Rozmowę z Marią Zielińską przeprowadzili 19 października w programie Dzień Dobry TVN Paulina Krupińska-Karpiel i Damian Michałowski.
Przyszła Pani do nas czy przyjechała?
Przyjechałam. Dowiedziałam się w piątek, że nagranie będzie dziś (przyp. red. - 19 października) więc nie zdążyłabym tu przyjść na piechotę, ale uwielbiam chodzić.
A gdzie pani ostatnio była tak na piechotę?
W zeszłym tygodniu piechotą chodziłam po Beskidzie Sądeckim, w czwartek i piątek robiłam trasę Korony Gór Beskidu Sądeckiego. To jest 35 szczytów, a do dziś mam ich zaliczonych ponad 20.
Czy pani zawsze żyła tak aktywnie, czy może w pani życiu nastąpił jakiś moment przełomowy, że postanowiła pani wszędzie chodzić i zdobywać górskie szczyty?
Odkąd pamiętam, od liceum chodziłam po górach, nasz profesor od niemieckiego zaszczepił w nas tę miłość do gór. W szkole pamiętam, chodziliśmy na rajdy po Beskidzie Niskim. Jak zaczynały się wakacje, to chodziłam na obozy wędrowne. Rozpoczynałam swoją przygodę od Bieszczadów, do dziś bardzo je lubię. Wtedy pamiętam pierwsze dwa tygodnie z namiotem, plecakiem, butlą, z takim ciężarem się wychodziło, nie to, co teraz.
Gdy poszłam do pracy, było już mniej czasu na wędrówki, ale żeby się odstresować, zaczęłam jeździć w każdą niedzielę na wycieczki z PTTK-iem. To były Tatry, Sudety, Bieszczady. Potem, żeby sobie wydłużyć lato, to w październiku, listopadzie wybierałam się w ciepłe kraje.
Jak poszłam na emeryturę, to miałam więcej czasu, żeby wychodzić w góry. Najwięcej wypraw odbyłam w czasie pandemii covidu. Byliśmy zamknięci, za granicę nie można było jechać, a więc zostały nam polskie góry.
W tamtym czasie w roku średnio spędzałam od 70 do 90 dni w górach. Podobnie jest teraz.
A to prawda, że kiedyś z koleżanką postanowiła pani przejść całą plażę?
Tak, to prawda. Przeszłyśmy plażą na bosaka od Świnoujścia do Piasków pod granicą rosyjską, z tym że trwało to trzy lata, po prostu koleżanka, z którą szłam, nie miała tyle dni urlopu, aby tę trasę zrobić za jednym razem.
Czy kolejne cele i kierunki destynacji wymyśla sobie pani sama, by je kolejno realizować? Czy jednak podróżuje się lepiej z kimś?
Te 88 krajów odwiedziłam razem z biurami podróży, natomiast te trzy, pięciodniowe wędrówki odbywam z dwiema koleżankami, z nimi jeżdżę np. w Sudety. Te trasy długodystansowe przeszłam sama. W zeszłym roku przeszłam sama Główny Szlak Sudecki, pokonałam go w ciągu 18 dni, moim celem było zdobycie najwyższego odznaczenia diademu. Gdy pokonywałam te 444 km, to robiłam sobie jeszcze wypady na inne szczyty Głównego Szlaku Beskidzkiego. Ten zrobiłam na raty w ciągu dwóch lat.
Spośród tych wszystkich wypraw, gdyby pani miała wybrać jedną, to która by to była?
To trudny wybór, bo na każdym kontynencie można znaleźć ciekawe kraje, z ciekawą tradycją i budowlami. Lubię przyrodę, wiec wybrałabym pewnie Australię i Nową Zelandię. Tam czuć swobodę. Jak odchodziłam na emeryturę, a uważam, że powinno się na nią pójść w momencie, gdy jeszcze ma się siły, by móc z niej korzystać, to wyjechałam na miesiąc właśnie w tamtym kierunku.
Moja praca była bardzo stresująca i uznałam, że to najlepszy sposób, żeby się wyluzować. Potem powtórzyłam taką wyprawę do Azji, tam zwiedziłam Birmę, Wietnam, Kambodżę i Laos. Cóż takie miesięczne wyprawy są najfajniejsze, oczywiście, gdy się ma czas. Mimo wszystko na emeryturze nie mam za dużo czasu, i... trochę zaniedbałam dom, ale uważam, że to dom ma służyć mi, a nie ja domowi. Jeżdżę więc i chodzę w góry dalej.
Na 80. urodziny być może postanowię sobie, że zdobędę kolejnych 80 szczytów, może niższych, ale na pewno to zrobię.
Dziękujemy pani za rozmowę i życzymy spełnienia kolejnych marzeń.
W lipcu tego roku pisaliśmy o Wiesławie Brudniak z Gorlic, która została 6-krotną zdobywczynią Korony Gór Polski.
Napisz komentarz
Komentarze