„Beskid bez kitu” napisałam i narysowałam nakręcana miłością do gór, zwierząt, grafiki i łażenia na przełaj. Książka jest efektem moich dwóch lat pracy i ponad 20 lat miłości do Beskidu Niskiego. To idealna lektura dla dzieci krytycznych, odważnych i ciekawych świata, ale też dla dorosłych, którzy nadal dają pobrykać swojemu wewnętrznemu dziecku – przekonuje autorka Maria Strzelecka.
W książce połączone są dwa światy, lata 60. i współczesność, dwie odważne dziewczynki, a do tego niedźwiedzie i jelenie, kumaki i dzierzby, cerkwie i bukowy las, dziurawiec i wilcza jagoda, beskidnicy i mieszkańcy PGR-u, owce i wilki...
To opowieść o dzieciach i ukrytym wilku, tym prawdziwym, ale też tym abstrakcyjnym, pojmowanym jako „zły”, „obcy”, „inny”, to wyjątkowo napisana historia o odmienności i tolerancji.
Maria Strzelecka nie pochodzi z Beskidu Niskiego, ale od ćwierć wieku dużo ją łączy z naszymi terenami.
Przede wszystkim miłość do tego regionu, ale również ziemia, którą posiadam. Zawsze było to dla mnie miejsce wyjątkowo piękne i inspirujące. Miejsce, które dało początek wielu historiom w moim życiu, wielu przyjaźniom, ale też działaniom artystycznym. Z wykształcenia jestem bowiem malarką i graficzką, a zanim napisałam „Beskid bez kitu”, uwieczniałam Łemkowszczyznę na obrazach (TUTAJ) – opowiada.
Autorka przyznaje, że odkąd dowiedziała się, iż na jej ziemi stała kiedyś cerkiew greckokatolicka to zaczęła bardzo dużo czytać na temat Beskidu Niskiego i jego historii.
Kiedy zaczęłam robić doktorat, temat był dla mnie oczywisty – Beskid Niski! Główną częścią mojej pracy doktorskiej było zilustrowanie i zaprojektowanie ilustracji do książki, więc stwierdziłam, że dlaczego mam ilustrować cudzą, skoro mogę własną i tak zrodził się pomysł napisania tej książki – wyjaśnia.
„Beskid bez kitu” jest ważnym tekstem w obecnych czasach.
Tej historii nie uczą w szkole, wielu moich dorosłych znajomych również nic nie wiedziało o akcji Wisła i o naszym południowym pograniczu. Warto mówić dzieciom, że jako kraj mieliśmy również potknięcia, a nie same sukcesy. Wielokrotnie starałam się opowiedzieć historię Beskidu Niskiego mojej 10-letniej córce Jagnie, ale książki dostępne w księgarniach taktują ten temat bardzo faktograficznie, więc zupełnie jej to nie interesowało, a mnie ciężko było w ten sposób tworzyć interesującą dla niej opowieść – mówi.
Przyznaje, że od podstaw tworzyła sposoby i narzędzia „opowiadania” i tak powstała ta książka, która odchodzi od obiektywnej narracji historycznej, a raczej wykorzystuje tradycje historii mówionej i podań rodzinnych, skłaniając czytelnika ku emocjonalnemu odbiorowi zdarzeń, miejsc, przyrody i ludzi. Powstały w ten sposób narzędzia, które dzięki mechanizmowi utożsamiania się z bohaterkami opowieści uruchamiają wrażliwość emocjonalną dziecka.
Mam nadzieję, że zapośredniczone poprzez lekturę doświadczenie pobudzi wyobraźnię i ciekawość, będzie źródłem wiedzy, ale przede wszystkim będzie uczyć otwartości i krytycznego myślenia. O trudnych tematach nie opowiadam wprost, buduję jednak przestrzeń uruchamiającą w czytającym podstawę zaciekawienia i otwartości na różnice kulturowe – mówi.
W książce lęk zostaje oswojony poprzez dekonstrukcję klasycznych i powszechnie znanych bajek, na przykład tej o Czerwonym Kapturku, w której wilk zostaje uwolniony ze swojej funkcji bycia „tym złym”.
„Beskid bez kitu” testowałam na córce i starszym synu, ich kolegach i koleżankach, czytałam ją im, kiedy u nas nocowali i na wyjazdach, sprawdzałam niezrozumiałe dla nich momenty – podkreśla z uśmiechem.
Oprócz historii Beskidu Niskiego i przygodowej fabuły „Beskid bez kitu” jest też przewodnikiem przyrodniczym.
Po lekturze mojej książki spokojnie można jechać w góry, a nasze dzieci rozpoznają bez problemu gatunki ptaków, tropy i niektóre rośliny. Pomagają w tym, traktowane z przymrużeniem oka i fabularyzowane, tablice graficzne – dodaje na koniec Maria Strzelecka.
„Beskid bez kitu” jest skierowany do dzieciaków od 8 roku życia, a książkę można już kupić między innymi w gorlickiej księgarni „Mieszko”.
PS. Autorka ma w planach napisanie drugiej część książki, takiej zimowo-wiosennej, bo ta, która ukazała się kilka dni temu, jest letnio-jesienna.
Napisz komentarz
Komentarze