Myk na rower no i jadę,
Do plecaka prowiant kładę.
I wzdłuż działek pedałuję,
Zew wolności w głowie czuję.
Siutry, kratki, trochę piachu,
Pedałuję rachu-ciachu.
W mig dojeżdżam aż do kładki
(Uważając na wypadki),
I przechodząc przez tą kładkę
W samym środku - kraksa z Tadkiem.
Ja się cofam, on się cofa
A przed kładką znowuż Gocha.
Ględzę coś bez przytomności,
Wspominamy jakichś gości,
Później kit o całowaniu...
Czy owocny? Wyjdzie w praniu.
Zawsze kiedy widzę Gochę
We łbie szumi, mam radochę.
A za kładką stoły, ławy,
Chyba dychnę - nie ma sprawy.
Odpoczynek jest dla kółek,
Dla Ariela - kilka bułek.
Jem mlaskając jak wiewiórka,
A u paska, ech... next dziurka.
Teraz znowuż po asfalcie,
(Dla kondycji to jest wsparcie).
Mijam Agę, mknie z kijami,
Ładna... (mówiąc między nami),
Mijam rowerowe pary,
Uśmiech, lansik, okulary.
Tak dojeżdżam do Szymbarku,
Suchość w ustach, sztywność w karku.
A na ból zmęczonej nogi
W restauracji zjem pierogi.
I tak siedzę pod Kasztelem
I uradzam z przyjacielem.
Mieszam łyżką w smacznej zupie...
Jak się pisze wiersze głupie??
Ariel
Napisz komentarz
Komentarze