której wielu narzeka na brak pracy bądź niskie zarobki może pochwalić się tym, że stawki godzinowe u korepetytorów nie odbiegają od stawek wielkomiejskich. Za godzinę swojej pracy z jednym uczniem korepetytorzy biorą zazwyczaj (w zależności od przedmiotu) od kilkunastu do około 60-70zł. W szczególnych sytuacjach zdarzają się jednak nawet stawki wyższe.
Przy tak zaporowych cenach u tzw. najlepszych nauczycieli, uczniowie podkreślają, że nie sposób się dostać do nich na wolne godziny i trzeba je rezerwować - nawet z dwuletnim wyprzedzeniem.
Absurd?
Oto od czasów, w których tylko sporadycznie korzystano z dodatkowych zajęć, dochodzimy dziś do punktu, w którym dodatkowe lekcje stały się czymś oczywistym. Wydaje się, że posłanie dziecka na korepetycje staje się wręcz psychicznym przymusem dla rodzica, który od wszystkich swoich znajomych słyszy, jak rewelacyjne wyniki zaczęło przynosić wydanie kilkudziesięciu złotych na dodatkową lekcję w tygodniu. Nawet jeśli te wyniki faktycznie tak znakomite nie są, to fakt, że wszyscy inni biorą dodatkowe lekcje zachęca rodziców do posyłania i własnych dzieci na takie lekcje.
Z dodatkowych lekcji organizowanych w szkole (w szczególności z zajęć wyrównawczych dla najsłabszych i kółek zainteresowania organizowanych coraz częściej, jako alternatywa dla najlepszych uczniów) korzysta niewielu.
Uczniowie sami też przyznają często: lekcja prywatna to coś zupełnie innego niż edukacja w szkole. Nauczycie poświęcają się w pełni jednej osobie, są w stanie dostosować się do jej poziomu wiedzy i wyłapać miejsca, w których pojawia się błąd rozumowania ucznia. Regularne spotkania z nauczycielem (oczywiście innym niż na co dzień prowadzący zajęcia lekcyjne...prawda?) budują pewność siebie i swobodę ucznia na kolejnych lekcjach.
Jednorazowe korepetycje: np. przed ważnym sprawdzianem, czy w ramach całościowej powtórki przed maturą to jednak rzadkość. Uczniowie zazwyczaj decydują się na systematyczną pracę z nauczycielem.
Komfort obydwu stron umowy jest więc wysoki: nauczyciele mają szansę zarobić dodatkowe pieniądze, uczniowie zyskują wiedzę i podejmują regularną naukę, ku uciesze rodziców, którzy śpią spokojniej, wiedząc, że uczynili wszystko co mogli, by swojemu dziecku zapewnić optymalne warunki do rozwoju.
Jest jednak coś, co nie pozwala postawić tu kropki.
Jak to się dzieje, że w dobie powszechnego dostępu do informacji, prawdziwa wiedza staje się towarem unikatowym i bardzo deficytowym?
Skrajny przypadek, jaki wskazano tutaj budzi jednak niepokój: jaki ogrom wiedzy można wtłoczyć człowiekowi do głowy w ciągu kilkudziesięciu minut w tygodniu, a nie można tego samego objąć umysłem samodzielnie na przestrzeni 2 lat?!
Nawet trudne problemy matematyki i fizyki są dziś omówione bardzo szeroko w darmowych, sprawdzonych i powszechnie dostępnych źródłach internetowych. W sieci dostępne są kompletne wykłady, teksty, nagrania video i szczegółowe wyjaśnienia najważniejszych zagadnień, z jakimi młodzi ludzie muszą się zapoznać, by zdać dowolny egzamin. Także program nauki w szkołach i wymagania egzaminacyjne na poszczególne testy są powszechnie dostępne.
Dlaczego więc łatwiejszym wydaje się dopłacać do wykształcenia dziecka, niż zmobilizować je do wykorzystania możliwości, jakie daje współczesna technika?
Jedni powiedzą : bo w szkole dzieci uczy się po łebkach: tylko jak zapłacisz, to masz pewność, że ktoś z dzieckiem usiądzie i mu dobrze wytłumaczy.
Szkoda, że w wielu przypadkach, takie dzieci nie uważają na lekcjach, a zamiast rozwiać samodzielnie swoje wątpliwości korzystając z prostej wyszukiwarki internetowej, wolą korzystać z przytłaczającej banalnością, rozrywki. Fakt, że uczniowie często nie potrafią odnaleźć w internecie sprawdzonych informacji pomijamy.
Uczniowie najlepsi z pewnością podniosą fakt, że tylko spotkania w cztery oczy pozwalają im na najlepsze przygotowanie się do egzaminów na najlepsze uczelnie. Fakt, że właśnie o takie korepetycje zabiegają wiele lat wcześniej powoduje jednak, że nie sposób nie zapytać: czy nie łatwiej było spożytkować lepiej ten czas? I jak potencjalnie samodzielny student elitarnego kierunku poradzi sobie w przyszłości, jeśli wyszukiwanie odpowiedzi na pojawiające się już teraz pytania nastręcza tak wiele trudności?
Nauczyciel, jako osoba, którą chcemy szanować i darzyć pełnym zaufaniem według wielu powinna zostać pominięta w tym rozliczeniu. Niestety, każdy z nas prawdopodobnie choć raz w życiu zetknął się z takimi nauczycielami, którzy mimo posiadania niezwykłej wiedzy, nie umieli jej przekazać. Nie zakładamy tu ich złej woli, ale często może brak dostatecznej wrażliwości na to, jak są odbierani przez uczniów. Może nawet brak predyspozycji do pełnienia takiego a nie innego zawodu. Trudno się dziwić, że w takich przypadkach, uczniowie poszukują pomocy u innych mentorów.
Nie zakładamy złej woli nauczycieli, jednak często ślepe podążanie za realizacją programu nauczania może powodować, że uczeń nieuchronnie ginie w potoku informacji i jedyną szansą na odnalezienie się na nowo jest uczęszczanie w zajęciach dodatkowych. Kiedy wyż demograficzny sięgał zenitu, słabe wyniki usprawiedliwiano niemożliwością prowadzenia zajęć w 30-osobowych grupach. Dziś, gdy klasy są o połowę mniejsze winny jest program nauczania...
Nie oszukujmy się jednak: częstokroć to zwyczajne lenistwo powoduje, że kolejki do korepetytorów zaczynają obrastać w legendy.
Kończąc te refleksje pomyślmy, czy pęd do "brania korepetycji" to konieczność, czy też nie jest w wielu przypadkach jedynie formą usprawiedliwienia się za zaniedbania, które nawarstwiały się już od pierwszych lat szkolnych?
A może powszechna dostępność informacji i fakt, że wszystko co konieczne odnajdziemy w razie potrzeby w popularnej wyszukiwarce, spowoduje, że w ogóle porzucimy ideę szkoły?
MAK
Napisz komentarz
Komentarze