Kłusownikowi najprawdopodobniej chodzi o poroże, bo w innym wypadku nie zostawiałby w lesie tusz wartych około 2 tys. złotych za każdą. Wieniec (czyli poroże) najpewniej trafia na czarny rynek.
W Polsce wartość poroża na czaszce (które ma czternaście odnóg) szacowana jest na około 1300 złotych, ale myśliwi przyznają, że na Zachodzie można za nie uzyskać dużo więcej, bo nawet około 6 tys. złotych.
Wacław Grądalski, prezes Koła Łowieckiego „Ryś” mówi, że już drugi rok, ktoś grasuje po terenie dzierżawionym przez koło.
Kłusownik na pewno nie poluje dla mięsa, bo tusze porzuca w lesie, zabiera tylko trofeum.
Wybiera czas rykowiska, gdy zwierzęta są roztargnione i wychodzą z lasu na otwarte przestrzenie. Wykorzystuje zew natury, przez który zwierzęta są mniej czujne.
Rok temu w okresie rui zostały zabite pierwsze trzy byki, a od połowy września tego roku – kolejne trzy.
Oględziny znalezionych za dnia zwierząt wskazywały, że zostały zabite kilka, kilkanaście godzin wcześniej.
W połowie ubiegłego tygodnia jeden z myśliwych, który był akurat na łowisku w Bartnem, usłyszał strzał. Wiedząc, że nikt nie ma pozwolenia na polowanie, wszczął alarm. Spłoszony kłusownik tym razem nie zabrał trofeum.
Z rozwiązaniem sprawy walczą od jesieni ubiegłego roku policjanci i myśliwi.
Ci drudzy przyznają, że kłusownik musi znać zwyczaje zwierząt, zwłaszcza te podczas rui. To profesjonalista, którego ciężko będzie dopaść. Jedynym śladem jest pocisk, który udało się wydobyć z ostatniego zabitego byka i który jest teraz poddawany badaniom balistycznym. Te powinny dać odpowiedź na pytanie z jakiej broni został wystrzelony, co z kolei da możliwość porównania go z bazą broni zarejestrowanej. O ile była zarejestrowana...
Napisz komentarz
Komentarze