NIEŚWIĘTE PRAWO WŁASNOŚCI
SZCZĘŚLIWI WŁAŚCICIELE GARAŻY
W 2001 roku stałam się właścicielką garażu stanowiącego część wybudowanego przez Inwestora, którym była Spółdzielnia Mieszkaniowa Pod Lodownią, kompleksu garaży. Budowę w całości sfinansowali członkowie, którzy znacznie wcześniej zapisali się na listę oczekujących na tego typu inwestycję. Formalności i prace budowlane trwały kilka lat. Sfinalizowane zostały przydziałami poświadczającymi prawo własności do garażu stanowiącego integralną część zespołu garażowego. Zgodność z prawem przydziałów potwierdził stosownymi podpisami Zarząd, a przez lata także notariusze, którzy w ich sprzedaży pośredniczyli.
43 NABITYCH W GARAŻE
Bomba wybuchła, gdy prezesem Spółdzielni Pod Lodownią została pani Mariola Migdar. Robiąc porządki po odwołanym przez spółdzielców poprzedniku - jak podkreśla - zastosowała się jedynie do wskazówek polustracyjnych, w których znalazł się zapis mówiący o uporządkowaniu sprawy gruntów pod garażami. Pani prezes zagregowała, stwierdzając, że przydziały z 2001 roku są nieważne z mocy prawa; garaże są blaszane, nie maja fundamentów, więc nie są trwale związane z gruntem. Podkreślić trzeba, że kompetencji do wystawiania tego typu opinii nie mają związki rewizyjne, ani zarządy spółdzielni. Przedstawionej decyzji nie podparto opinią inspektora budowlanego, ani biegłego w dziedzinie budownictwa. Odbierając ludziom własność, nie wskazano żadnych fachowych ekspertyz, a w prawie budowlanym nie ma legalnej definicji „powiązania z gruntem”, więc decyzję o unieważnieniu przydziałów oparto jedynie na interpretacji przepisów. O negocjacjach nie było mowy. Sprawę własności rozwiązano „Umową”, do podpisania której zobowiązano dotychczasowych właścicieli, przekształcając ich w dzierżawców gruntów, a z ciągu garaży, z których żaden nie stanowi wyodrębnionej całości, w złom, do którego uprzątnięcia w ciągu trzech miesięcy zobowiązano dotychczasowych właścicieli, w razie gdyby Spółdzielnia zdecydowała o wypowiedzeniu dzierżawy. W pakiecie dorzucono wzrost opłaty za garażowanie z 7 złotych miesięcznie do około 30 złotych. Tym, którzy odmówią podpisania nowych warunków zapowiedziano podwojenie stawki.
KTO NA KIM ZARABIA
Zważywszy na fakt, że prawo spółdzielcze nie pozwala zarabiać spółdzielniom na członkach, próbowałam dojść, za co płacę. Dzięki informacji z Urzędu Miasta ustaliłam, że za wieczyste użytkowanie terenu zabudowanego 43 garażami i placem manewrowym Spółdzielnia płaciła gminie niepełne dwa tysiące złotych rocznie. Jak wynika z nieskomplikowanych działań matematycznych to około 4 złote miesięcznie od garażu. Pozostałe składowe narzuconej sumy, pozostają tajemnicą, której Zarząd nie chce ujawnić. - Dlaczego? - Odpowiedzi można się jedynie domyślać.
BEZTROSKA RADY NADZORCZEJ
Bulwersująca w całej sprawie jest rola przewodniczącej rady nadzorczej pani Grażyny Mocarskiej. W 2001 roku swoim podpisem potwierdziła zgodność z prawem wydawanych na garaże przydziałów, dziewięć lat później parafowała pisma stwierdzające, iż przydziały są nieważne z mocy prawa. Zatrważająca wręcz beztroska w podejściu do prawa i związanych z tym konsekwencji dla członków Spółdzielni, którzy wybierając radę nadzorczą, wierzą, że reprezentuje ich, kontrolując działania prezesów, chroniąc interesy ogółu, jak i poszczególnych członków wspólnoty, którą podjęli się reprezentować, i to nie za darmo. Dwa oddalone w czasie podpisy pani Przewodniczącej całkowicie dyskredytują wiarygodność organu, jakim kieruje kolejną kadencję. Jaką moc prawną mają podpisane przez Zarząd dokumenty, skoro, jak pokazuje sprawa garaży przy Żeromskiego, nikt za nic nie odpowiada, za wszystko i tak zapłacą spółdzielcy.
SAMOTNA BATALIA SĄDOWA
Nie wnikając w dalsze szczegóły powiem tylko, że prowadzone między Spółdzielnią, a dotychczasowymi właścicielami garaży polemiki trwały około miesiąca. Ostatecznie na ”spółdzielczym placu boju” zostałam sama, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Sprawa sądowa o stwierdzenie ważności przydziału garażu jak do własnościowego spółdzielczego lokalu ciągnęła się przez trzy lata. Spółdzielnia nie przedstawiała dowodów swoich racji, nie było opinii budowlanych, główny argument to wniosek polustracyjny. O fachową ocenę reprezentujący Spółdzielnię radca prawny wystąpił dopiero wówczas, gdy powołany przez mojego adwokata biegły - okazało się, że pomoc prawna była niezbędna – przedstawił korzystną dla mnie ekspertyzę.
ZAPŁACIĆ ZA BŁĘDY
Sprawę ostatecznie przegrałam. Podstawą wyroku stała się opinia biegłego powołanego przez Spółdzielnię. Pani prezes nie kryła zadowolenia, tym bardziej, że na skutek - przyznaję mojego błędu - sama napisałam pozew, naiwnie sądząc, że ustalenia stanu prawnego garaży, można rozsądzić w oparciu o dokumenty i przepisy w ciągu jednego, dwóch posiedzeń, i to bez zatrudniania adwokata. Błąd mój polegał na tym, że zamiast pozwać Spółdzielnię, pozwałam jej prezesa, okazało się, że to nie to samo. Sąd tę oczywistą pomyłkę zauważył i zaproponował sprostowanie, zgody nie wyraziła pani Migdar, co dla mnie skutkowało wyższymi kosztami sądowymi, bo tym sposobem toczyły się dwa postępowania: jedno przeciwko Spółdzielni, drugie przeciw pani prezes, a to z kolei przełożyło się na wysokość zasądzonych mi opłat. w tym kosztów reprezentacji prawnej oraz obowiązku opłacenia obu biegłych. Zapewne i radość strony przeciwnej z wygranej była dwa razy większa, wprost proporcjonalna do poniesionych przeze mnie wydatków. No cóż, za błędy trzeba płacić. Zapłacę i pójdę dalej, bo od wyroku mam zamiar się odwołać, ufając, że Zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej Pod Lodownią przed laty nie oszukał swoich członków i przydziały własności wręczył zgodnie z prawem. Mam też nadzieję, że budowę zespołów garażowych zrealizowano zgodnie z projektem, bo wszelkie odstępstwa zagrożone były sankcjami karnymi przewidzianymi dla Inwestora i nadzoru budowlanego. Jak na razie ofiarami inwestycji pod nazwą „Budowy garaży przy ulicy Żeromskiego” stali się przemianowani na dzierżawców sponsorzy, którzy przez niemal dekadę, uważani byli za ich właścicieli.
ETYKA RADCOWSKA
W historii mojej trzyletniej sądowej odysei ciekawym wątkiem są pieniądze zasądzone obrońcy prezes Migdar i zarazem Spółdzielni, czyli radcy prawnemu Dariuszowi Kołotyle. Przypadek ten jest interesujący pod względem etycznym, zainspirowanym zresztą postawą pani Prezes, w kwestii błędnie napisanego przeze mnie pozwu. Obsługa prawna Spółdzielni rocznie kosztuje spółdzielców około trzydziestu tysięcy. Płacą za nią solidarnie wszyscy członkowie, także ja. Wygląda na to, że w przypadku spraw sądowych spółdzielnia kontra spółdzielca, czy też odwrotnie, jak to miało miejsce w moim przypadku, członek spółdzielni płaci podwójnie: raz w czynszu, w który wliczona jest także obsługa prawna Spółdzielni, drugi raz opłaca „swojego pracownika”, gdy ten występuje przeciwko niemu w sądzie. Paradoks? Ciekawe, co na ten temat mówi etyka zawodowa radców prawnych, jeżeli oczywiście taka jest?
INTERES ŻYCIA
Tym sposobem, gdy Spółdzielnia wypowie mi dzierżawę lub sama będę chciała z zespołu garaży wyłączyć "swój", będę mogła zabrać jedynie: bramę wjazdową, tylną ścianę i kawałek dachu. Wybudowanie mojej części w kompleksie garaży kosztowało wówczas około czterech tysięcy, gdy cena kompletnego „blaszaka” kształtowała się między 1200 - 1500 złotych. Za co więc Spółdzielnia brała pieniądze? Kto na garażach zrobił interes? Sprawę o garaż w sądzie przegrałam, co nie znaczy, że nie zostałam oszukana, i nie tylko ja.
Alicja Nowak
Skany dokumentów pochodzą z bloga pani Alicji Nowak
Napisz komentarz
Komentarze