W ubiegłą tygodniu naszą rozmowę zakończyliśmy na temacie bezpieczeństwa podróży. Całą pierwszą część wywiadu możecie przeczytać TUTAJ.
- Ile dętek zużyliście w czasie wyprawy?
- Jedną i to na samym początku wyprawy. Pawłowi pękły dwie szprychy, ale udało nam się je naprawić u bardzo miłego człowieka na Węgrzech. Naprawił nam rower i nie wziął za to żadnych pieniędzy, co było dla nas bardzo miłym akcentem i kolejnym dowodem tego, że ludzi nie są negatywnie nastawieni do takich podróżników i raczej chętnie pomagają. Niestety szprychy były chyba za mocno naciągnięte, bo ponownie jedna pękła już po 20km. Tam poszliśmy już do serwisu i wszystko było ok.
- Czy spotkały Was jeszcze jakieś podobne, nieoczekiwane dowody sympatii, pomocy ze strony obcych ludzi?
- Zdecydowanie tak. Poza wspomnianymi historiami bardzo przyjemne rzeczy spotkały nas na Chorwacji. Jechaliśmy z flagą Polski, więc wypoczywający i mieszkający na Chorwacji Polacy często nas dopingowali. Z budynków nad morzem słyszeliśmy bardzo radosne „Polska, brawo!”. Był też taki przypadek, że szukaliśmy noclegu. Z czterech pól namiotowych na jednym policzono nam 200 euro za miejsce na namiot. Była to kwota ogromna, nawet w Dubrowniku tyle nie zapłaciliśmy.
Na drugim miejsce było tylko na 1 noc, a my potrzebowaliśmy się tam zatrzymać na dłużej. Zaskoczeniem było trzecie miejsce. Jeszcze dobrze nie doszliśmy do recepcji, kiedy wybiegł do nas mężczyzna. Krzycząc „Polacy, Polacy!” stwierdził, że dla nas z pewnością znajdzie miejsce! Jeszcze dobrze nie poprosiliśmy o miejsce, od razu zaproszono nas do stołu i faktycznie trafiliśmy do bardzo miłych, gościnnych ludzi, którzy nasze pochodzenie uznali za dobry znak. Spędziliśmy tam 2 dni. Właściciel okazał się typowym Chorwatem – katolikiem, który przypomniał nam papieża, mówiąc, że to nasz i ich Ojciec Święty. Skojarzenie to pojawia się na Chorwacji bardzo często. Człowiek ten bardzo nam pomógł jeśli chodzi o dobór dalszej trasy. Podpowiedział też, gdzie lepiej się nie zatrzymywać.
Bardzo miły był dość nieoczekiwany postój na pięknej plaży. Tam podeszli do nas Polacy, zapytali o trasę dotychczasową, zainteresowali się dalszymi planami. Jeden z nich powiedział też, że nie chce się narzucać, ale może zgodzilibyśmy się zjeść z nimi wspólnie obiad. Było to bardzo przyjemne: fakt, że w zupełnie nieoczekiwanych okolicznościach spotykaliśmy się właśnie z taką solidarnością.
- Ale odwrotne reakcje także się zdarzały…
- Tak, to prawda. Niestety, pojawiają się Polacy, którzy na słowo „dzień dobry” odwracają twarz. Nawet polski kierowca obwożący wycieczki opowiadał o tym, że Polacy mieszkający za granicą na stałe w jakiś niezrozumiały sposób stają się aroganccy, zarozumiali i jakby wstydzą się innych Polaków, nie reagują na pomoc, nie mówiąc już o takiej pomocy, jaką my otrzymaliśmy nie prosząc nawet o nią.
- Jakie inspiracje przywieźliście stamtąd? Może spotkaliście coś, co chcielibyście przenieść na nasze tereny?
- Ja zachwycona byłam morzem, bardziej tropikalną roślinnością, palmami, całym wybrzeżem. Wyobrażałam sobie Chorwację zupełnie inaczej, jako bardziej bogaty kraj. Tymczasem, jak wspomniałam, jeździliśmy bocznymi ulicami i kraj okazuje się być z tej perspektywy bardzo, bardzo biedny. Brakowało sklepów.
Zaskoczyła nas też bardzo pogoda: nie spodziewaliśmy się tornada i gradobicia na słonecznym wybrzeżu. A już w ogóle wielu dni deszczu. Tylko połowa dni była słoneczna, taka jaką obiecują foldery reklamowe.
Gdybym miała przywieźć stamtąd jakąś roślinę to zdecydowanie wybrałabym palmę. Zaskakująco dużo było też borsuków.
Jeśli chodzi o pamiątki to nie było czasu na ich kupowanie, ani miejsca, żeby je dowieźć z powrotem. Dostawaliśmy jednak bardzo dużo drobiazgów od Polaków mieszkających tam. Flagi, szale polskie. Bardzo przypadły nam do gustu elementy odblaskowe, które nam dawano z lokalnymi emblematami, czy symbolami lokalnych regionów, które zwiedzaliśmy: pożyteczne pamiątki. Znam morza przywieźliśmy też muszelki.
- A jak oceniacie podróż pod względem odkryć kulinarnych: element ten często pojawia się w różnych relacjach. Jak Wasza wyprawa wyglądała pod tym względem?
- Ja nie jem owoców morza, ryb. Dlatego też wyprawa okazała się dużym wyzwaniem. Staraliśmy się nie jeść ich tradycyjnego, typowego jedzenia, także ze względu na jego cenę. Paweł jadł ryby, ja jednak starałam się unikać testowania nowych rzeczy. Także ze względów zdrowotnych.
- Jak wygląda kontakt dwóch osób, które przez tyle dni spędzają non stop ze sobą, tak jak opisywałaś: w lepszych i w gorszych sytuacjach.
- Wspieraliśmy się nawzajem bardzo. Ale szczególnie po tym pierwszych tygodniu na Słowacji czułam momentami, że mam dość. To było bardzo ważne doświadczenie. Chociaż bałam się, że jeżeli tak ma być przez całą drogę, to pomysł już mi się tak bardzo nie podoba, jak podobał się w fazie planowania. Paweł jest bardzo zadowolony z wyjazdu. Ja dziś też tak go oceniam. Wiadomo, że były gorsze i lepsze dni, ale ostatecznie był a to wspaniała przygoda. Dlatego też teraz planujemy kolejną „podróż życia” do Włoch. Chcemy jednak ograniczyć teraz podróż po terenach, które niewiele wnoszą, nie jechać drugi raz tymi samymi trasami. Tak jak mówiłam: na Słowacji niewiele zobaczyliśmy, na Węgrzech tylko Budapeszt był wart dłuższego zatrzymania się i zwiedzania. Zachwyciło nas połączenie gór i morza w Chorwacji. Tereny Słowacji i Węgier może za bardzo przypominają nam to, o mamy na co dzień, więc pewnie dlatego w przyszłości chcielibyśmy ograniczyć pobyt na takich trasach i poszukać czegoś nowego.
- Jaki przedmiot, którego nie mieliście ze sobą z pewnością weźmiecie w przyszłości, a co okazało się zbędne?
- Z pewnością weźmiemy teraz przednie, a nie tylne sakwy – będzie nam łatwiej przemieszczać się po górach. Mieliśmy nawet za dużo rzeczy. W przyszłości weźmiemy też z pewnością klucz do rowerowej zębatki. Zobaczyliśmy świetną rzecz u podróżników, których spotkaliśmy po drodze: prysznic słoneczny.
- Czy na kolejna wyprawę na tych samych rowerach, czy potrzebne będą nowe?
- Mój rower się zupełnie nie sprawdził. Miałam za wysoka ramę, a jestem niską osobą. Rozmawiałam już z serwisantami, żeby dobrać lepiej wysokość wszystkiego. W czasie trasy drętwiały mi ręce. Dobór rowerów ma ogromna znaczenie. Nasze rowery nie były zupełnie przystosowane do jazdy po piasku – są typowo szosowe. Wybór jest ogromny. Chcieliśmy dobierać wszystko dokładnie na nasze potrzeby. Ja na początku bardzo dużo rowerów odrzuciłam ze względów estetycznych. To jest błąd, którego nigdy więcej nie popełnię. Osprzęt jest dużo ważniejszy. Patrzyliśmy na portale, fora rowerowe. Sprawdzaliśmy, które bagażniki, sakwy są najbardziej wytrzymałe. Uczyliśmy się dostosować ramę do wagi ciała, przewidywanych obciążeń pakowanych przedmiotów. Bezcenną pomoc okazał chłopak z gorlickiego „Ostrego koła”. Byliśmy tu też w Crossie, w Rzeszowie. Paweł kupił swój rower w Nowym Sączu, ja przez Internet, właśnie z pomocą gorlickich specjalistów.
- Jakie plany na najbliższą przyszłość?
- Będziemy szukać jakichś mniejszych, grupowych wypraw rowerowych. Znaleźliśmy możliwość uczestniczenia w podróżach, np. trasami kościołów na jakimś terenie, może pielgrzymka rowerowa. To będzie bardzo fajne przetarcie. Są też dalsze wyprawy grup rowerowych, do których można się dołączać. Jest to jednak o tyle problematyczne, że podróżując w wiele osób jest problemem np. znalezienie odpowiednich miejsc noclegowych. Spanie na dziko nie wszędzie jest możliwe, a w tak dużych grupach zdecydowanie trudniej się „ukryć”. Właśnie taką karę mogli zapłacić podróżujący Polacy, których poznaliśmy na drodze. Była to grupa 7 osób, które podróżowały autostopem: podzielili się na 3 grupy i wyznaczali sobie cel podróży, następnie ścigając się, kto pierwszy stawi się na wyznaczonym miejscu. Widzieliśmy właśnie teraz grupę na forum, która przygotowuje się do większego wyjazdu do Włoch. To jednak bardziej ogranicza podróżujących, trzeba się dostosować do możliwości jazdy innych osób. Trudniej z organizacją postojów.
Co do naszych planów: chcielibyśmy też zacząć promować taki sposób wypoczywania. Za kwotę porównywalną z wykupieniem wakacji można dużo więcej przeżyć i zobaczyć. Nawet jeśli nie każdy może pozwolić sobie na tak długi jak my, urlop, możliwe jest zrealizowanie bardzo podobnego scenariusza: dojeżdżając autokarem lub samochodem na wyznaczone miejsca, a potem przez tydzień podróżować rowerem na własną rękę. Kosztuje to tyle samo a nawet mniej niż tradycyjne wakacje. Wrażenia – dużo bogatsze niż w przypadku wczasów All inclusive. Gdybyśmy chcieli zrobić tę trasę jak najszybciej możliwe byłoby dużo szybsze pokonanie trasy. My jednak chcieliśmy się delektować podróżą, a nie wyrabiać normy po 200km dziennie. Częściej zatrzymywaliśmy się, podziwialiśmy krajobrazy. To piękny sposób spędzania wolnego czasu.
- Cały przebieg Waszej podróży, tydzień po tygodniu można dokładnie poznać z dziennika podróży na profilu FB. Fascynujące, pełne pozytywnej energii zapiski wrażeń oraz oszałamiające zdjęcia pięknych terenów. W sierpniu tego roku wyjeżdżacie do Włoch. Z pewnością spotkamy się wtedy ponownie, by opowiedzieć o tym, co ciekawego spotkało Was na trasie. Gratulujemy wspaniałej podróży oraz odwagi do realizowania własnych marzeń!
Dziękujemy za rozmowę
- Dziękujemy.
Rozmawiała: Monika Anna Kulka
{jcomments on}
Napisz komentarz
Komentarze