Na stronie fundacji „Zostań Aniołem” można wesprzeć finansowo zbiórkę pieniędzy na to wyjątkowo kosztowne, ale jedyne leczenie. Jest nadzieja na powrót do zdrowia, jednak kosztuje ona 150 tysięcy złotych.
Żeby przyłączyć się do zbiórki, należy wejść na stronę - „Zostań Aniołem” - Agnieszka walczy dla męża oraz Ady.
Poniżej poruszający list mieszkanki Łużnej:
Mam na imię Agnieszka, pochodzę z Kalisza, ale od kilku lat mieszkam w Łużnej (Małopolska). Mam kochanego męża i cudowną, prawie dwuletnią córeczkę Adę. Ciąża była niełatwym, ale pięknym czasem, również pierwszy rok życia naszej córeczki dał nam wiele radości, a potem nadszedł czas na mój powrót do pracy – we wrześniu zeszłego roku zaczęłam pracę w szkole podstawowej.
Wszelkie dolegliwości, jakie się pojawiały, kładłam na karb nowej pracy i nocnego wstawania do dziecka. Jednak spadek kilku kilogramów masy ciała zasugerował mi, że muszę to sprawdzić. Badania krwi były idealne, jednak to nie gwarantowało mojego zdrowia. Badanie USG w październiku wykazało 60 milimetrowego guza na wątrobie. Rezonans magnetyczny potwierdził wcześniejsze badanie. Nadzieję dawał wynik z badania tomografem komputerowym wykonanym w grudniu 2019 roku – chłoniak łatwo podatny na chemię. Biopsja wątroby wykonana w grudniu w Katowicach, miała to potwierdzić, jednak wynik, na który czekałam trzy tygodnie, nic nie potwierdził- po prostu był błędny. W międzyczasie dowiedzieliśmy się po prywatnej wizycie u chirurga w Katowicach, że guza nie można usunąć – jest nieoperacyjny, a wątroby nie można przeszczepić – „proszę wykonać biopsję i wówczas dobierzemy chemię”- zakomunikował profesor.
Wynik drugiej biopsji w lutym okazał się bardzo trudny do zaakceptowania: ogniska raka gruczołowego odpowiadające pierwotnemu nowotworowi dróg żółciowych -nieoperacyjny, niepoddający się chemii. Lekarze kazali czekać, aż guz zacznie uciskać przewody żółciowe i w takim wypadku poddać się zabiegowi ich poszerzania. Byłam osłabiona, nie mogłam jeść, bo każdy posiłek kończył się wymiotami; bardzo schudłam. Byłam na lekach przeciwbólowych, dzięki którym mogłam jako tako funkcjonować. Odbyłam kolejną konsultację w szpitalu klinicznym w Warszawie, z nadzieją, że tam poradzą sobie z moją chorobą – jednak przełom nie nastąpił.
Po powrocie z Warszawy szukając skutecznego leczenia, skontaktowaliśmy się z Kliniką Radiologii i Medycyny Nuklearnej w Magdeburgu, chcąc ustalić szczegóły terapii metodą radioembolizacji. Dowiedzieliśmy się, że koszt takiej terapii to przynajmniej 150 000 złotych, więc zawahaliśmy się, bo to ogromna kwota.
Guz zaczął uciskać drogi żółciowe, ale próba ich udrożnienia w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Katowicach nie powiodła się, żółtaczka mechaniczna mogła się więc rozwijać. Tym razem, zaraz po powrocie ze szpitala poczułam się bardzo źle, ból był nie do zniesienia i na drugi dzień, w Wielką Sobotę, pojechałam do szpitala w Gorlicach z zamiarem przyjęcia na oddział paliatywny. Po dotarciu na miejsce, z uwagi na zalecenia dalszej konsultacji w Katowicach, lekarze zdecydowali skierować mnie na oddział chirurgii onkologicznej. Ucieszyłam się tym faktem – mam w końcu dla kogo żyć – chcę widzieć, jak moja córeczka dorasta, towarzyszyć jej w tym, spędzić jeszcze wiele lat u boku mojego męża, z moją rodziną i przyjaciółmi.
Na oddziale byłam odżywiana pozajelitowo, co jednak nie powstrzymało wymiotów.
W międzyczasie prof. Pech z Magdeburga zadeklarował chęć pomocy i udrożnienia przewodów żółciowych, gdyż poza Katowicami nie znał nikogo w Polsce, kto mógłby to zrobić.
Ze szpitala w Gorlicach przewieziono mnie do szpitala w Tarnowie, gdzie założyli mi dren, który ma odprowadzać żółć i obniżać bilirubinę, nie jest to jednak tak naprawdę rozwiązanie problemu. Obecnie stoję przed wyborem leczenia w Klinice Radiologii i Medycyny Nuklearnej w Magdeburgu w Niemczech lub nowoczesną metodą Nanoknife w jednym z dwóch ośrodków w Polsce. Wszystko zależy od możliwości zakwalifikowania mnie na dany rodzaj leczenia. Niestety wymienione wyżej metody są bardzo kosztowne i wynoszą wg. przesłanego kosztorysu z Niemiec ok. 150 000 złotych, natomiast w Polsce do 100 000 złotych.
Mimo trudności nie poddaję się, chcę żyć dalej w zdrowiu, wiem, że wielu przyjaciół mnie wspiera i są gotowi na każdą pomoc. Każda wpłata przybliża mnie do celu – do życia i zdrowia!
Agnieszka Cieślak-Kosińska
Można także pomóc tutaj - Majówka w szczytnym celu z „Dorotką w Krainie Oz”
Napisz komentarz
Komentarze