Nasz Czytelnik opisał sytuację, która miała miejsce kilka dni temu. Jak sam mówi:
Nie chcę tu robić z siebie bohatera. Chcę tylko zaapelować o wrażliwość na drugiego człowieka, bo chyba ją tracimy.
Opowiedział krótką historię, która mu się niedawno przydarzyła.
Jechałem samochodem. Godzina 14, bardzo ciepły dzień, oddychało się trudno i zapowiadało się na burzę. Na ulicy Chopina, pod kominem zobaczyłem człowieka. Szedł dość szerokim krokiem. Chwiał się. Ten pan szedł poboczem wykraczając co chwilę na jezdnię. Zdziwiło mnie to, bo po drugiej stronie ulicy jest ścieżka pieszo-rowerowa. Zerknąłem na niego – odpalał właśnie papierosa i szedł dalej.
No nic, idzie, to idzie, pewnie nie jest trzeźwy, ale jest dobrze widoczny.
Kilkanaście minut później, po swoich załatwieniach stwierdziłem, że z ciekawości przejadę tą samą trasą z powrotem. Człowieka nigdzie nie było widać. Niedaleko od miejsca, w którym go ostatni raz widziałem coś zwróciło moją uwagę. Zjechałem na pobocze, włączyłem awaryjne i sprawdziłem, co się stało. Z wysokiej trawy wystawały tylko nogi człowieka i buty. Leżał na ziemi zakryty roślinami, na wpół rozebrany.
Dalej historia opisuje chwilę nawiązania kontaktu z człowiekiem, którym okazał się mężczyzna w średnim wieku. Był przytomny, ale nieco zamroczony. Potrafił się przedstawić, przyznał wprost, że jest pijany i poczuł ogromne zmęczenie, dlatego położył się w trawie. Na widok naszego Czytelnika szybko się ubrał.
Powiedziałem mu, że nie mogę go tu zostawić, bo jest za gorąco. Może mu się stać krzywda. Postawiłem sprawę jasno: albo idzie dalej sam, albo wzywam policję, bo po prostu się o niego martwię. Tu mnie zaskoczył. Powiedział, gdzie mieszka i poprosił o podwiezienie go do miasta.
Byłem zaskoczony, ale mężczyzna nie zachowywał się agresywnie ani wulgarnie. Zgodziłem się do podwieźć.
Co jednak najciekawsze:
Facet był pijany, ale bardzo kulturalny. Okazał wielką wdzięczność, całą drogę dziękował, podkreślając jak to niezwykłe, że ktoś przystał na taką propozycję. Zdawał sobie sprawę z tego, jak wygląda i jak mogła skończyć się ta historia. Mówił i o tym, że mógł umrzeć. Wiedział, że ktoś mógł do niego podejść i go okraść. Za podwózkę chciał zapłacić, ale się nie zgodziłem.
Nasz Czytelnik kończy tę historię stwierdzając, że:
To był normalny odruch. Pewnie gdyby człowiek był agresywny nie byłoby w ogóle rozmowy o podwózce. Po sprawdzeniu czy żyje zadzwoniłbym po policję i poczekał aż przyjadą. Nie wyobrażam sobie jednak zostawić takiego człowieka w trawie. Mógł tam leżeć godzinami. Mogła mu się stać krzywda. A przecież to też człowiek. Może i z problemami, ale człowiek.
Osoba, która leży w miejscu publicznym, bardzo często zostaje oceniona jako pijana. To często prawda, ale nie zawsze. Problem jest bardziej złożony, ponieważ czasem okazuje się, że osoba nieprzytomna tak naprawdę ma problemy zdrowotne, których obraz jest podobny do obrazu osoby, która nadużyła alkoholu. Niezależnie od tego, jaki jest powód złego samopoczucia osoby, powinniśmy reagować.
Możemy sami zadzwonić po służby (112), możemy oznaczyć miejsce pobytu osoby na Krajowej Mapie Zagrożeń Bezpieczeństwa.
Zawsze mamy jednak obowiązek udzielenia pomocy, nawet, jeśli będzie ona sprowadzała się do przekazania informacji o tym, gdzie znajduje się osoba w potrzebie.
Zadbajmy o to, by odpowiednie osoby przejęły opiekę nad potrzebującym.
Możemy to zrobić szybko, łatwo i anonimowo.
Napisz komentarz
Komentarze