Polacy nie od razu pokochali lumpeksy – jeszcze nie tak dawno była to tandeta
Zapomnijmy na chwilę o pięknym wnętrzu, jasnej przymierzalni i pięknie poukładanych ubraniach. Polskie lumpeksy nie zawsze tak wyglądały. Odzież używana w połowie lat 90. XX wieku była przez jednych pożądana, dla innych stanowiła najgorszy sort ubrań, na które można było wydać pieniądze. Świecące etykietki sugerujące, że są to ubrania z Rzymu czy Mediolanu miały dawać posmak luksusu, którego tak bardzo wtedy pożądano. Wszystko to było jednak kłamstwem.
Betonowe miasta wypełniały targi, na których czasem można było wygrzebać jakąś perełkę. Kupowanie używanej odzieży (najlepiej sprowadzanej z USA!) miało wtedy jednak inne znaczenie. Wielu wmawiało sobie, że dotyka luksusu, na który normalnie nie byłoby go stać. Smutne, szare szafy z ubraniami pamiętającymi nieodległy PRL powoli zapełniały się nowoczesną modą. Chociaż wszyscy chcieli kupować rzeczy ładne i ciekawe, ich po prostu nie było. Kolorowe lata 90. powoli zdobywały rynek, a krzykliwe barwy miały być odtrutką na szarość słusznie minionej epoki.
Sklepy z odzieżą używaną niejednokrotnie nazywano „tandetami”. Wyjście na tandetę oznaczało po prostu pójście na zakupy używanych rzeczy i nie miało nic wspólnego z poszukiwaniem markowych ubrań czy unikatowych ubranek vintage. Była to smutna konieczność osób, które nie mogły sobie pozwolić na kupno nowej garderoby.
W specyficznie pachnących, mało eleganckich wnętrzach piętrzyły się stosy ubrań: niejednokrotnie brudnych i zdecydowanie niepamiętających już swojego pierwotnego przeznaczenia. Ceny wcale nie zachęcały: sztuczne, przetarte, zmechacone ubrania często kosztowały niewiele mniej niż nowe ubrania. Wyjście na ciuchy do sklepów z odzieżą używaną dla wielu było synonimem biedy. Do dziś w uszach niektórych brzmią często powtarzane wtedy słowa:
Weź to zostaw. To sprzedają, bo ktoś w tym pewnie umarł. A jeszcze grzybicy dostaniesz czy co...
Dziś jest zupełnie inaczej...
„Pani Mario, przyszłam do Pani odpocząć”! Zakupy w lumpeksach jako terapia
Gorlice, mały sklepik z odzieżą używaną.
Kobiety witają się z uśmiechem, a panowie z zapałem poszukują dobrych, mocnych jeansów do pracy. Mogą być też ładne: dlaczego by nie? Znają się czasem tylko z widzenia, ale stali bywalcy lumpeksów lubią te niezobowiązujące spotkania. Niektóre są bardzo regularne i długotrwałe.
Do najlepszych ciucholandów długie kolejki ustawiają się w każdy dzień, w którym obsługa wystawia nowy towar. Nie brakuje rzeczy w niemal idealnym stanie, dobrych marek. Wszystko to za ułamek oryginalnej ceny.
Poszukiwanie ciekawej garderoby w stosach różnokolorowych ubrań we wszystkich fasonach jest przygodą, a satysfakcja ze znalezienia ubrań w idealnym rozmiarze i fasonie bywa ogromna:
Pani Mario! Proszę popatrzeć, co znalazłam! Jaka piękna sukienka! Właśnie takiej potrzebuję na randkę!
Dziś kupienie perełki w lumpeksie bywa większym powodem do dumy, niż zakup gotowego produktu w sklepie z nowymi rzeczami. Ubranie wykorzystane w czasie ważnej uroczystości rodzinnej czy nawet na weselu może być dużo ciekawsze, niż produkowane masowo modne rzeczy. Zapamiętamy też na długo zdziwioną minę osób, którym oświadczymy:
W lumpeksie upolowałam!
Zazdroszczą? Może odrobinkę!
Nawet celebryci muszą się godzić z tym trendem i zamiast nieustannie lansować nowe produkty, czasem dla ochrony swojego wizerunku zachęcają właśnie do świadomych i odpowiedzialnych zakupów odzieży, która już wcześniej komuś posłużyła.
Wielu miłośników lumpeksów przyznaje, że spędza czas w lumpeksach także po to, by odpocząć psychicznie po ciężkim dniu w pracy. Niektórzy starają oderwać się choćby na kilkanaście minut od domowych obowiązków, kupując za kilka złotych coś, co po prostu ich ucieszy. Drobna inwestycja w samego siebie.
To forma terapii – modoterapii!
Od tego, w co się ubieramy, zależy nie tylko nasze samopoczucie, ale także to, jak postrzegają nas inni. Pamiętacie, że to właśnie mowa niewerbalna, mowa naszego ciała, nasz wygląd, mówi o nas więcej, niż słowa, które wypowiadamy? Ciucholandy pozwalają nam ubrać się nie tylko modnie, ale także w sposób, który podkreśli nasz indywidualizm.
Dziś panterka? A może wzór kwiatowy? Barwy jasne, czy ciemniejsze, stonowane, a może krzykliwe?
A może... wszystko naraz?!
Dziś odzież z drugiej ręki to często klasa sama w sobie
Sklepy z odzieżą używaną pojawiają się wszędzie i nie są już kojarzone z miejscami dla ubogich, ale stanowią kopalnie inspiracji i szansę dla poszukujących unikatowych ubrań. Nawet blisko krakowskiego Rynku Głównego nie brakuje ciucholandów. To miejsca, które stały się modne i są dziś symbolem świadomego wyboru konsumentów. Komuś już się nie przydadzą, ale mogą dostać kolejne życie. Zniszczone, ale dobrej jakości? Można naprawić lub przerobić w coś zupełnie nowego!
Dziś nie ma ubrań, których nie wypada ubrać. Wszystko jest kwestią osobistych preferencji i doświadczeń. Korzystamy z tego pełnymi garściami.
Jedwabne sukienki i bluzki są na wyciągnięcie ręki. Odzież lniana, bawełniana, a może inne naturalne tkaniny?
Dziś ubrania zmieszane w koszach to tylko część kolekcji: większość elementów lumpeksowej garderoby wisi elegancko rozpięta na wieszakach lub wyeksponowana na modelach. Jak w sklepie z nowymi ubraniami, tylko dużo, dużo taniej.
A na półkach: Balenciaga, Gucci, Versace... tak, tak! Nawet w Gorlicach można znaleźć piękne oryginały i to wszystko za niewielkie pieniądze.
W dzień lumpeksu zachęcamy Was do odkrywania miasta na nowo, tym razem, >>>szlakiem odzieży używanej :)
Najlepiej zacząć w Galicji, przy ul. Kopernika 10 lub Mickiewicza 8.
Napisz komentarz
Komentarze