Trzy lata temu pani Jadwiga była pełna sił i wigoru – pracowała, zajmowała się domem, była zupełnie niezależna. Nie sprawiało jej trudności noszenie drewna do pieca, zrobienie zakupów, pozmywanie podłóg czy umycie okien. Dzisiaj bez kuli się nie porusza, a większość domowych zajęć wykonuje na siedząco z wózka inwalidzkiego.
Ale od początku... wypadek
To był wrzesień 2014 roku. Jechała do pracy w centrum wsi.
Byłam wtedy zatrudniona do robót użytecznych społecznie przez gminę – mówi kobieta.
Przed pracą zatrzymała się w miejscowym sklepie, by zrobić zakupy. Rower oparła o ścianę budynku.
Chciałam już odjeżdżać, kiedy jeden z dostawców nagle cofnął na parkingu i potrącił mnie – wspomina.
Właściciel sklepu natychmiast wezwał pogotowie, bo jej noga puchła w zastraszającym tempie, a palce zsiniały.
Trafiła na oddział ortopedii gorlickiego szpitala ze względu na złamanie trójkostkowe, jedno z najbardziej rozległych złamań kości.
To było w środę, a w czwartek leżała już na stole operacyjnym.
Wszystko ładnie się goiło, poruszałam się o kuli. Było dobrze do marca, gdy zespolenie, którym lekarze próbowali mi uratować nogę – rozpadło się. Zgruchotane kości po prostu nie zrosły się. Śruby, pręty i płytki trzeba było usunąć – dopowiada.
Kolejne zabiegi i kolejne cierpienie
Na nogę założono jej gips, ale po sześciu tygodniach okazało się, że kości nawet nie zaczęły się zrastać. Co więcej, kość przebiła skórę w okolicach kostki, a z nogi lała się ropa z krwią.
Ból był już nie do zniesienia. Infekcja szalała, bo i nie bez znaczenia było, że pani Jadwiga od 12 lat leczy się na cukrzycę. Zapadła decyzja o usunięciu kostki w stopie.
Noga pani Jadwigi znów nie chciała się goić. W listopadzie lekarze podjęli decyzję o przeszczepieniu skóry, by zagoić potężną ranę, która powstała w okolicy usuniętego stawu.
W końcu jedynym wyjściem była amputacja
Kolejne miesiące znów przyniosły ból i cierpienie. Noga była tak zdeformowana, że lekarze zaproponowali rekonstrukcję kostki.
Jej powodzenie ocenili tylko na 20 procent. Mimo to nadzieję straciłam dopiero wtedy, gdy kończyna zaczęła robić się czarna. W Krakowie mówili, że prawdopodobnie może dojść u mnie do zatoru, który byłby zabójczy przy i tak bardzo małym przepływie krwi w żyłach nogi – tłumaczy.
Teraz jej całym światem są dwa pomieszczenia w popegeerowskim domku, po których w miarę swobodnie może się poruszać na wózku.
Jej jedyną szansą na powrót do aktywności i względnej samodzielności jest zakup protezy. Krakowska firma wyceniła ją na prawie 20 tys. złotych. Pani Jadwigi nie stać na jej sfinansowanie, ponieważ utrzymuje się tylko z 700 zł renty z OC sprawcy wypadku i 153 zł zasiłku.
Prosimy, pomóżcie!
Pieniądze można wpłacać poprzez stronę zrzutka.pl TUTAJ
Napisz komentarz
Komentarze