I pomyśleć, że jeszcze dwa lata temu wytwarzali jedynie żółte sery i półprodukty do oscypków, a mleko sprzedawali większym mleczarniom. Dzisiaj ich „Łużniaki” – okrągłe serki podpuszczkowe niedojrzewające – to prawdziwy hit, a masło… a masła, kto raz spróbował, nie chce wracać do innego.
Obecna prezeska – Barbara Niemaszyk – spółdzielnie traktuje, jak swoje własne dziecko i z nieukrywaną dumą mówi o tym, jak przez niespełna dwa lata jej „rządów” mleczarnia stała się prawdziwą lokalną perełką.
Częściej niż panią prezes w szpilkach i za biurkiem, jestem Basią, która ubiera chodaki i idzie… kręcić masło – przekonuje z uśmiechem.
Bo warto to podkreślić, że masło jest tutaj robione ręcznie, tylko początkowe dziesięć minut zmaślania wykonuje półautomatyczna maselnica. Swoją drogą skonstruowana przez „złotą rączkę” spółdzielni.
Masło jest „leciutkie”, a przy próbie wyciągnięcia porcji z pudełeczka uwalniane są kropelki wody. Nie zawiera żadnych dodatków, dlatego należy je zjeść w ciągu 7 (do 10) dni od otwarcia. Nie musi być przechowywane w lodówce, wystarczy mu ciemne miejsce.
Pomysł na masło był trochę chwytem marketingowym! – śmieje się Barbara Niemaszyk. I dodaje: Chcieliśmy jakoś zainteresować naszym stoiskiem mieszkańców odwiedzających gorlicki jarmark wielkanocny. Ktoś wpadł na pomysł – ukręćmy trochę masła, a z niego baranki.
Do tego była degustacja, a w ślad za nią niemal błyskawicznie rozeszły się wszystkie barankowe zapasy.
Trzeba było iść za ciosem – mówi prezeska.
Produkcja masła okazała się również doskonałym rozwiązaniem na nadwyżkę śmietanki, która zostawała z kolei z produkcji serów, a z którą nie bardzo było co zrobić, bo wlewanie jej do mleka skupowanego przez większe mleczarnie zazwyczaj kończyło się awanturą, że to jest za tłuste.
Można śmiało pokusić się o stwierdzenie, że masło z Łużnej jest nawet lepsze od tego „babcinego”. Dlaczego? Bo zawsze robione jest ze świeżej śmietanki, a nie takiej odkładanej przez kilka dni, w której często pojawiały się bakterie gnilne.
Najlepszą jego rekomendacją jest fakt, że ciężko go dostać, bo rozchodzi się na dobrą sprawę szybciej, niż zdąży się schłodzić! Pomimo tego, że trafia do większości lokalnych sklepów, to trzeba na nie po prostu polować.
Kolejnym hitem z Łużnej są sery. Obok tradycyjnego edamskiego i gryfickiego oraz wędzonego całkiem niedawno pojawiły się sery podpuszczkowe niedojrzewające z dodatkami. I podbiły gorlicki rynek.
Skąd pomysł na czosnek niedźwiedzi, czarnuszkę, suszone pomidory, kminek, paprykę, jako dodatki do okrągłych „Łużniaków”?
Zrobiliśmy „wywiad” wśród naszych klientów – mówi z uśmiechem pani Basia. I dodaje: Przymierzamy się do kolejnej wersji – tym razem trochę „na słodko”.
Pani prezes zapytana o zwroty roześmiała się tylko szczerze.
Chciałabym, żeby były, bo może w końcu miałabym zapas naszego masła, a tak „szewc w dziurawych butach chodzi”!
Niewielka spółdzielnia nie boi się o swoją przyszłość, bo klienci coraz częściej doceniają jakość wytwarzanych w Łużnej produktów, dlatego być może pokuszą się o kolejną nowość. Na razie musi to jednak pozostać… słodką tajemnicą.
Więcej o spółdzielni można dowiedzieć się TUTAJ
Napisz komentarz
Komentarze