Pamiętam stały repertuar sprzed lat: klasa IV SP obowiązkowo wyjazd od Krakowa, starsze roczniki Chorzów, Sandomierz, Zakopane, końcówka 8-klasowej podstawówki to kierunek Warszawa i Oświęcim. Nie było autobusów z klimatyzacją i DVD, do szczęścia wystarczył walkman i oczysięcie aviomarin. Niektórzy w obawie przed chorobą lokomocyjną stosowali niekonwencjonalne pomysły, typu zaklejanie pępka.Ale nie o tym miałam pisać. Wycieczki z tamtych lat były dla nas, dzieci Komuny prawdziwym wyrwaniem się z domu, zderzeniem z wielkim światem, znanym do tej pory tylko telewizji. Tramwaje w Warszawie, czy Krakowie, limuzyny, domy towarowe, obcokrajowcy różnych karnacji, to był inny świat dla prowincjuszy. Kochaliśmy też rajdy, które organizowali nauczyciele z pasją. Uczyli nas jak radzić sobie samemu, bez mamy. Potrafiliśmy z użyciem noża turystycznego pokroić własnoręcznie chleb, a potem skonsumować kanapkę z konserwą, bo szynka to był rarytas. Co jeszcze kojarzyć się może z dawnymi wycieczkami? Wesoły śpiew w autobusie, żarliwe rozmowy, przerywane chrupaniem paluszków i łykiem herbaty z termosu.
Wielu z nas faktycznie więcej zwiedziło Polskę za czasów szkolnych, niż teraz gdy już jesteśmy dorośli. Wycieczki szkolne oprócz niepowtarzalnego klimatu, mają też inny wymiar, materialny. Są tańsze, niż gdy chcemy się wybrać indywidualnie, czy z rodziną. Nie martwimy sie o transport, przewodnika, zakwaterowanie.Oczywiście o to musi wcześniej zadbać wychowawca, tu też wychodzi jego zmysł organizacyjny.
Czy trudno jest w nowej rzeczywistości zorganizowac ciekawą wycieczkę? Chyba nie. Są pieniądze, jest nowczesny transport, lepsze drogi.Problem stanowi mentalność dzieci, a zwłaszcza młodzieży. Każdy uczeń preferuje oczywiście wyjazd, byleby lekcje się nie odbyły. Gdy już jednak przychodzi do konkretów, wielu nauczycieli skarży się, że trudno wspólnie wypracowac cel wyprawy. Gdy już jakimś cudem zapadnie decyzja, co do miejsca, nagle z licznego grona chętnych robi się garstka. Przelicza się na pieniądze, co można by zamiast tego kupić sobie. Nie chodzi o biedę, chodzi o konsumpycjny styl życia. Byłam świadkiem wypowiedzi chłopaka, który przyznał się otwarcie, że woli kupić sobie w tej kwocie telefon, nową bluzę itp. To nie jest pojedynczy przypadek. Co się stało z duchem odkrywcy, włóczykija żądnego przygód, wyjazdów w nowe miejsca, poznawania nowych ludzi? To jest niestety problem dorastających ludzi. Młodsze dzieci, owszem chętnie, jeśli rodzic pozwoli, jadą gdzieś z klasą. Niestety im są starsi, tym ta chęć wyjazdów topnieje. Gdy już jednak do tego dojdzie, wtedy autobus zamienia się w centralę łącznościową, każdy zasiada wygodnie ze swoją komórką, surfując w sieci lub słuchając plików MP3. Rozmowy jeśli się toczą między uczestnikami wycieczki, to dotyczą porównywania tapet, czy melodyjek w telefonach. Popularne sweet focie w okolicach zabytków nie są same w sobie złe, szkoda tylko, że jej autor skupia się na sobie, a nie podziwia piękna przyrody, czy struktury budowli obok której stoi.
Dokąd autobus ten jedzie? Dokąd docierają szkolne wycieczki? Dalej ambitni jadą do Karkowa, Wrocławia, czy Sandomierza. Bardzo popularne są także wyjazdy do parków tematycznych związanych ze światem diznozaurów, dzikiego zachodu, czy też miniatur. Przeciwnicy tych atrakcji podważają wartości poznawcze tych wyjazdów. Cóż, myślę, że jeśli oprócz zabawy, pozostanie w głowach młodych ludzi dydaktyczne przesłanie tych wycieczek, to niech będą i takie wyjazdy. Nie zapominajmy, że podróże kształcą, ale nie te z palcem po globusie. Każdy chwilowy choćby pobyt poza domem, w innym środowisku, najlepiej na łonie przyrody, to wielki bonus dla naszego ogólnego rozwoju. Tak więc pakujmy misia w teczkę i jedźmy na wycieczkę. Nie zapomnijmy zabrać też dużo wyobraźni i dobrego humoru.
Iwona Warzycka
ilustracja-kobietawielepiej.pl
Napisz komentarz
Komentarze