Młoda kobieta idzie bardzo szybko chodnikiem przy naszym miejskim rynku. Już z daleka widać, że intensywnie gestykuluje, prowadząc bardzo głośną rozmowę przez telefon. Zaczyna niemal biegnąć, a tłum otaczających ją ludzi, dokonujących właśnie przedświątecznych, ale jeszcze spokojnych zakupów słyszy tylko wykrzyczane do telefonu słowa kobiety:
– No więc dobra, rozstajemy się?! To się rozstajemy! Bardzo proszę! - kobieta umyka gdzieś w tłumie. Trudno ją opisać, ale dźwięk jej słów pozostaje na chwilę w powietrzu, jak zamrożony.
Czas wybaczania? Radości? Odnowienia najważniejszych w życiu relacji?
Jak się okazuje, święta Bożego Narodzenia to bardzo trudny okres dla wielu związków. Nie chodzi tu tylko o piętrzące się obowiązki domowe, chwilowe spięcia, o to, że coś jest nieidealnie.
Do wigilijnego stołu zasiadamy często nie z poczuciem spełnienia i radości związanej z towarzystem osób najbliższych, ale z oczekiwaniami, jakie względem nich kierujemy. Trochę, jakbyśmy mówili:
– Życzę Ci z całego serca, żebyś mnie słuchał.
– Życzę Ci, żebyś chętniej wykonywała moje polecenia .
– Życzę Wam, żebyście nie sprawiali mi tylu problemów, co w mijającym roku.
Z takim podejściem w gronie rodzinnym możemy walczyć. Więzy krwi bywają silne, pozwalają wiele przetrwać. Inaczej jest jednak w relacjach dobrowolnych: małżeńskich, partnerskich.
Do uroczystej kolacji pozostały jeszcze niespełna 4 doby. To czas, w którym jedni powiedzą "już nie wypada", uspokójmy się i spróbujmy ze sobą na spokojnie porozmawiać. Ot, w przypływie bożonarodzeniowego ducha, rozwiązać problemy metodami niesiłowymi.
Dla innych najbliższe cztery dni mogą stać się powodem do niejednej łzy. Niespełnione oczekiwania, negawtywnie wypadające podsumowanie mijających 365 dni. Czasem brak wyczekiwanych oświadczyn, innym razem proste stwierdzenie – już chyba do siebie nie pasujemy, coś się skończyło, coś się wypaliło, nie mamy już nic ze sobą wspólnego.
I tak rozstają się: młodsi i starsi, osoby z dłuższym i z krótszym stażem w związku. Czasem tylko z planem: to tylko przerwa na świeta, potem o tym wszystkim porozmawiamy. Często okazuje się jednak, że tymczasowość ta utrwala się i po kilku dniach nie ma już ani chęci, ani sił, ani nadziei na powrót. Bo nie ma do czego wracać.
Puste miejsce przy stole wigilijnym ma dzisiaj coraz częściej bardzo konkretne imię.
Tego który odszedł. Tej, która musi się jeszcze zastanowić. Tych, którzy nie byli pewni swoich zamiarów.
źrodło: pixabay
Napisz komentarz
Komentarze