Skąd się wziął przesąd, zgodnie z którym piątek 13 jest pechowy? Trudno określić.
Za Wikipedią można wskazać, że to powiązanie pojawiło się dopiero na początku XX wieku, a mogło mieć związek z historią templariuszy. Jeśli ktokolwiek kojarzy pierwsze sceny z serialu bądź książki „Królowie przeklęci", ten pamięta chwilę, od której, zgodnie z legendą, rozpoczął się upadek rodu króla Francji, Filipa IV, zwanego Pięknym.
Feralność daty bierze początek od faktu, że w ten dzień (13 października 1307) aresztowano templariuszy, kłamliwie oskarżonych przez króla Francji Filipa IV m.in. o herezję, sodomię i bałwochwalstwo (...) Według tej hipotezy, ostatni wielki mistrz zakonu, Jacques de Molay, tuż przed spłonięciem na stosie przeklął Filipa IV i papieża Klemensa V, a rok później obaj nie żyli.
Fascynująca historia opowiedziana z dużą domieszką pisarskiej fantazji Maurice Druona pobudza wyobraźnię.
Czy jednak współczesny człowiek chce wierzyć w pecha, fortunę czy też stwierdzić, że konkretna data wydarzenie lub przedmiot przynosi nieszczęście?
Zabawa przesądami wyszła, jak się wydaje, już dawno z naszej świadomości. Lubimy o sobie myśleć jako o ludziach nauki, czerpiących wiedzę z faktów i rozsądnego namysłu nad rzeczywistością.
Co ciekawe jednak, rubryki gazet wypełnione kontaktami do wróżek, magów i jasnowidzów cieszą się niesłabnącą popularnością. O wpływie jasnowidzenia na pracę policji napisano już niejedną książkę. Co więcej, w szczególnie ważnych dla nas chwilach staramy się pomagać szczęściu: zachowujemy pewne rytuały, nie idziemy na ważne rozmowy bez konkretnych przedmiotów czy w „pechowych" ubraniach. Mamy swoje „szczęśliwe” skarpetki albo kolczyki, które nigdy nas nie zawiodły, egzaminy piszemy tylko konkretnym długopisem, a parasola nigdy nie otwieramy w zamkniętym pomieszczeniu... byle nie spotkał nas pech.
Jak to dziś jest z nami, ludźmi oświeconymi?
Wiele przesądów i guseł przeniknęło z obszaru rytualnego do naszego dnia codziennego. Kopniak na szczęście? Dlaczego nie, lanie wosku na andrzejki? Oczywiście - to tylko zabawa, z którą nie wiążemy większych nadziei, nie przywiązujemy się do działania, które kiedyś wiązało się z silnym przekonaniem: tak będzie! Ale poszukiwanie zwiastunów szczęścia i unikanie oznak pecha wydaje się nadal nam towarzyszyć. Chcemy zapraszać do swojego życia dobre myśli, wibracje, stany...
Chociaż jesteśmy niemal całkowicie przekonani, że to nie zapewni nam szczęścia, odruchowo łapiemy się za guzik widząc kominiarza. Po co? No, na szczęście! Żyjącym dajemy bukiety z kwiatów w nieparzystej liczbie: parzysta przeznaczona jest dla zmarłych. Absolutnie nie wolno przechodzić pod drabiną, chociaż tu akurat można posiłkować się regułami BHP.
Polacy, zacofany naród?
Absolutnie nie: przesądy i pewne praktyki, które mają przywoływać szczęście lub odganiać pecha, są znane i praktykowane na całym świecie. W Indiach nie powinniśmy korzystać z usług fryzjera we wtorki. A tradycyjnych japońskich szpitalach nie znajdziemy pokoju z numerem 4, ponieważ nazwa tej liczby po japońsku bardzo przypomina wymowę słowa śmierć. W wielu osobach na całym świecie pełnia księżyca wzbudza trwogę, gdyż wiązana jest z budzeniem się nieczystych mocy. Wstawanie prawą nogą lub przechodzenie przez próg domu właśnie prawą nogą to także powszechnie pojawiający się zabieg... ostrożności, znany w wielu regionach świata. Wiele pań doskonale też wie, dlaczego nie należy kłaść na ziemi swojej torebki. Motocykliści nie kładą zaś nigdy na ziemi swoich kasków, przyczyna jest jednak zupełnie inna...
A Wy, wierzycie w to, że niektóre przedmioty czy sytuacje przynoszą pecha lub zapraszają do nas szczęście? Jakie znacie najciekawsze przesądy?
Napisz komentarz
Komentarze