Wielu przybyło pieszo, liczni na rowerach, nie brakło tych zmotoryzowanych. Chociaż parking miał ograniczoną możliwość pomieszczenia wszystkich zainteresowanych obejrzeniem rekonstrukcji bitwy pod Gorlicami, bez niepotrzebnych nerwów wszystkim w końcu udało się dotrzeć na miejsce.
A tam już od pewnego czasu nadawany był komunikat związany z bezpieczeństwem: będzie pirotechnika, będą wybuchy, będą wydarzenia z życia wioski, która próbowała przetrwać zawieruchę wojenną.
Dla bardzo, bardzo wielu rodzin z dziećmi najważniejsze były słowa lektora informującego o tym, że wiele wydarzeń może być niezrozumiałych dla najmłodszych: trzeba będzie je później wyjaśnić małym obserwatorom. I tak też się działo.
Krótko po godzinie 17 rozpoczęła się niezwykła opowieść. Snuła się przy muzyce, która zdawała się początkowo nie pasować do opowieści o wojnie. Z czasem wszystko jednak nabrało sensu. Historia wsi, która zaczyna być centrum zmagań z I wojny światowej była historią zwykłego życia: ktoś się zakochiwał, ktoś właśnie jadł obiad, ktoś kupował kwiaty. Ktoś się oświadczał, ktoś odpowiadał:
tak
Spokojne życie wsi, zburzyć miała wkrótce zawierucha wojenna. Walka o Polskę i tożsamość narodową była ważna. Ale równie ważne były pojedyncze istnienia ludzi, którzy nie żyli na co dzień wzniosłymi ideami, ale starali się po prostu wieść swoje spokojne życie.
Aż w końcu zaczęło się: wybuchy, rywalizacja armii, próby zdobycia kolejnych okopów, walka wręcz, walka na odległość i ta prowadzona z powietrza. Dzieci z wypiekami na twarzach obserwowały kolejne manewry wojsk, z daleka podziwiały rywalizację armii. Ekscytowały się tym, że zza wzgórza wyłaniają się kolejne postacie:
Tato, to sojusznicy? Mamo, czy to Polacy?
Odpowiedź na najprostsze dziecięce pytanie:
którzy to Polacy?!
nastręczała wiele problemów. Nie dlatego, że rodzice nie znali odpowiedzi, ale dlatego, że przy wystrzałach armat i pod skrzydłami pięknego samolotu naprawdę trudno kilkulatkom wyjaśnić zawiłości polityki.
Na taką dawkę historii jeszcze przyjdzie czas. A we wtorkowe popołudnie był czas nauki i zakorzeniania informacji w emocjach. Jak wyglądali ludzie, czym i jak walczyli, jak strasznie wyglądała chwila, w której z okopów wyciągany był potrzebujący pomocy. Te emocje powiązane z poczuciem bezpieczeństwa uczestników wielkiej rekonstrukcji spowodowało, że nikt nie żałuje czasu spędzonego dziś w Sękowej. A przybyło wielu gości: z bliższych i dalszych regionów Polski.
Rejestracje przyjezdnych wyróżniały się na parkingach. Nasi wybierali nieco odleglejsze miejsca parkingowe i spacerem docierali na miejsce rekonstrukcji. Rozmawiali, wesoło gwarzyli. Niektórzy po raz pierwszy, inni po raz kolejni, szczycąc się, że nie opuścili jeszcze żadnego wydarzenia na Pańskich Polach.
Wygłodniali emocji, gotowi na to, że po rekonstrukcji przyjdzie czas na wiele, wiele rozmów o tym, dlaczego ta wojna była niezbędna, a bitwa pod Gorlicami tak wyjątkowa w dziejach naszego kraju.
Napisz komentarz
Komentarze