Trasy zjazdowe powstawały w wielu miejscach spontanicznie. Sanki plastikowe czy drewniane? A może jabłuszko? Gdzieniegdzie korzystano także z starych, sprawdzonych worków wypełnionych sianem. Zjeżdżał kto żyw, by jazdę zakończyć w ogromnej zaspie śniegu.
Zabawa szybko się rozwijała, a wielu wpadło na pomysł zaprzęgania do pracy również koni... tych mechanicznych.
Wyjazd na kulig wymaga jednak podjęcia wielu problematycznych logistycznie decyzji. Kawał drogi, by dotrzeć do stadnin wyposażonych w sanie, a jeszcze trzeba za to zapłacić. Co więcej, organizatorzy tradycyjnych kuligów mogą po prostu odmówić usługi: obostrzenia.
Nie myśląc wiele, niektórzy mieszkańcy naszego regionu wpadli na pomysł „genialny w swojej prostocie”. Na drogach i bezdrożach regionu zaroiło się od kuligów złożonych z kilku ekip saneczkarzy powiązanych z samochodami. Poruszali się po polach, drogach niepublicznych, a inni korzystali z mniej uczęszczanych dróg publicznych.
Czy za organizatorzy takiego kuligu powinni się oni spodziewać kary? Zapytaliśmy o to rzecznika prasowego gorlickiej KPP, asp. sztab. Grzegorza Szczepanka:
Jak wyraźnie mówi art. 60 ustawy prawo o ruchu drogowym, ust. 2, pkt 4, „Zabrania się kierującemu ciągnięcia za pojazdem osoby na nartach, sankach, wrotkach lub innym podobnym urządzeniu.” Oznacza to, że wszelkie tego typu kuligi, niezależnie od tego, czy organizowane są na drogach publicznych czy też poza nimi, są zabronione. Jest to podyktowane względami bezpieczeństwa.
W sytuacji stwierdzenia takiego wykroczenia, policjanci mogą nałożyć mandat karny w wysokości 500zł na kierującego pojazdem mechanicznym, do którego przyczepione są wymienione w ustawie urządzenia.
Napisz komentarz
Komentarze